- Biznes wydaje się bardzo lukratywny, przyszłościowy. Na zachodzie dynamicznie się rozwija i wydaje się być relatywnie prosty. Tak naprawdę bariera wejścia jest bardzo duża - mówi money.pl prezeska Frisco.pl Katarzyna Kazior. Jak dodaje, bardzo dużo kosztuje pozyskanie klientów. Uważa, też że internetowe sklepy Biedronki raczej zaoferują odbiór zakupów w sklepie niż dostawę pod drzwi.
- W Polsce (klienci) są bardzo nieufni. Chętnie dadzą pierwszą szansę, ale musimy na takiego klienta wyłożyć sporo pieniędzy z marketingu, voucher startowy. To jest strata. Ten nowy klient jest u nas na minusie i dopiero budując zaufanie długoterminowe jesteśmy w stanie w tym modelu wyjść na plus - mówi szefowa jednego z największych polskich e-supermarketów.
Jak dodaje, brak opodatkowania e-handlu przez podatek detaliczny, nie spowoduje wysypu tego typu biznesów. W jej opinii pomoże to jednak utrzymać się już funkcjonującym serwisom. Kazior przyznaje, że zastanawia się, jak może wyglądać ewentualne wejście na rynek e-supermarketów Biedronki.
- W tym momencie ona jest w pewnym sensie konkurentem dla naszego modelu biznesowego. My oferujemy jednak dużo szerszy asortyment niż Biedronka. U nas zakupy są typowo hipermarketowe - mówi.
Szefowa Frisco przyznaje, że wejście takiego giganta może oznaczać ostrzejszą konkurencję. W jej opinii Biedronka może zdecydować się na wejście do e-handlu, ale nie poprzez dostarczanie produktów pod drzwi klienta.
- Prędzej taka usługa z odbiorem w sklepie, czyli skrócenie czasu wybierania produktów i stania w kolejce. Model click&collect jest najbardziej racjonalnym dla Biedronki. To byłoby fajne rozwiązanie - uważa.
Katarzyna Kazior twierdzi też, że w Polsce wiele osób traktuje zakupy niczym rytuał i oni nie chcą kupować w internecie. I dodaje, że są osoby dla których to swego rodzaju sposób na spędzanie wolnego czasu i rozrywkę. Poza tym w naszym kraju rozwinięta jest sieć sklepów convenience, czyli tych blisko dużych skupisk ludzkich. A to także nie sprzyja e-supermarketom.