Wczoraj przeszli zabiegi usuwania odłamków z granatu, który rzucono w ich kierunku.
Jerzy Szczytyński powiedział, że ranni wczoraj policjanci będą chcieli zostać w Kosowie. Dodał, że wczoraj rozmawiał z nimi i żaden nie wyraził chęci powrotu do kraju i zostawienia kolegów z jednostki.
"Dla społeczności albańskiej Kosowa jesteśmy tymi, którzy przynieśli wolność i demokrację, natomiast dla części serbskich mieszkańców jesteśmy okupantami i dlatego dzieją się takie rzeczy jak wczoraj" - wyjaśnił podinspektor Szczytyński. Dodał, że był to pierwszy na taką skalę atak na polskich policjantów.
Wczoraj 15 polskich policjantów stacjonujących w Kosowie zostało rannych podczas starć między Serbami a policją międzynarodową. Trzech policjantów odniosło poważniejsze obrażenia. Jeden z nich, ranny w pachwinę, został zoperowany, drugi ma złamaną rękę, a trzeci zmiażdżony palec. Innym odłamki utkwiły w mięśniach rąk i nóg.
Policjanci wchodzący w skład kontyngentu sił porządkowych ONZ zostali zaatakowani na moście dzielącym Mitrowicę na części serbską i albańską. Starcia wybuchły po aresztowaniu miejscowego przywódcy serbskiego, szefa ekstremistycznej grupy "Obrońcy mostu" Słavoljuba Jovicia. Według władz w Kosowie, na ulice wyszło około tysiąca osób. Patrol francuskiej żandarmerii, który pełnił służbę na moście rozdzielającym miasto poprosił o wsparcie. Polscy policjanci pospieszyli z pomocą, wówczas z tłumu ktoś rzucił granaty, w kierunku policjantów oddano też serie z broni maszynowej.
Podinspektor Szczytyński powiedział, że po wczorajszych zajściach w Mitrowicy aresztowano już 4 osoby. Jeszcze nie wiadomo, czy to one rzuciły granaty.
Dziś do Mitrowicy poleci premier Leszek Miller.
iar/ sd/ makowska/dyd