Jeśli rząd nie odmrozi płac w budżetówce i nie znajdą się pieniądze na wyższe pensje – Polska stanie. Związkowcy z OPZZ nie pozostawiają złudzeń.
W sektorze budżetowym pracuje co piąty Polak lub Polka. Pensje nie są waloryzowane od 2010 roku, a w niektórych zawodach inflacja "zjada" wartość wynagrodzenia systematycznie od 13 lat – pisze "Gazeta Wyborcza". Rząd jednak chce, aby i w kolejnym roku płace pozostały zamrożone.
Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych, zrzeszające 800 tys. pracowników, już przygotowuje się do akcji protestacyjnej – informuje dziennik. Protestują już policjanci, wrze wśród środowisk zrzeszających strażaków, nauczycieli, przedstawicieli zawodów medycznych.
Biorąc po uwagę liczbę zawodów, które podnoszą bunt, skala protestów może być poważnym problem dla rządu, który stara się gasić pożary zapewnieniami i obietnicami podwyżek.
- Mamy dość PR-u rządu i kłamstw. Jeśli w czwartek rząd nie przedstawi sprawiedliwych propozycji, budżetówka rozpocznie wielki protest – zapowiedział Jan Guz, szef OPZZ, podczas konferencji prasowej związków.
Postulaty są trzy – odmrożenie płac i 12 proc. wzrost wynagrodzeń będący w rzeczywistości wyrównaniem, a nie faktyczną podwyżką. Po drugie, powiązanie wzrostu płac z tempem wzrostu PKB i wreszcie, podniesienie minimalnego wynagrodzenia do wysokości 50 proc średniej płacy w Polsce – wylicza "Wyborcza".
W czwartek ma zostać podjęta decyzja o akcji protestacyjnej. Jak zaznacza dziennik, jeśli to nie otrzeźwi rządu i dojdzie do głosowania, Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, zapowiedział, że podniesie rękę za strajkiem generalnym.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl