Ogromne kwoty odpraw wypłacane odchodzącym prezesom to powszechna praktyka stosowana w spółkach Skarbu Państwa. Jednym z rekordzistów jest były prezes PGE, który po złożeniu rezygnacji otrzymał prawie 7 mln złotych. Rządzące od kilku tygodni Prawo i Sprawiedliwość postanowiło się rozprawić z milionowymi wypłatami przyznawanymi na odchodne, przygotowując ustawę wprowadzającą 70-proc. podatek od tych dochodów. Trzeba jednak pamiętać, że również za rządów PiS, prezesi największych polskich firm mogli liczyć na sute odprawy.
Sejm przegłosował podatek od odpraw. Oznacza to, że od przyszłego roku kadra zarządzająca największymi spółkami Skarbu Państwa, takimi jak PKO BP, KGHM czy PGE, będzie musiała się liczyć na nieco mniejsze pieniądze po rozwiązaniu kontraktu ze spółkami. Ustawa wprowadza bowiem opodatkowanie odpraw na poziomie 70 procent.
Nowy podatek nie będzie dotyczył odpraw, których wysokość nie przekracza poziomu 3-krotności miesięcznego wynagrodzenia. W przypadku odszkodowań dotyczących zakazu konkurencji, próg będzie wynosił 6-krotność miesięcznego wynagrodzenia. Płatności podatku będą dokonywać firmy, które wypłacają odprawę.
Temat niebotycznych kwot wypłacanych odchodzącym prezesom największych spółek jest znany od dawna. Po złożeniu rezygnacji w listopadzie 2013 roku, Krzysztof Kilian były prezes PGE otrzymał do podziału z pozostałymi członkami zarządu, odprawę w wysokości 6,9 mln złotych. To o ponad 500 procent więcej w stosunku do tego, jaką odprawę zapłaciła największa spółka energetyczna w Polsce kontrolowana przez Skarb Państwa, gdy rozstawała się z wcześniejszym prezesem Tomaszem Zadrogą.
Sporo otrzymała również szefowa PGNiG w roku odejścia ze spółki. Grażyna Piotrowska-Oliwa w 2013 roku została odwołana przez radę nadzorczą gazowego giganta w wyniku zamieszania, jakie nastąpiło po podpisaniu memorandum w sprawie budowy gazociągu Jamał-Europa. Łączna kwota świadczeń dodatkowych oraz nagród, jaką otrzymała odchodząca pani prezes, wyniosła 1,284 mln złotych.
Szefowie spółek, w których kluczowym właścicielem jest skarb państwa otrzymywali wysokie odprawy nie tylko w czasie, gdy rządziła Platforma Obywatelska. Piotr Kownacki, były prezes PKN Orlen, który rozstał się ze spółką w lutym 2008 roku, otrzymywał przez rok 120 tysięcy zł miesięcznie, co daje w sumie prawie 1,5 mln złotych. Była to rekompensata za tzw. zakaz konkurencji, co oznacza, że nie mógł on przez zająć stanowiska w konkurencyjnej firmie.
Wojciech Heydel, który zastąpił Kownackiego na stanowisku prezesa PKN Orlen również dostał sowitą odprawę. Utrzymał się na fotelu prezesa niecałe pół roku, ale zainkasował odprawę w wysokości 2,9 mln złotych. Krzysztof Skóra, prezes KGHM za czasów rządów PiS, po utracie stanowiska otrzymał 300 tysięcy złotych odprawy. Podobną kwotę otrzymał ówczesny wiceprezes miedziowej spółki Maksymilian Bylicki.
Z kolei zwolniony w grudniu ubiegłego roku prezes Kompanii Węglowej Mirosław Taras dostał odprawę w wysokości 960 tysięcy złotych. To sporo, zważywszy na kondycję finansową, w jakiej jest węglowa firma.
Kolejne odprawy do wypłacenia
Patrząc na to, ile w przeszłości inkasowali prezesi największych spółek Skarbu Państwa, po odejściu ze stanowiska, można się spodziewać, że teraz będzie podobnie. Zmiany, poza wymienionymi wcześniej spółkami PGNiG, PGE czy PKN Orlen, prawdopodobnie będą miały miejsce również w takich podmiotach, jak PKO BP, KGHM, Lotos oraz PZU.
W 2014 roku prezes PKO BP zarobił 3,112 mln złotych. Może on liczyć prawdopodobnie na odprawę w wysokości trzymiesięcznego wynagrodzenia. Do tego trzeba doliczyć kwotę odszkodowania za zakaz konkurencji. W przypadku KGHM, członkowie zarządu po odejściu ze stanowiska w miedziowej spółce, otrzymują 40 procent rocznego wynagrodzenia zasadniczego. Szef KGHM zarobił w ubiegłym roku 2,277 mln złotych, co oznaczałoby otrzymanie odprawy w wysokości niespełna miliona złotych.
Problemem są wynagrodzenia
Zdaniem Ryszarda Bugaja, profesora w Instytucie Nauk Ekonomicznych PAN, pieniądze uzyskane z takiego podatku nie byłyby duże. W rozmowie z IAR nazywa on pomysł kwiatkiem do kożucha, ponieważ sprawa dotyczyłaby średnio kilkudziesięciu osób w skali roku. Mimo to ekonomista uważa, że większym problemem są wysokie wynagrodzenia kadry menedżerskiej.
Wcześniej ekipa rządząca próbowała już ograniczyć zarobki prezesów spółek skarbu państwa. Według ustawy o wynagrodzeniu osób kierujących niektórymi podmiotami prawnymi, zwanej potocznie ustawą kominową, nie mogą oni otrzymywać wynagrodzenia większego niż 6-krotność przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw publikowane przez GUS. W październiku tego roku wyniosło ono 4110,77 zł brutto. A zatem według tej ustawy nie mogą oni zarabiać więcej niż 24 664,62 zł. Obostrzenia te mają zastosowanie do osób zatrudnionych w spółkach, a zarabiający krocie szefowie firm z udziałem Skarbu Państwa, są zatrudniani na podstawie kontraktów menadżerskich, których te obostrzenia nie dotyczą.