Publiczne szpitale będą mogły leczyć pacjentów za pieniądze - proponują rządzący. Nadal będziemy mogli się w nich leczyć ze środków NFZ, ale będziemy mogli też zapłacić, by nie stać w kolejce. - Wróci wolna amerykanka z początku lat 90. Jak masz pieniądze, to będziesz leczony - mówi money.pl Witold Michałek, dyrektor Federacji Pacjentów Polskich.
Zgodnie z założeniami nowelizacji ustawy o działalności leczniczej jej celem jest ”rozstrzygnięcia wątpliwości związanych z możliwością udzielania odpłatnych świadczeń zdrowotnych przez podmioty lecznicze niebędące przedsiębiorcami”. Projekt trafił we wtorek do konsultacji.
- Ta propozycja rozwiązuje problem tego, że szpitale publiczne mają dużo większy potencjał wykonywania zabiegów leczenia niż pozwalają na to środki z NFZ. Jednak w mojej ocenie, nie do końca rozwiąże to problem z kolejkami - mówi Mieczysław Pasowicz, prezes Polskiego Stowarzyszenia Dyrektorów Szpitali i wiceprezydent Europejskie Stowarzyszenie Dyrektorów Szpitali.
Rzeczywiście od lat eksperci sygnalizowali, że nie pozwalając szpitalom publicznym na realizowanie usług komercyjnych, marnuje się również i publiczne pieniądze, wydane na drogi sprzęt, który stoi niewykorzystany.
Działo się tak dlatego, że szpitale dostawały po prostu zbyt mało kontraktów od NFZ na leczenie przy jego wykorzystaniu. Teraz więc ma szansę się to zmienić. Drogie urządzenia i zespoły medyków będą mieli więcej pracy. Szpitale będą mogły dodatkowo zarobić, ale dla niezbyt zamożnych pacjentów może to niewiele zmienić.
Oczywiście przejście kilku osób z kolejki do np. operacji biodra finansowanej przez NFZ, do płatnej realizacji tego zabiegu nieco ją zmniejszy. Jednak zdaniem Pasowicza nie rozwiązuje to samego problemu.
Pierwszy wolny termin w 2027 r.
- W pierwszej kolejności powinno się określić maksymalny czas oczekiwania na zabieg z NFZ. Po upływie tego czasu należałoby pozwolić pacjentowi zrealizować to leczenie odpłatnie, ale z gwarancją zwrotu pieniędzy ze środków publicznych - dodaje prezes PSDS.
Na co zwraca uwagę nasz rozmówca, podobnie rozwiązano to w innych krajach. W Danii przy czasie oczekiwania przekraczającym 30 dni pozwala się pacjentowi wybrać, gdzie będzie się leczył i oddaje pieniądze.
Być może u nas nie byłoby to możliwe, bo zbyt wielu Polaków czeka latami na zabiegi, żeby budżet służby zdrowia to wytrzymał. Jak pisaliśmy w money.pl wbrew zapowiedziom PiS kolejki do leczenia wciąż rosną. Liczba chorych w kolejkach też rośnie.
Na przykład na wizytę u neurologa w grudniu 2015 r. czekało niecałe 125 tys. osób. W grudniu 2016 - już prawie 138 tys. Czas oczekiwania wydłużył się z 36 do 43 dni. Pogarsza się dostęp do tomografii komputerowej: w grudniu 2015 r. czekało 154 tys. pacjentów; rok później - 178 tys.
Liczba czekających na rehabilitację urosła prawie o 80 tys. osób. Przekracza już milion. Najgorzej jest na Śląsku. W Centrum Rehabilitacji w Ustroniu pierwszy wolny termin to luty 2027 r.
Dlatego zdaniem Pasowicza, wprowadzenie minimalnego czasu oczekiwania jest konieczne. - Podobnie zresztą jak wprowadzenie do systemu ubezpieczeń dodatkowych, bądź alternatywnych. Tymczasem ta nowelizacja próbuje załatwić problem służby zdrowia na skróty - dodaje prezes PSDS.
Płacący wypchną z kolejki tych z NFZ?
W całej sprawie pojawia się również wątpliwość związana z tym, że szpitale inaczej mogą zacząć traktować pacjentów z NFZ i tych, którzy sami płacą za dany zabieg. - Nie ma możliwości wypychania pacjentów stojących w kolejce NFZ na rzecz tych, którzy zapłacą - zapewnia Pasowicz.
Podobnie uspokaja również ministerstwo, bo choć szpitale będą mogły obok kolejki NFZ proponować te same usługi odpłatnie, muszą jednak w pierwszej kolejności dbać o realizacje leczenia z publicznych pieniędzy.
Muszą się też liczyć z kontrolami ze strony NFZ, które mogą wykazać wszelkie nieprawidłowości. To z kolei może oznaczać brak kontraktów w przyszłym roku. Z zapisów projektu jasno to nie wynika, ale takie informacje money.pl uzyskał w MZ. Szpitale mające publiczne pieniądze na realizacji np. stu operacji biodra, muszą je tak jak teraz wykonać w danym roku.
Nie oznacza to jednak, że nie mogą tak sobie rozplanować pracy, by zanim jeszcze ostatnia zakontraktowana z NFZ operacja się zakończy, już operować za pieniądze. Projekt w żadnym stopniu nie reguluje też cen za usługi. Szpitale same będą ustalały cenniki i mają one nie wprowadzać dodatkowych opłat dla procedur finansowanych z NFZ.
Dlatego w projekcie zaproponowano ”zmianę przepisu dotyczącego regulaminu organizacyjnego w zakresie ustalenia cennika opłat. Propozycja dotyczy uproszczenia tego przepisu, tak aby wprost z niego wynikało, że cennik... może dotyczyć wyłącznie „świadczeń komercyjnych”. Oczywiste jest natomiast, że nie dotyczy świadczeń finansowanych ze środków publicznych, na postawie odrębnych przepisów”.
Szpitale publiczne jak publiczna TV?
Projekt budzi jednak delikatnie mówiąc mieszane uczucia w Federacji Pacjentów Polskich. W ocenie jej dyrektora, rozwiązanie jeszcze bardziej podzieli Polaków w dostępie do służby zdrowia. Witold Michałek oczywiście zauważa, że już teraz wielu naszych rodaków może korzystać z prywatnej służby zdrowia, jednak jego zdaniem komercyjne działanie szpitali publicznych, może być niebezpieczne.
- Trochę to przypomina niezdrową pozycję mediów publicznych. Idą na to publiczne pieniądze, a mają iść jeszcze większe. Jednocześnie działają też na rynku komercyjnym mocno go zaburzając, sprzedają reklamy i walczą o oglądalność. Traci na tym też misja. Podobnie może być ze szpitalami - mówi Michałek.
Dyrektor Federacji zgadza się jednak, że dobrze byłoby wykorzystać potencjał coraz lepiej wyposażonych publicznych placówek służby zdrowia. Ma jednak pewne wątpliwości co do tego jak to należy zrobić.
- To rozwiązanie wydaje się być jednak nieprzemyślane. Jeszce tego nie konsultowano z nami, ale spodziewam się, że organizacji pacjentów, nie będą patrzeć na to przychylnym okiem - dodaje Michałek.
On również podobnie jak przedstawiciel organizacji skupiającej dyrektorów szpitali zwraca uwagę, że ważniejszą sprawą do załatwienia w służbie zdrowia jest ustalenie zasad współpłacenia za procedury kontraktowane przez NFZ.
- Wiemy jak wielu pacjentów korzysta ze służby zdrowia tylko dlatego, że może to robić, a nie dlatego, że coś im dolega. Kolejki również z tego powodu są tak ogromne. Zatem współpłacenie częściowo rozwiązywałoby ten problem, ale też i byłby to jakiś grosz do całego systemu, w którym ciągle pieniędzy brakuje - mówi Michałek.