Wikliniarstwo – trudne, ale opłacalne. Pochłania czas, żąda uważności i wymaga pracy rąk. Szacuje się, że z hektara do kieszeni rolnika trafia ok. 7-8 tys. zł. Sporo, choć i koszty nie są małe.
Najlepszy czas dla wikliny – lata 70. i 80. – minęły. Popyt na surowiec zmalał. Nie ma już plantacji, które sprzedawałyby go do zakładów i na masową produkcję. Są jednak miejsca, w których całe pokolenia wciąż uprawiają i wyplatają wiklinę. Trendy – jak przed laty – płyną dziś z Nowego Tomyśla (Wielkopolska) i Rudnika nad Sanem (Podkarpacie).
Praca rąk
W Osowiej Sieni w Wielkopolsce na blisko 5 ha najpopularniejszą odmianę wierzby zwaną amerykanką sadzi Grzegorz Nikolin. Najstarsze pole – przeznaczone do likwidacji – ma 25 lat. Najmłodsze – rok.
W mazowieckim Lesznie u Świątkowskich tradycję uprawy i przetwórstwa wikliny oraz plecionkarstwa kontynuuje już trzecie pokolenie. Tu surowiec (głównie amerykanka i konopianka) uprawiany jest aż na 80 ha w czterech powiatach. – Wikliniarstwo i plecionkarstwo to domena całych rodzin, które zajmują się tym od lat. Dla kolejnych pokoleń to oczywisty wybór zawodowej drogi – zapewnia Wojciech Świątkowski, który fachu uczył się od ojca – Eugeniusza Świątkowskiego.
Wybór oczywisty choć obarczony pewnym ryzykiem. Uprawa wikliny nie należy do najprostszych. Plantacje zakłada się jesienią, przed pierwszymi przymrozkami lub wiosną, gdy mrozy już zelżeją. Pierwszy rok to intensywna pielęgnacja, pielenie i obowiązkowe ścięcie, jeśli nie chcemy, by pręty się rozkrzaczyły. Zbiory to ręczna robota. Wiklinę wycina się specjalnymi nożami, następnie sortuje według rozmiaru, gotuje, koruje, suszy i wiąże w snopki.
– Największa trudność to brak na rynku maszyn, które wspomagałyby uprawę. Oczywiście radzimy sobie jak możemy. Niektórzy wykorzystują Osy – kosiarki do trawy, przerabiają snopowiązałki czy sprowadzają różne maszyny m.in. z krajów azjatyckich. Nie są one jednak do wikliny, więc często się psują – tłumaczy Grzegorz Nikolin. – Narzędzia są coraz bardziej wydajne, ale ludzkich rąk nic nie jest w stanie zastąpić – dodaje Wojciech Świątkowski.
8 tysięcy z hektara
Wiklina nie jest zbyt wymagająca. Lubi słońce i można ją sadzić na każdym rodzaju gleby. Ważne by pole było już wcześniej uprawiane. Wiklina nie jest odporna na mróz i – podobnie jak inne uprawy – nie przetrwa gradu. Szczególnie tego, który pojawia się w czerwcu czy lipcu, a powoduje łamliwość prętów. Młode pędy upodobały też sobie sarny. Trzeba więc pomyśleć o skutecznym zabezpieczeniu. – Wiklina potrzebuje dobrej ręki. Wymaga dużej wiedzy i uwagi – mówi Wojciech Świątkowski.
Monika Rosmanowska
Czy wikliniarstwo jest opłacalne? Szacuje się, że do założenia hektarowej plantacji potrzeba ok. 170 tys. sztuk sadzonek. Koszt to około 20 tys. zł. W pierwszym i drugim roku zbiory nie są imponujące. Na dobry zysk trzeba poczekać 4-5 lat. Plusem jest to, że surowiec sadzi się raz na kilka, kilkanaście, a – przy odpowiedniej pielęgnacji – nawet 20 lat, a kosi co roku. Z jednego hektara uzyskuje się ok. 12-13 ton wikliny. – Jeśli przeliczymy to na złotówki to mamy ok. 7-8 tys. zł. To sporo, ale trzeba pamiętać o nakładzie pracy. Te 12-13 ton przechodzi przez ręce pięć, sześć razy – wylicza Grzegorz Nikolin.
Żeby świat nie był plastikowy
Wiklina wykorzystywana jest do wyplatania koszy i koszyków, mebli, mat, płotów, różnego rodzaju ozdób do ogrodów czy budowli w przestrzeni publicznej, m.in. rzeźb w parkach czy urządzeń do zabawy dla dzieci. – Wiklina wciąż zajmuje na naszym rynku należne jej miejsce. Zmienia się moda, forma wytwarzanych produktów, ale wierni odbiorcy pozostają. Część starych wzorów wypadła z obiegu, inne funkcjonują do dziś. Wiklina nigdy się nie znudzi. Zresztą jaką mamy alternatywę? Zmienimy świat na plastikowy? – pyta Wojciech Świątkowski.
Monika Rosmanowska
Świątkowscy sprzedają wiklinę i wyroby z wikliny: m.in. kosze, meble, zabawki dla dzieci, klatki i legowiska dla zwierząt, maty i płoty. Grzegorz Nikolin wyplata koszyki na polski i niemiecki rynek. Sprzedaje też surowiec m.in. na popularne dziś maty wiklinowe, będące ozdobą balkonów czy ogrodów. Najcenniejsza jest biała wiklina. Uzyskuje się ją wkładając pręty, który puściły pierwsze liście, do basenów z wodą.
Rynkowi nie służy zalew tanich produktów z Chin. – Na szczęście wciąż są ludzie, którzy potrzebują unikatowych produktów. To klient, który wymaga od twórcy elastyczności – przekonuje Świątkowski.
Zawodu koszykarz-plecionkarz uczą w Łowiczu i od niedawna w Zespole Szkół w Jaworze na Dolnym Śląsku. Słuchacze poznają tajniki uprawy wikliny, a także wyplatania koszy i drobnych mebli. A w Nowym Tomyślu odbywa się Jarmark Chmielo Wikliniarski. Raz na cztery lata plecionkarze z całego świata stają w konkursowe szranki.