Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Podatek od sieci czy od sklepów? Rząd kontra sieci handlowe

0
Podziel się:

Rozgrywka o kształt zapowiadanego przez PiS podatku od sklepów wchodzi w decydującą fazę. Zagraniczne sieci handlowe walczą o to, by nie było progresji. - To rodzaj gospodarczej ksenofobii - mówią. Polskie sieci handlowe - kłócą się między sobą i chcą, by opodatkować wszystkich, także hurtownie i sklepy internetowe.

Podatek od sieci czy od sklepów? Rząd kontra sieci handlowe
(Andrzej Zbraniecki, Eastnews)

Rozgrywka o kształt zapowiadanego przez PiS podatku od sklepów wchodzi w decydującą fazę. Zagraniczne sieci handlowe walczą o to, by nie było progresji. - To rodzaj gospodarczej ksenofobii - mówią. Polskie sieci handlowe - kłócą się między sobą i chcą, by opodatkować wszystkich, także hurtownie i sklepy internetowe.

Aktualizacja, godz. 11.30

Reprezentanci ponad stu sieci handlowych mają w piątek rozmawiać z rządem na temat nowego podatku. O randze spotkania świadczy fakt, że pojawili się na nim premier Beata Szydło, wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki oraz minister Henryk Kowalczyk.

Szefowa rządu otwierając spotkanie zapewniła przedstawicieli sieci handlowych, że rząd chce z nimi rozmawiać i chce uwzględnić w pracach nad nowym podatkiem ich uwagi. - Nie zakończymy prac nad projektem, dopóki nie przedyskutujemy tych wszystkich wątpliwości - powiedziała premier. Przyznała, że nowa danina ma zwiększyć wpływy budżetowe, żeby było możliwe zrealizowane socjalnych zapowiedzi rządu. Nowy podatek ma też dać małym, rodzinnym firmom handlowym szansę konkurowania z dużymi sieciami. Więcej konkretów jednak w wypowiedzi pani premier nie padło.

Co wiadomo o nowym podatku? Na razie pewne wydaje się tylko to, że danina nie będzie pobierana - jak przewidywał pierwotny projekt - od powierzchni sklepów. Rząd przyjął tu argumentację niemal wszystkich graczy, że to tylko zaszkodzi handlowi. Głównie temu polskiemu. Zamiast podatku od supermarketów, będzie więc podatek handlowy.

- To był głupi pomysł. Po pierwsze zagraniczne sieci zaczęłyby otwierać mniejsze sklepy, by nie podlegać opodatkowaniu. A dziś takie placówki to domena rodzimych handlowców. Na dodatek limit 250 czy 400 mkw. sprawiłby, że czynsze za lokale o tej powierzchni poszłyby w górę. To tworzyłoby kolejne nierówności - mówi money.pl Pedro Martinho, wiceprezes Eurocash. To firma należąca wprawdzie do Portugalczyków, ale działa tylko w naszym kraju i scala małe sklepy będące własnością Polaków. Jej główne marki to abc, Groszek czy Delikatesy Centrum.

Tyle, że Eurocash to jedynie hurtownia. W pierwotnej wersji projektu podatek praktycznie spółki nie dotyczył. To nie spodobało się polskim sieciom. W grudniu powołano do życia Forum Polskiego Handlu zrzeszające m.in. Almę, Piotra i Pawła, Media Expert, Polskie Składy Budowlane czy Polomarket. One z kolei postulują opodatkowanie wszystkich, nawet sklepów internetowych.

- Ja rozumiem, że Eurocashowi się to nie podoba. Oni rzeczywiście zaopatrują głównie sklepy, ale przecież hurtownie cash&carry sprzedają tak jak inne sieci detaliczne. Tylko, że zamiast paragonu wystawiają fakturę VAT. Wiem jak to działa, bo przez lata pracowałem w Makro. Czy rower sprzedany "na firmę" służy potem do jazdy prywatnej czy służbowej? Bądźmy poważni - przekonuje Robert Krzak, dziś wiceprezes Piotra i Pawła.

- Handel detaliczny jest tylko tam, gdzie wydawane są paragony. A podatek dotyczyć ma handlu detalicznego - odpowiada Waldemar Nowakowski, szef Polskiej Izby Handlu. Z członkostwa w tej organizacji Piotr i Paweł zrezygnował w grudniu. Nadal jest tam Eurocash. A nawet Żabka, którą PIH jeszcze pół roku temu straszył sądami za handel w święta. Ta oparła swój biznes na ajentach, więc blisko jej do sieci franczyzowych.

Pedro Martinho dodaje, że taksa dla hurtu to podwójne opodatkowanie polskich sklepów. Jak tłumaczy, w ramach Eurocashu działa sporo przedsiębiorców, którzy mają po kilka czy kilkanaście sklepów. Ich firmy podatek płacić musiałyby więc dwukrotnie: raz opłacałaby go hurtownia, a drugi raz właściciele samych placówek handlowych.

Bitwa na procenty

To kto będzie miał płacić, jest kluczowe przy ustalaniu metody zbierania podatku. Na teraz wiadomo, że rząd chce z niego zebrać ok. 2 mld zł do tegorocznego budżetu. Pierwotnie zapowiadano, że będzie to 3,5 mld zł rocznie. Nawet uwzględniając to, że podatek nie będzie pobierany przez cały 2016 rok tylko od II kwartału, widać, że apetyt na pieniądze od supermarketów zmalał.

Poszczególne sieci biją się więc o to, jak dokładnie naliczany będzie podatek. Obie organizacje - PIH i FPH - postulują progresję opartą o wielkość przychodów: im więcej sklep sprzedaje, tym wyższą stawkę płaci.

Jaka progresja w podatku handlowym? Propozycje FPH i PIH
Przychody Forum Polskiego Handlu Przychody Polska Izba Handlu
0-12 mln zł 0,1 proc. 0-12 mln zł 0 lub 0,01 proc.
12 mln zł - 5 mld zł 0,5 proc. od nadwyżki powyżej 12 mln zł 12 mln zł - 240 mln zł 0,1 proc. od nadwyżki powyżej 12 mln zł
5-10 mld zł 2 proc. od nadwyżki powyżej 5 mld zł 240 mln zł - 480 mln zł 0,2 proc. od nadwyżki powyżej 240 mln zł
powyżej 10 mld zł 4 proc. od nadwyżki powyżej 10 mld zł 480 mln - 2,4 mld zł 0,5 proc. od nadwyżki powyżej 480 mln zł
2,4 mld zł - 3,6 mld zł 1,25 proc. od nadwyżki powyżej 2,4 mld zł
3,6 - 4,8 mld zł 2,5 proc. od nadwyżki powyżej 3,6 mld zł
powyżej 4,8 mld zł 3,5 proc. od nadwyżki powyżej 4,8 mld zł

Różnice są jednak w procentach. PIH w przypadku sklepów o obrotach rocznych do 12 mln zł chce stawki zerowej lub wynoszącej 0,01 proc. przychodów. FPH proponuje 10 razy tyle. Organizacja, który zrzesza średniej wielkości sklepy, chce do 5 mld zł obrotów pobierać daninę w wysokości 0,5 proc. Polska Izba Handlu dla tych, którzy nie przekraczają 480 mln zł rocznej sprzedaży proponuje podatek 0,2 proc.

- To my reprezentujemy dziś polski handel i drobnych sklepikarzy. Oni zaś mają te same interesy, co zagraniczne sieci handlowe - mówi bez ogródek Pedro Martinho o Forum Polskiego Handlu.

Robert Krzak jest bardziej dyplomatyczny. Zwraca uwagę, że polscy przedsiębiorcy nigdy nie potrafili się zjednoczyć, by stworzyć konkurencję dla zagranicznych sieci, choć małych i średnich biznesów z polskim kapitałem jest w tej branży wbrew pozorom sporo. Jako przykład podaje rozbicie Polomarketu, który miał tworzyć konkurencję dla Biedronki, a ostatecznie jeden ze wspólników wyszedł z biznesu, zabrał część placówek i dziś rozwija je pod marką Mila.

- Nie oszukujmy się, że podatek w jakikolwiek sposób pozwoli na odzyskanie rynku przez polski handel. Tu wszystko jest już zabetonowane. Podatek może co najwyżej sprawić, że ekspansja zagranicznych koncernów zostanie zatrzymana. Dlatego jesteśmy za progresją - mówi wiceprezes Piotra i Pawła i proponuje aż 4 proc. dla firm powyżej 10 mld zł przychodu. Dziś taki obrót mają Biedronka, Lidl, Tesco i... Eurocash.

Progresja? Pójdziemy walczyć w sądzie

Takie rozwiązanie oznaczałoby gigantyczne problemy dla Biedronki. Sieć musiałaby rocznie płacić nawet 1,5 mld zł podatku handlowego. A Grupa Schwarz, gdyby liczyć łączne przychody Lidla i Kauflandu, kolejne 0,5 mld zł. W przypadku pierwotnie proponowanego przez PiS 2-proc. podatku liniowego najwięksi zapłaciliby mniej. Poza tym nie zachwiałoby to rynkiem, bo do ceny każdego kupowanego przez Polaka produktu - czy to w dyskoncie, czy w Społemie - doliczony byłby ten sam procent. De facto taki podatek mógłby nawet promować dużych graczy. Im bowiem łatwiej przycisnąć dostawcę i ściąć koszty.

- Mniejsi takich szans nie mają. Większość ma minimalną 1-proc. rentowność i dla nich taka konstrukcja podatkowa oznacza śmierć – mówi Krzak.

Dlatego absolutnie przeciwne progresji są duże sieci handlowe reprezentowane przez Polską Izbę Handlu i Dystrybucji. Jeszcze przed świętami organizacja opublikowała raport, z którego ma wynikać, że to zagraniczne sklepy płacą wyższe podatki niż polskie. Według ich wyliczeń Biedronka, Lidl, Tesco i inne sieci (nie tylko spożywcze) płacą rocznie po 600 mln zł rocznie CIT. A 12 największych polskich jedynie ok. 24 mln zł.

Nie wiadomo jednak dlaczego w raporcie zapomniano uwzględnić m.in. polskie CCC czy LPP, które do budżetu odprowadzają po kilkadziesiąt milionów złotych rocznie.

- Mam wrażenie, że to piątkowe spotkanie to tylko listek figowy. Ma się odbyć i tyle. My zresztą zostaliśmy zaproszeni do konsultacji społecznych przy tym projekcie jako ostatni. Część sieci handlowych uznało za przewagę konkurencyjną koneksje polityczne - mówi Andrzej Faliński z POHiD-u.

Na spotkanie się jednak oczywiście wybiera. Chce pokazać swoje wyliczenia i walczyć o to, by progresji nie było. - Zgadzamy się na podatek, ale na uczciwych warunkach. Progresja to rodzaj gospodarczej ksenofobii. Jeśli zostanie wprowadzona, to będziemy walczyć o jej likwidację wszędzie gdzie się da. Także w sądach - dodaje.

Z nieoficjalnych doniesień wynika, że PiS jest za wprowadzeniem progresji. Sugerował to w wywiadach Henryk Kowalczyk. Problemem mogą być właśnie kwestie prawne. Na Węgrzech Victor Orban miał przez to problem z Komisją Europejską. Rząd musi więc zdecydować: czy chce podatku, który da pieniądze budżetowi? Czy takiego na którym zarobi, ale i wesprze polski biznes. Ze wszystkim tego możliwymi konsekwencjami.

Zobacz także: Kto pierwotnie miał płacić podatek? Zobacz w programie Statistica
wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)