Słowa nowego ministra zdrowia, Macieja Miłkowskiego, wypowiedziane na kongresie Szczyt Zdrowia, wielu zmroziły.
- Jeśli chodzi o politykę fiskalną, to oczywiście się zgadzam - odpowiedział na pytanie o pomysł opodatkowania produktów wysoko przetworzonych i zawierających cukier.
Członek rządu obiecującego upraszczanie i obniżanie podatków otwarcie opowiada się za wprowadzeniem nowej daniny. W dodatku takiej, którą zapłacimy niemal wszyscy. Ciarki na plecach poczuli zapewne nie tylko podatnicy, ale i członkowie gabinetu Mateusza Morawieckiego. Gdy w 2017 r. w mediach pojawiła się wzmianka o rozważanym pomyśle wprowadzenia podatku, resort finansów błyskawicznie je zdementował.
Tym razem podobnej reakcji nie było. Choć zapytane przez nas Ministerstwo Zdrowia przyznało, że "w chwili obecnej nie są prowadzone prace legislacyjne w tym zakresie", to zapewniło, że "stale analizuje dostępne dane". Te mają potwierdzać "potencjalnie korzystny wpływ wykorzystywania narzędzi polityki fiskalnej na zmianę nawyków żywieniowych, a co za tym idzie na zmniejszenie częstości występowania nadwagi, otyłości oraz innych chorób cywilizacyjnych". Czyli właśnie opodatkowania produktów zawierających cukier.
Podatek cukrowy, bo o nim mowa, to postulat Światowej Organizacji Zdrowia (WHO - red.) promowany od lat. Według ekspertów ma pomóc w walce nie tylko z otyłością, ale i schorzeniami nieodłącznie z nią związanymi – cukrzycą typu II czy chorobami serca. Sugerowana przez organizację stawka to nawet 20 proc.
Jeśli nie pomoże w zmianie zwyczajów konsumentów i nie przestaną oni jeść wysoko przetworzonych produktów i pić dosładzanych napojów, to powinna przynajmniej zapewnić szeroki strumień dodatkowych pieniędzy państwowej służbie zdrowia. Na końcu to właśnie ona staje na froncie walki ze skutkami niezdrowej diety.
Innym, realizowanym w niektórych krajach, pomysłem jest wydawanie zebranych w postaci cukrowego podatku pieniędzy na kampanie edukacyjne wśród najmłodszych. Ot, chociażby pokazywanie, ile łyżeczek cukru zawiera się w puszce coli czy czekoladowym batoniku. Z kolei Meksykanie postawili na budowę poidełek dla dzieci w szkołach.
Cukrowa sytuacja w Polsce i na świecie
Statystyka spożycia cukru w Polsce przeciwnikom pomysłu nowego podatku wytrąca argument z ręki. Choć możemy pochwalić się, że w ciągu 10 lat spadła z 1,5 do 1 kg ilość czystego cukru zjadanego w miesiąc, to wzrosło spożycie cukru w produktach przetworzonych. W 2017 r. ten wskaźnik sięgnął 42,3 kg na jednego mieszkańca rocznie, co stanowi wzrost o 10 proc. w stosunku do badań z lat 2005-2007.
Kolejnym z argumentów za możliwością wprowadzenie podatku są efekty jego wprowadzenia w wielu państwach świata. Jako ostatnie do tego grona dołączyły w tym roku Irlandia oraz Zjednoczone Królestwo.
Podatek cukrowy funkcjonuje także m.in. na Filipinach, Fidżi,w RPA, Chinach,Tonga, Nauru czy Samoa. Z podwyżką cen musieli zmierzyć się także Kolumbijczycy (rząd zdecydował o 20-procentowej stawce - red.) czy Węgrzy. W przypadku tych drugich wprowadzony jeszcze w 2011 r. podatek doprowadził do spadku spożycia nie tylko słodzonych napojów, ale i popularnych "energetyków". Z największym wydatkiem muszą liczyć się z kolei klienci w Zjednoczonych Emiratach Arabskich - szejkowie poszli na całość i słodzone napoje obłożyli 50-procentowym podatkiem, a napoje energetyczne... 100-procentowym.
To, że danina podnosząca ceny niezdrowych przekąsek i napojów jest skuteczna, udowodnił najdobitniej Meksyk. Przykład tego państwa na swoich stronach przytacza WHO. 10 proc. podatku doprowadziło do 10-procentowego spadku spożycia napojów słodzonych w skali całego społeczeństwa. Zmiana doprowadziła równocześnie do 16-procentowego wzrostu spożycia wody wśród najbiedniejszych.
Przykład Meksyku to także konkretne liczby. Przez trzy lata od wprowadzenia obostrzeń, według szacunków badaczy, udało się zaoszczędzić ok. miliard dol., który nie został przeznaczony na leczenie, ponieważ udało się uniknąć niemal 190 tys. przypadków nowych zachorowań na cukrzycę typu II i około 20 tys. udarów oraz zawałów. Z kolei same wpływy budżetowe to mniej więcej 1,3 mld dol. rocznie.
Jak podatek cukrowy wpłynąłby na polskie finanse?
Dokładne informacje o skutkach regulacji najłatwiej podawać post factum. Spróbujmy jednak oszacować zyski państwa, gdyby rząd zdecydował się pójść na całość i nie tylko w pełni wdrożyć zalecenie WHO, ale i opodatkować słodycze.
W tym wypadku 20 proc. podatku mogłoby przynieść dodatkowe 1,6 mld zł z samych tylko napojów słodzonych. Polacy bowiem, według raportu KPMG, w roku 2016 wydali na gazowane napoje 8,3 mld zł. Do tego trzeba doliczyć wydatki na słodzone napoje bez gazu, jak np. "herbaty". Tym samym dla potrzeb kalkulacji przyjęliśmy wydatki na 10 mld i uwzględniliśmy spadek ich sprzedaży o 20 proc.
Podobną kwotę może przynieść opodatkowanie słodyczy. W tym roku wartość całego polskiego rynku może wynieść nawet 14 mld zł. Mniej więcej jedna trzecia trafia na eksport. Zatem po przyjęciu podobnych założeń, jak w przypadku napojów, daje mniej więcej 1,5 mld zł zysku dla państwa.
Ostrzeżenie
I choć dodatkowe kilka miliardów złotych (w naszej symulacji nieco ponad 3 mld) może wydawać się kuszące dla rządzących, to muszą pamiętać, że duński rząd przegrał walkę o wprowadzenie podatku, choć taki istniał w tym kraju jeszcze w latach 30. minionego stulecia.
Wprowadzenie przez Koronę Brytyjską tzw. ustawy cukrowej w XVIII w. było jednym z kluczowych czynników, które doprowadziły do wybuchu Rewolucji Amerykańskiej. Na walce z cukrem, a dokładnie ze zbyt dużymi kubkami słodkich napojów (powyżej pół litra - red.), sporo energii i punktów wizerunkowych stracił w 2012 r. burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg. "Troską" o zdrowie nowojorczyków zyskał miano "niani".
ConsumerFreedom.com
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl