Wzrost gospodarczy na poziomie 4 proc. rocznie - taki cel stawia sobie administracja Donalda Trumpa. Plan jest wyjątkowo ambitny. W ostatnich latach amerykańska gospodarka rosła bowiem w tempie o połowę mniejszym. Na dodatek ten wzrost ma się odbyć kosztem innych krajów. Część ekonomistów jest zdania, że Polska może mocno odczuć zmianę w Białym Domu.
Agencja Bloomberg donosi, że nowy prezydent USA zapowiada powrót amerykańskiej gospodarki na ścieżkę szybkiego wzrostu. Plan stworzenia 25 mln miejsc pracy w ciągu najbliższych 10 lat ma doprowadzić do tego, że PKB będzie rósł w tempie 4 proc. rocznie.
Bloomberg przypomina, że od czasów kryzysu w USA tamtejsza gospodarka rośnie w średnim tempie 2,1 proc. Zbliżone do tego poziomu są też prognozy ekonomistów ankietowanych przez dziennikarzy.
Z kolei Międzynarodowy Fundusz Walutowy prognozuje, że w tym roku PKB USA wzrośnie o 2,5 proc., a w 2018 r. o 2,3 proc. Stopa bezrobocia ma tymczasem utrzymywać się na poziomie poniżej 5 proc. Po raz ostatni ze wzrostem gospodarczym na poziomie 4 proc. mieliśmy w USA do czynienia w 2000 r. Wówczas ten wynik sięgnął dokładnie 4,1 proc.
Na razie jednak obserwatorzy rynków zdają się dawać Donaldowi Trumpowi spory kredyt zaufania. Od czasu ogłoszenia wyników wyborów prezydenckich można obserwować umocnienie dolara, a także kontynuację wzrostów na nowojorskiej giełdzie.
W czasie kampanii Donald Trump zapowiadał m.in. realizację bardzo ambitnego programu infrastrukturalnego, obniżenie podatków, tworzenie nowych miejsc pracy i renegocjowanie umów handlowych.
Istotnym czynnikiem, który będzie miał wpływ na rynki finansowe, będzie współpraca Donalda Trumpa z bankiem centralnym USA. W styczniu 2018 r. kończy się kadencja obecnej szefowej Fed, Janet Yellen. Jej następcę wskaże właśnie Donald Trump. Ekonomiści spodziewają się, że w tym roku Fed zdecyduje się na dwie lub trzy podwyżki stóp procentowych. To dodatkowo sprzyja umocnieniu dolara.
Tuż po zaprzysiężeniu nowego prezydenta USA ekonomiści wyrażali jednak w WP money swoje obawy dotyczące jego przyszłej polityki. Niepokój budzą przede wszystkim stosunki USA z Chinami. Donald Trump kilkakrotnie prowokował już Chińczyków wpisami na Twitterze, dotyczącymi ich waluty, czy wymiany handlowej. Eksperci wskazują, że negatywne skutki ewentualnej wojny handlowej z Chinami byłoby widać w całej globalnej gospodarce.
- Efekt ewentualnej wojny handlowej, wyliczył i upublicznił Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Według jego szacunków doprowadziłaby to do spadku obrotów handlowych w ciągu pięciu lat o 14 proc., inwestycji o 4,5 proc., a PKB całego świata obniżyłoby się o 1,5 proc. - mówi dr Cezary Mech, był wiceminister finansów.
Ekonomiści przewidują też próbę zawiązania przez USA sojuszu z Rosją przeciw Chinom.
Jak powiedziała prof. Elżbieta Mączyńska, z naszego punktu widzenia zagrożeniem może być inflacja w USA wywołana przez politykę Trumpa, która będzie powodowała wyższe stopy procentowe, a to z kolei wywoła wzrost światowego zapotrzebowania na dolary, co będzie umacniało kurs tej waluty.
- Polska należy do tych krajów, które mają największą ekspozycję na ryzyko związane ze zmianami na rynku kapitałowym na świecie. Ponieważ nasz wskaźnik dotyczący liczby kredytów walutowych plus zobowiązań dłużnych, które mamy względem zagranicy w relacji do PKB, jest na poziomie najwyższym na świecie, wyższym niż w Meksyku, na Węgrzech i w Turcji - a nawet 1/3 naszego długu Skarbu Państwa jest w walutach. Dlatego jesteśmy, obok już przeżywających trudności Meksyku czy Turcji, najbardziej narażeni na wszelkiego typu zawirowania jak i odpływ kapitałów - podkreśla Cezary Mech.