Rzecznik sztabu mówi, że to nieprawda. "Podejrzenie dotyczy jednego żołnierza i jeśli rzeczywiście jest chory otrzyma pełną opiekę lekarską. Ta choroba jest wyleczalna" - dodaje pułkownik Gnatowski.
W Kobylance niedaleko Szczecina trwają badania wszystkich wojskowych, którzy służyli w pierwszym kontyngencie międzynarodowych sił stabilizacyjnych w Iraku.
Ordynator oddziału wewnętrznego 109-ego szpitala wojskowego w Szczecinie pułkownik Ryszard Katroń wyjaśnił, że ameboza to choroba układu pokarmowego, powodowana przez pierwotniaki. Chorzy na amebozę muszą być leczeni w szpitalu. Niektóre postaci tej choroby mogą być leczone ambulatoryjnie.
Główny Inspektor Sanitarny Andrzej Trybusz zapewnia, że ameba wcześnie wykryta jest niegroźna dla żołnierzy oraz ich rodzin. Podkreślił, że ten pierwotniak bytuje w drogach żółciowych osób zakażonych, ale choroba jest wyleczalna. Warunkiem jest wczesne wykrycie i rozpoczęcie leczenia. Groźna mogłaby być ameboza nieleczona, gdy doszłoby do powikłań. Zaznaczył, że nie ma zagrożenia epidemiologicznego. Nie jest to choroba, która zagrażałaby otoczeniu.
Pułkownik Jan Dziedzic z 12-stej dywizji zmechanizowanej zapewnia, że badania są wykonywane bardzo dokładnie i innych poważnych chorób u żołnierzy do tej pory nie stwierdzono. Oprócz konsultacji kardiologicznych, dermatologicznych, laryngologicznych, internistycznych i okulistycznych żołnierze dodatkowo przechodzą badania na wykrycie chorób tropikalnych. Badania kończą się wystawieniem świadectwa zdrowia.