Ponad miliard złotych unijnej dotacji na zakup pociągów dla PKP Intercity stoi pod znakiem zapytania. Money.pl dotarło do dokumentów, z których wynika, że pociągi nie spełniają wymagań przetargowych. To problem dla bydgoskiej Pesy - która z firmy skazanej na bankructwo przez kilka lat wyrosła na narodowego czempiona i gwiazdę eksportu. Atmosfera wokół spółki znów gęstnieje.
W maju zeszłego roku PKP Intercity i bydgoska Pesa podpisały umowę na dostawę 20 nowoczesnych pociągów Dart. To istotny kontrakt, bo Darty to zupełnie nowa konstrukcja, zaprojektowana i wykonana w Polsce. Mają wprawdzie jeździć z prędkością do 160 km/godz. ale producent zapewniał, że składy mogą mknąć nawet 250 km/godz. Czyli tyle, co Pendolino. Zresztą do Dartów szybko przylgnęło określenie "polskiego Pendolino".
Drugim dużym kontraktem na dostawę pociągów dla PKP Intercity jest umowa na 20 pociągów typu Flirt, które PKP Intercity ma otrzymać od polsko-szwajcarskiego konsorcjum nowosądeckiego Newagu i Stadlera. Wszystko to razem miało stworzyć nową jakość na polskich torach.
Trudne słowo interoperacyjność
W czym tkwi problem? PKP Intercity określiło w wymaganiach przetargowych, że nowy tabor ma być zgodny z tzw. TSI. To techniczne specyfikacje interoperacyjności, czyli - mówiąc prościej - unijne normy techniczne dla kolei. Zarówno Darty jak i Flirty pod koniec października br. otrzymały dopuszczenie do eksploatacji, ale żaden z producentów nie uzyskał dokumentów stwierdzających, że jego tabor jest zgodny z TSI.
Mało tego, w zezwoleniach dopuszczających te pociągi do ruchu, wprost jest powiedziane, że nie są one zgodne TSI. Oznacza to, że nie ma dowodu, że pociągi spełniają kryteria postawione w przetargu. A zgodnie z unijnymi wymogami, PKP Intercity powinno odebrać tabor do końca 2015 r.
Co na to PKP Intercity? Biuro prasowe przewoźnika twierdzi, że nie ma problemu. - Uzupełnione zezwolenie musi trafić do nas, zanim zaczną obowiązywać nowe przepisy. Ze strony producentów mamy taką gwarancję - zapewnia money.pl rzeczniczka PKP Intercity Beata Czemerajda. Jak wyjaśnia, producenci będą mogli dostarczyć odpowiednie certyfikaty nawet w 2017 r.
Wygląda na to, że PKP Intercity odbierze pociągi, choć te będą miały niepełną dokumentację. - Według mnie stanowisko PKP Intercity, że producenci mogą dostarczyć dokumenty później, jest odpowiedzią wymijającą. To znaczy pod względem eksploatacyjnym jest w porządku: pociągi są dopuszczone do ruchu w Polsce, więc mogą wyjechać na tory. Natomiast kwestia zobowiązań kontraktowych to sprawa osobna. Jeżeli PKP Intercity zażyczyło sobie w specyfikacji przetargowej, że pociąg ma być zgodny z TSI, to powinien spełniać ten warunek w momencie dostawy - ocenia w rozmowie z money.pl prezes fundacji ProKolej Jakub Majewski.
Stadler zaś przekonuje, że w przypadku Flirtów uzyskanie certyfikatu zgodności z TSI jest tylko formalnością. Ale ile to zajmie? Nie wiadomo. - Pracujemy nad niezbędną dokumentacją. Kończąca się perspektywa finansowania 2007-2013 skutkuje dużym obłożeniem pracą jednostek wydających certyfikaty, dlatego proces jest jeszcze w toku. Jednocześnie pragnę podkreślić, że pojazd przeszedł pozytywnie wszystkie badania i jest w pełni zgodny z obowiązującymi Technicznymi Specyfikacjami Interoperacyjności, a więc także z wymaganiami PKP Intercity – mówi nam kierownik ds. komunikacji Stadlera na Europę Centralną Marta Jarosińska.
A co mówi Pesa? Producent z Bydgoszczy domagał się od naszej redakcji pytań na piśmie. Ale od wtorku na te pytania nie odpowiedział.
Zdaniem specjalistów od prawa zamówień publicznych, z którymi rozmawiał money.pl, nawet jeśli PKP Intercity odbierze pociągi, to producenci najprawdopodobniej nie unikną kar kontraktowych. - Teoretycznie PKP Intercity może usztywnić stanowisko i nie odbierać pociągów tak długo, jak długo nie będą miały pełnej dokumentacji. Ale nie wierzę, by do tego doszło. Najprawdopodobniej przewoźnik odbierze pociągi i określi, do kiedy mają mieć wszystkie certyfikaty. Może też naliczać dostawcy kary umowne - ocenia w rozmowie z money.pl Tomasz Srokosz, partner w kancelarii KSP Legal&Tax Advice.
- Miałem kiedyś taki przypadek, że mój klient dostarczał produkt zgodny ze specyfikacją, ale brakowało jakiegoś dokumentu, przysłowiowej pieczątki. Zamawiający towar odebrał, ale naliczał kary do dnia, aż dokumentacja była kompletna - dodaje.
Podobnego scenariusza spodziewa się Dariusz Ziembiński z Grupy Doradczej KZP. - Oczywiście zamawiający może stanąć okoniem, ale może być także tak, że odbierze pociągi pod warunkiem dostarczenia certyfikatów i naliczy kary plus roszczenia odszkodowawcze. Autostrady też u nas się odbierało, a przecież w danym dniu żadnych parametrów autostrady nie spełniały - przypomina.
Nie bez znaczenia są napięte do granic możliwości terminy. Zarówno Flirty, jak i Darty mają być dostarczone do końca roku. A i ten termin jest ustępstwem ze strony przewoźnika. PKP Intercity zawarło z producentami aneksy do umów, właśnie odsuwające w czasie dostawę pociągów.
Jak tłumaczy Beata Czemerajda, producenci potrzebowali więcej czasu, bo zmieniły się przepisy i procedury uzyskania homologacji się wydłużyły. Jednak termin końca roku jest już nieprzekraczalny. Powodem są unijne dotacje. Tylko na te dwa kontrakty PKP Intercity ma dostać z unijnej kasy ponad miliard złotych – 574 mld zł na pociągi od Pesy oraz 658 mln zł na składy Newagu i Stadlera. Jeśli do końca roku pociągi nie będą odebrane, to pieniądze przepadną.
O tym, dlaczego to oznacza kolejne kłopoty dla bydgoskiej Pesy - czytaj na następnej stronie
**Czarne chmury nad Pesą**
O ile Newag i Stadler przekazali już PKP Intercity 16 pociągów, a z pozostałych czterech trzy przeszły już odbiory fabryczne, to w przypadku Pesy niewiele wiadomo. Pierwszy pociąg już powinien być w Intercity, ale nadal go nie ma.
Producent z Bydgoszczy nie ma ostatnio dobrej prasy, choć przez ostatnie lata był określany jako narodowy czempion i polska marka eksportowa. Prezes Pesy Tomasz Zaboklicki wykupił zakład w czasie, gdy brakowało zamówień, a zakład skazywany był na upadłość. W kilka lat firma stała się największym polskim producentem taboru. W latach 2010-2015 Pesa sprzedała elektryczne zespoły trakcyjne za 3,6 mld zł. Spółka seryjnie wygrywała przetargi na dostarczenie tramwajów do kolejnych miast. Zaczęła zdobywać też kontrakty poza granicami - między innymi w Niemczech, Rosji czy we Włoszech.
Ostatnio jednak pojawiły się sygnały, że w tej dobrze naoliwionej lokomotywie z Bydgoszczy coś zaczyna zgrzytać. W tym roku Pesa straciła kontrakt w Niemczech na tabor dla połączeń regionalnych, bo przedłużała się procedura homologacji jej pociągów. Pojawiły się też informacje, że Darty są zbyt ciężkie.
Trafiające do mediów informacje o kłopotach producenta to zdaniem szefa Pesy Tomasza Zaboklickiego "plotki i oskarżenia rozsiewane przez uprzejmą konkurencję”. - Stajemy się globalnym graczem i konkurencja zaczyna nas się bać – mówił niedawno Zaboklicki w wywiadzie dla miesięcznika "Forbes". Zapewnił też, że Pesa wywiąże się ze swoich zobowiązań.
Ale na tym kłopoty się nie skończyły. Na początku listopada "Puls Biznesu" napisał, że komisarze PKP Intercity odbierający Darty mają poważne wątpliwości dotyczące jakości składów. Według gazety komisarze obawiają się, że pudła pociągów mogłyby się złamać w czasie użytkowania. W artykule powołano się także na anonimowe źródła mówiące, że władze PKP Intercity mają zmuszać komisarzy do odbierania składów, nawet tych budzących wątpliwości.
To jednak PKP Intercity stanowczo dementuje. - Bezpieczeństwo pasażerów jest naszym priorytetem i odbierzemy wyłącznie przetestowane i zgodne z zamówieniem składy. Temu służy restrykcyjny proces odbiorów. Tu nie ma miejsca na kompromisy – mówi nam Beata Czemerajda. - Żadne z porozumień nie przewiduje odbioru przez spółkę wadliwych pociągów bez względu na rozmiar stwierdzonej wady – zastrzega.
Tymczasem aneksami do umów zainteresowało się CBA. Jak informowało na początku listopada Polskie Radio, CBA miało informację o możliwych nieprawidłowościach i przekazało sprawę do prokuratury.
Kilka dni temu Pesa została wykluczona z przetargu na nowe pociągi w Małopolsce ze względu na rażąco niską cenę- to akurat efekt działań konkurencji, bo na Pesę poskarżył się Newag, a jego zarzuty uznała Krajowa Izba Odwoławcza.
Teraz Pesa pracuje na pełnych obrotach, by zdążyć zrealizować inne swoje zobowiązania. Przykładem są tramwaje dla Łodzi i Krakowa. Tutaj też terminy gonią, bo miasta nie chcą stracić dotacji z UE. Mało tego, miasta wysłały do Bydgoszczy własnych pracowników, by pomogli przy produkcji.