Wprowadzenie podatku handlowego w takiej formie oznacza masowe upadłości - przekonują polskie sieci handlowe. - Budżet będzie zadowolony, a polski handel zostanie zaorany - mówi Robert Krzak z Piotra i Pawła. Jego zdaniem nowa propozycja w wysokości 1,2 proc. od obrotów to więcej, niż wynosi rentowność polskich sklepów. – Podatek zapłacą tylko ci, którzy dotąd optymalizowali i oszukiwali – odpowiada poseł PiS Adam Abramowicz.
W Sejmie oficjalnie zaprezentowano nową wersję podatku handlowego. Wersja uchwalona w wakacje została zakwestionowana przez Komisję Europejską i obecnie jest zawieszona. PiS chce więc wprowadzenia tymczasowo wersji, która ma przynieść budżetowi około miliarda złotych wpływów w 2017 roku. Taka kwota została wpisana już do ustawy budżetowej.
- Dla wszystkich będzie to 1,5 proc. obrotów. Taką stawkę proponuje resort finansów. Nasze analizy sugerują stawkę w wysokości 1,2 proc. Ona również zagwarantuje wpływy do budżetu i nie uderzy w konsumentów. Płacić trzeba będzie go co miesiąc – opisuje poseł PiS Adam Abramowicz i dodaje, że rocznie rozliczany będzie podatek dochodowy.
- Jeśli przedsiębiorcy wyjdzie, że jest on większy niż handlowy, to nie dopłaci nic. Jeśli niższy, to dopłaci różnicę. System idzie w kierunku, w którym już dawno środowiska handlowe proponowały – argumentował Abramowicz podczas posiedzenia Parlamentarnego Zespołu na rzecz Wspierania Przedsiębiorczości i Patriotyzmu Ekonomicznego.
Jak dodał, z analiz Ministerstwa Finansów wynika, że obecnie małe i średnie firmy z branży handlowej rozliczające się według podatku liniowego płacą podatek dochodowy w wysokości 1,43 proc. swoich obrotów. Te płacące CIT uiszczają już tylko 0,6 proc. obrotów.
Sieci handlowe w te wyliczenia nie wierzą. Przedstawiciele polskich sklepów, takich jak Lewiatan, argumentowali, że dla nich jednolita stawka podatkowa w wysokości 1,2 proc. od obrotów oznacza bankructwo.
- Jeśli ten podatek przejdzie, to może pan przekazać, że w Poznaniu będzie 56 placówek do wynajęcia. Może być dla Lidla, może być dla Biedronki – powiedział Michał Paszkowiak z PSS Społem Poznań.
- Wynikiem tego rozwiązania będzie też wyjście z pułapki średniego wzrostu, o którym tak dużo mówi premier Morawiecki. Zostaną tylko silni. Budżet będzie zadowolony, a handel polski zostanie zaorany. Zostanie zaorany do końca - dodał Robert Krzak z rady nadzorczej Piotra i Pawła oraz szef Polskiego Forum Handlu, które zrzesza średniej wielkości polskie sklepy.
Przedstawiciele sieci handlowych argumentują, że rentowność sklepów jest dużo niższa niż proponowana stawka podatkowa. Ich zdaniem większość polskich sklepów ma rentowność poniżej 0,5 proc. A to oznacza, że do podatku musieliby dopłacać.
- Pomylono rentowność z wpływami podatkowymi – tłumaczą.
Polska Izba Handlu przedstawiła ]wyliczenia dla przykładowego polskiego przedsiębiorcy. Ten, jeśli prowadzi dwa sklepy z obrotem łącznym w wysokości miliona złotych, to przy rentowności 1,5 proc. ma dochód 180 tys. zł. Podatek płaci więc w wysokości ok. 35 tys. zł. Po wprowadzeniu zmian musiałby dopłacić kolejne 145 tys. zł.
- Nawet Biedronka, która ma najwyższą rentowność w branży sięgającą prawie 5 proc., będzie musiała dopłacić podatek handlowy. Aby nie trzeba było dopłacać, trzeba mieć rentowność rzędu 8 proc. Nikt takiej nie ma – mówi money.pl Wojciech Kruszewski, prezes Lewiatan Holding.
Jak dodaje, rzeczywiście średnia rentowność branży handlowej w Polsce to 1,5 proc., ale zawyża ją właśnie Biedronka. Inne sklepy mają rentowność na poziomie 0,5 proc. obrotów. Tłumaczył też, że dane Ministerstwa Finansów są zafałszowane, bo zliczają nie tylko sklepy spożywcze, ale także jubilerów, stacje benzynowe, a nawet zakłady naprawy aut.
Abramowicz podaje jednak przykłady sieci, które jego zdaniem płacą podatek dochodowy w odpowiedniej wysokości, i nowy podatek handlowy ich nie dotknie. - Czy jest uczciwe dzisiaj, żeby firmy które konkurują na rynku i działają obok siebie używały optymalizacji podatkowej? Czy jest korzystne, by korzystały z bonusu podatkowego? I nie mówcie, że nie optymalizują małe, bo wiemy, że mali też to robią – tłumaczy.
Rząd chce wprowadzić nowy podatek od 1 stycznia lub lutego przyszłego roku. Ma on być podatkiem tymczasowym obowiązującym przez rok lub do rozstrzygnięcia się kwestii podatku detalicznego zakwestionowanego przez Komisję Europejską.