Rząd zamiast podatku dla wszystkich sklepów opodatkuje tylko te największe - wynika ze słów ministra finansów Pawła Szałamachy. Tym samym czołowa obietnica PiS wraca do swoich korzeni. To właśnie rezygnacja z kryterium powierzchni na korzyść obrotu sprawiła, że podatek nie dał jeszcze budżetowi państwa ani złotówki. Polskie firmy pomysł już krytykują. I pytają co to znaczy "wielkopowierzchniowy"?
- Ministerstwo Finansów przedstawi rządowi podatek od sklepów wielkopowierzchniowych według innej formuły - mówił Paweł Szałamacha. Jak dodawał, nowa danina obowiązywać ma od 1 stycznia 2017 roku.
Zmiana nazwy podatku nie jest przypadkowa. Taka funkcjonowała jeszcze w trakcie zeszłorocznej kampanii wyborczej. Czasem używano jeszcze określenia "podatek od hipermarketów". Pierwotnie danina miała dotyczyć bowiem wszystkich sklepów, a dopiero w trakcie prac na ustawą wprowadzono kryterium dochodowe zamiast powierzchni.
Jeszcze w listopadzie mówiono o opodatkowaniu 2 proc. obrotów placówek o powierzchni powyżej 250 mkw. Później ten limit został zwiększony do 400 mkw., by ostatecznie go wykreślić.
MF nie podaje, jakie teraz będą kryteria. Nie ma jednej definicji handlu wielkopowierzchniowego. Dla niektórych to tylko hipermarkety (zazwyczaj powyżej 2 tys. mkw.), dla innych - także mniejsze formaty, takie jak supermarkety.
- Wracamy do tego co było przed rokiem i dysput o tym, jak zdefiniować powierzchnię. Pierwotnie 250 mkw. miało obejmować także powierzchnię magazynową. Sam sklep miałby więc 180-200 mkw. A to oznacza, że opodatkowane byłyby praktycznie wszystkie placówki franczyzowe - mówi Robert Krzak z Forum Polskiego Handlu, które zrzesza średniej wielkości polskie sklepy.
A to oznacza niezgodę właścicieli Groszków, abc czy Lewiatanów. Choć marki należą bowiem do zagranicznych firm, to jednak same sklepy prowadzone są przez polskich drobnych przedsiębiorców. Większość tego typu placówek działa pod szyldami giełdowej spółki Eurocash.
Właśnie zawieszony podatek detaliczny zakładał też opodatkowanie stacji paliw. Te, najprawdopodobniej w nowej formule, płacić nie będą musiały.
Z kolei, jeśli rząd podniesie poprzeczkę i nałoży podatek na sklepy powyżej 1000 mkw., wówczas płacić go będą musiały praktycznie wszystkie placówki Lidla, ale już nie obejmie on Biedronki. Ta pierwsza sieć, według ResearchFarm, ma obecnie sklepy o powierzchni średnio 1080 mkw. I w ostatnim czasie buduje coraz więcej dużych placówek.
Biedronka działa w różnych formatach: od 200 do 1200 mkw. Tych największych placówek ma bardzo mało. Średnia powierzchnia sklepu to ok. 590 mkw.
- Obecna formuła podatku pozwalała obronić część polskich przedsiębiorców, działających we franczyzie. Powrót do kryterium powierzchni zepsuje i ten atut - dodaje Krzak.
Jak zauważa, formuła podatku oparta na powierzchni będzie rodzić spore problemy logistyczne. Po pierwsze - sklepy trzeba będzie "wymierzyć", po drugie - firmy działające w wielu formatach będą miały problem z wyliczaniem daniny.
Co ciekawe, decyzja o opodatkowaniu największych powierzchniowo sklepów będzie próbą ściągnięcia pieniędzy od sieci, które na rynku radzą sobie obecnie najgorzej. W ostatnim czasie to właśnie hipermarkety mają problemy z rentownością. Z Polski wycofał się z tego powodu Real, a jego sklepy przejął Auchan. Nowych hipermarketów nikt już nie stawia.
Cała branża handlowa próbuje iść w mniejsze formaty, w tym w szczególności convenience. To małe sklepiki znajdujące się przy dużych skupiskach miejskich. W tym modelu działa m.in. Żabka czy Małpka Express. Do miast wchodzi też sieć abc, która dotąd działała głównie na prowincji. Od kilku lat małe sklepiki otwiera nawet Carrefour.
- Istnieje ryzyko, że formuła oparta o powierzchnię zachęci dyskonty do wchodzenia w mniejsze formaty. A ze względu na skalę ich działalności, polskie sklepy niezależne mogą mieć problemy. Takie testy były już zresztą prowadzone przez jedną z sieci dyskontów - mówi Maciej Ptaszyński z Polskiej Izby Handlu, która zrzesza małe sklepy. Jak dodaje, już dziś wiele tzw. sklepów niezależnych jest większych, niż średnia powierzchnia dyskontów.
Teoretycznie rząd mógłby połączyć powierzchnię wszystkich sklepów danej sieci i w ten sposób ustawić różne stawki. Ptaszyński tłumaczy jednak, że są polskie sieci, które mają bardzo dużo placówek. Takim przykładem jest abc, które ma w sumie 8 tys. punktów, prowadzonych przez pojedynczych sklepikarzy. Podobnie może być z siecią Społem. Ich łączna powierzchnia byłaby na tyle duża, że mogłyby podlegać pod najwyższą stawkę.
Obecnie formuła podatku handlowego oparta o powierzchnię funkcjonuje m.in. we Francji. Działa on także we niektórych regionach Hiszpanii.