27 miliardów wiadomości tekstowych, jakie w ciągu roku przepływają po łączach telefonii bezprzewodowej, przemnożone przez jeden eurogrosz, dają niebagatelną kwotę, więc premier Berlusconi wie, o co walczy.
W latach wczesnej młodości świtała mi podobna myśl. Wykoncypowałem sobie, że gdyby każdy Polak wpłacił na moje konto złotówkę, to zostałbym najbogatszym człowiekiem w tej części Europy, a beneficjant w ogóle nie odczułby straty. Bo co znaczy złotówka dla człowieka, który pobiera zarobki nawet w granicach minimum socjalnego? Weźmy pielęgniarkę. Dostaje na rękę 800 zł, odpala mi złociaka i nadal ma tyle, że wystarczy jej na bułkę z margaryną.
Problem zaczyna się w momencie, kiedy na podobny pomysł wpadną wszyscy. Wówczas pielęgniarka na pewno nie będzie w stanie uczynić bogaczy z narodu liczącego, byłoby nie było, 40 mln ludzi. Do podobnego wniosku musiał dojść włoski minister komunikacji, który pomysł swojego szefa premiera skwitował lapidarnie: „Spróbujmy wprowadzić podatek w wysokości 2 centów od każdego słowa wypowiedzianego przez polityków”.
Gdyby zasadę tę wprowadzić w Polsce, dopieroż bylibyśmy bogaci. Dwa grosze od słowa Romana Giertycha, dwa grosze od każdego chlapnięcia premiera Millera i od każdego lapusu pana prezydenta. Już podaję numer konta.
Autor pracował w „Prawie i Życiu” oraz „Przeglądzie Tygodniowym”. Obecnie jest redaktorem naczelnym „Panoramy Opolskiej” i wiceprezesem Krajowego Klubu Reportażu.