Nowa danina, która ma zastąpić zawetowany przez Brukselę podatek handlowy, przypominałaby kataster - wynika z informacji, do których dotarł money.pl. Byłaby naliczana od największych sklepów i uzależniona od metra kwadratowego, a nie od obrotów placówki. I teraz najciekawsze - pieniądze trafiłyby do samorządów, a nie do budżetu państwa. Na dodatek gminy same by decydowały, jak wysoką stawkę zapłacą Lidle i Biedronki.
Choć wersji podatku handlowego było już co najmniej kilkanaście, to ta jest naprawdę rewolucyjna. Według informacji money.pl, rząd nie chce już ani początkowo planowanych 3 mld zł, ani nawet ostatecznie wpisanego do budżetu na przyszły rok 1,5 mld zł. Aby sprostać wymogom unijnym, woli oddać pieniądze samorządom, ale jednocześnie wywiązać się z obietnicy złożonej przed wyborami.
- To ważny temat, ale nie najważniejszy z punktu widzenia Skarbu Państwa. Nie podchodzimy do tego dogmatycznie - powiedział w czwartek wicepremier Mateusz Morawiecki po perypetiach związanych z wprowadzaniem podatku od sklepów w Polsce.
Podstawowa zmiana to zdegradowanie nowej daniny do rangi podatku lokalnego. Rządowa propozycja zakłada, że handlowy trafiałby do budżetów gmin. Nowa ustawa ma wprowadzić jego minimalną obowiązkową stawkę. Samorządy będą mogły pobierać więcej, a dodatkowo go różnicować. To znaczy, że stawka podstawowa obowiązywałaby na obrzeżach miasta, a w jego centrum byłaby na przykład dwa, trzy razy wyższa. Nowa danina otrzymałaby więc formę podobną do podatku katastralnego.
- Chodzi o stymulowanie powstawania centrów miast. Dzięki takiej dowolności gminy same określą, gdzie chcą mieć handel wielkopowierzchniowy, a gdzie nie - tłumaczy Adam Abramowicz, poseł PiS i szef Parlamentarnego Zespołu na rzecz Wspierania Przedsiębiorczości i Patriotyzmu Ekonomicznego.
To niejedyna zmiana. Komisji Europejskiej, która w połowie września zakwestionowała dotychczasową formę podatku detalicznego, nie podobała się głównie formuła opodatkowania. Chodziło przede wszystkim o kwestię opodatkowania obrotu i skali podatkowej, która zmuszała większe sieci do płacenie wyższych kwot. W nowej wersji ten problem znika. Sklepy mają płacić opłatę od metra kwadratowego. Kryterium obrotu znika całkowicie. Podstawowa stawka opłaty za metr kwadratowy jeszcze nie jest znana.
- Kwestią do ustalenia jest też wielkość sklepu, od którego podatek byłby naliczany. Na pewno nie byłoby to 200 mkw. - zaznacza poseł PiS, któremu powierzono przeprowadzenie konsultacji w sprawie podatku handlowego. Mało prawdopodobne by było to też 400 mkw. W tej formule działa bowiem sporo polskich przedsiębiorców i firm. Nieco większe są zazwyczaj placówki Społem, Lewiatan czy Delikatesy Centrum. A także sporo sieci franczyzowych.
- Uważam, że kluczowe będzie ustalenie dobrej definicji powierzchni sklepu. Trzeba rozstrzygnąć, czy wliczać w nią także magazyny, korytarze, przejścia, strefy kas. W obowiązującej w latach 2007-2008 ustawie o wielkopowierzchniowych obiektach handlowych brak precyzji w tym zakresie umożliwiał obchodzenie prawa - tłumaczy Abramowicz.
To może być największy problem do rozstrzygnięcia. Część marketów budowlanych i ogrodowych handluje przecież na wolnym powietrzu, a latem dodatkowo zajmuje często jeszcze parkingi.
Czasu na prace nie jest zbyt dużo, bo rząd chce, by podatek zaczął obowiązywać już od 1 stycznia 2017 roku. Konsultacje z przedstawicielami handlu mają się rozpocząć 5 października w sejmowym Zespole Abramowicza. Samorządy oczywiście popierają tę propozycję.
- Dziś strefowanie jest praktycznie niemożliwe, nawet jeśli chodzi o podatek od nieruchomości. Pomysł wydaje się więc niezwykle ciekawy. Przede wszystkim odchodzimy od fiskalizmu, bo handlowy w tej wersji będzie miał bardziej charakter regulacyjny - mówi o pomyśle Andrzej Porawski ze Związku Miast Polskich.
Jak dodaje, obecny rząd raczej samorządom przychody zabiera lub ma to w planach, czego najlepszym przykładem jest procedowana ustawa Prawo wodne. Ta odbiera powiatom władzę nad zasobami wodnymi.
- Plan Morawieckiego nakłada na samorządy spore obowiązki. My musimy mieć na to pieniądze. Dobrze byłoby więc, gdyby ten podatek połączyć z tym pomysłem - proponuje Porawski.
Czy taka formuła spodoba się sklepom? Tajemnicą poliszynela jest, że to małe i średniej wielkości polskie sieci handlowe wywalczyły rok temu rezygnację z opodatkowania powierzchni. Bały się, że obejmie je podatek, a coraz więcej polskich przedsiębiorców buduje małe i średnie sieci spożywcze. Czy tym razem uda się dojść do porozumienia?