Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Martyna Kośka
Martyna Kośka
|

Podpis frankowicza na umowie nie oznacza, że zgadza się on na łamanie prawa. Mamy uzasadnienie ważnego wyroku

26
Podziel się:

Umowa, w której bank dyktuje warunki, a kredytobiorca nie wie nawet, ile wynosi jego zadłużenie, nie ma racji bytu. Jest nieważna. Dotarliśmy do uzasadnienia wyroku, który może być wskazówką dla sadów orzekających w sprawach uwiązanych w „pseudofrankowe” umowy.

Wyrok jest ostateczny. Bank nie może złożyć skargi kasacyjnej do Sądu Najwyższego - wyjaśnia mec. Robert Mazur
Wyrok jest ostateczny. Bank nie może złożyć skargi kasacyjnej do Sądu Najwyższego - wyjaśnia mec. Robert Mazur

Umowa, w której bank dyktuje warunki, a kredytobiorca nie wie nawet, ile wynosi jego zadłużenie, nie ma racji bytu. Jest nieważna. Dotarliśmy do uzasadnienia wyroku, który może być wskazówką dla sądów orzekających w sprawach ludzi uwiązanych w "pseudofrankowe" umowy.

Nie można akceptować sytuacji, w której silniejsza strona – w tym przypadku bank – dyktuje słabszej warunki umowy. Sam fakt, że klient złożył pod nią podpis, nie oznacza jeszcze, że można zarzucić mu dowolne warunki i oczekiwać, że będzie je realizował bez sprzeciwu. Taka umowa jest nieważna w całości i nawet po usunięciu z niej postanowień abuzywnych (czyli niedozwolonych) nie nadaje się do dalszego wykonywania.

Tak można streścić uzasadnienie wyroku Sądu Okręgowego w Katowicach, który w połowie czerwca wydał wyrok unieważniający umowę kredytu frankowego.

To precedensowy wyrok, bo sąd po raz pierwszy wydał prawomocne rozstrzygnięcie, w którym stwierdził nieważność umowy kredytowej. Sądy zrozumiały, że nie ma zgody na umowy, w których tylko banki dyktują warunki – powiedział pełnomocnik powodów mec. Robert Mazur w rozmowie z money.pl.

Ta rozmowa miała miejsce kilka dni po wyroku Sądu Okręgowego w Katowicach, który orzekł, że umowa kredytu od samego początku była błędnie napisana - niejasne mechanizmy narzucone przez bank nie pozwalały ustalić wysokości zobowiązania kredytobiorcy. Skoro w chwili zawarcia umowy nie da się określić, do jakich świadczeń zobowiązana jest słabsza strona, to ta umowa jest od początku nieważna.

Bank nie może narzucać postanowień

Money.pl dotarło do uzasadnienia. Czytamy w nim m.in., że "o indywidualnym negocjowaniu umowy nie świadczy ani fakt, iż przed jej zawarciem powodowie otrzymali wzór umowy oraz wzory załączników do umowy ani okoliczność". I dalej: "nie budzi wątpliwości, że omawiane postanowienia kształtują prawa banku i obowiązki powodów w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami, rażąco naruszając interesy powodów jako konsumentów".

Zobacz też: * *Kredyty walutowe "prawdopodobnie miały jakiś feler, coś było nie tak"

Oznacza to, że bank nie może twierdzić, że klient zaakceptował niezgodne z prawem postanowienia umowy tylko na podstawie tego, że złożył podpis pod dokumentem. Prowadziłoby to do sytuacji, w której strona ustalająca wzorzec umowny może wpisać do niego dowolne postanowienie, a następnie egzekwować ich wykonanie.

Sąd zwrócił uwagę, że powodowie byli pozbawieni możliwości weryfikacji prawidłowości wyliczenia wysokości kwoty należnych bankowi rat. Ten sposób ukształtowania zakresu praw i obowiązków nie spełnia kryterium transparentności, godzi w równowagę kontraktową stron umowy i w rezultacie stawia powodów w znacznie gorszej niż pozwanego pozycji, co niewątpliwie należy uznać za sprzeczne z dobrymi obyczajami – podkreślił sąd.

Mecenas Mazur nie ukrywa satysfakcji.

- Ustalenie, że nasi klienci indywidualnie uzgodnili „indeksowanie” ich kredytu, ma ogromne znaczenie dla innych kredytobiorców uwikłanych w ten toksyczny produkt. Oznacza bowiem wprost, że kredyt „pseudofrankowy” jest nieważny nawet wtedy, gdy konsumenci bardzo chcieli zawarcia takiego właśnie kredytu. Innymi słowy: nawet najbardziej wyraźna chęć zawarcia umowy „we franku” nie ratuje jej przed unicestwieniem przez Sąd – pisze w oświadczeniu.

Kredyt indeksowany, nadpłacany

Historia frankowiczów, których wyrok dotyczy, to tzw. "klasyka gatunku" . Małżonkowie wzięli kredyt hipoteczny w kwocie 150 tys. zł w ING Banku Śląskim. Było to w 2008 r., kiedy lwia część kredytobiorców decydowało się na zobowiązanie w szwajcarskiej walucie, bo to oznaczało niższa ratę niż kredyt złotówkowy.

Kredytobiorcy, starsze małżeństwo z Podlasia, rzetelnie spłacali zobowiązanie do 2015 r.

Gdy zorientowali się, że mimo terminowego spłacania zadłużenie wciąż rośnie, zrozumieli, że umowa jest skonstruowana na ich niekorzyść – opowiada pełnomocnik powodów.

Wczytali się w umowę i zrozumieli, że bank dokonuje rozliczeń w oparciu o własną tabelę kursów, którą samodzielnie ustalał. Klienci nie znali nawet algorytmu, według którego to się dzieje.

- Bank wymagał od klienta spłaty w złotówkach równowartości wymyślonej przez siebie kwoty we frankach szwajcarskich, ale przeliczenie nie następowało już po stosunkowo niskiej cenie kupna, lecz tym razem już po odpowiednio wysokiej cenie sprzedaży. Klient nie miał prawa zakupić franków w kantorze internetowym i przynieść ich do banku, lecz musiał skorzystać z przelicznika banku. Co gorsza spłacać musiał nie owe 125 tys. zł, ale właśnie tę wymyśloną kwotę w CHF – opowiada mec. Mazur.

Dodajmy, że kredytobiorcy zawarli umowę w najgorszym możliwym momencie, gdy frank kosztował 2 zł. O tym, że ich zobowiązanie nie maleje, zorientowali się, gdy kurs doszedł do psychologicznej granicy 5 zł.

Odwołanie na szkodę banku

Sprawa trafiła do sądu rejonowego, który przyznał rację kredytobiorcom. Orzekł, że umowa może dalej istnieć, ale jako kredyt gotówkowy, już bez indeksacji. Bank się odwołał. Sąd okręgowy uchylił częściowo poprzedni wyrok i zwrócił sprawę do niższej instancji. Klienci banku zaskarżyli rozstrzygnięcie do Sądu Najwyższego.

W międzyczasie bank (który wcześniej odrzucił możliwość zawarcia ugody) dobrowolnie spełnił świadczenie na rzecz klientów, czyli wypłacił żądaną kwotę.

Jak relacjonuje mec. Robert Mazur, przelał dosłownie o 19 groszy za mało, co umożliwiło sądowi okręgowemu wypowiedzenie się na temat ważności umowy.

Przychylił się on do stanowiska sądu pierwszej instancji, który dowiódł, że skoro jedna strona nie zna zasady działania klauzuli waloryzacyjnej (i nie ma prawa znać, bo bank ustalał ją wedle własnej woli), to w takiej umowie nie ma zachowanej równowagi stron, a prawo polskie i europejskie nie akceptują takich kontraktów.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(26)
WYRÓŻNIONE
Gość
6 lat temu
To tylko możliwe w Polsce w Stanach jeden Sąd stwierdził e to banki złamały prawo a więc wszyscy pożyczkobiorcy wygrali sprawę i banki musiały zwrócić im nienależne pieniądze
Takie życie
6 lat temu
Kredyty Frankowie to lichwa. Nie dość ze zarabiają na oprocentowaniu, to jeszcze na kursie i najlepsze że liczą jeszcze ratę po swoim kursie-dowolnym. Jestem ciekawy czy jakby frank stracił do 20-30gr też banki chętnie poobniżały by raty. Oczywiście bank to instytucja nastawiona na zarobek ale powinno być ustalone że przy wahaniu waluty odstępstwo może sięgać max 30% w jedną lub drugą stronę.
Bożena
6 lat temu
Przez analogię: mój podpis na akcie małżeństwa nie oznacza, że wyrażam zgodę na przedślubne ukrycia i poślubne manipulacje, zdrady, naciągania, oszustwa. Brawo mec Robert Mazur i brawa dla sędziego, który odważył się mieć zdanie sprawiedliwe.
NAJNOWSZE KOMENTARZE (26)
judyta
4 lata temu
tekst bez konkretów, brak merytorycznych odpowiedzi, wskazówek.
Maciek
6 lat temu
Nikt nie rozumie w czym problem.Ani Bankom ani Frankowiczom nie chodzi o wysokość raty miesięcznej. Ta rata jest nawet skutecznie zmniejszana przez nieuczciwe banki tylko po to by utrzymać zadłużenie! Małą łyżką ale wciąż. Po skoku Franka do 4zł, banki zrozumiały,że nie da się klientów skroić w tak szybkim tempie to zaczęły za pomocą kruczków obniżać raty do poziomu mniej więcej kredytu złotowego. Byle tylko Kowalski spałacał. Ale zadłużenie pozostało! Banki w ten sposób zarobią na jednym Kowalskim nie 100% ,a 300%. Rozumiecie? Śmiech mnie ogarnia jak słyszę,że banki stracą? Co stracą? Przecież franków nie pożyczały. Równie dobrze moglibyśmy się umówić, że w dni parzyste spłacamy we franku, a w nieparzyste w dolarach. Banki ewentualnie nie zarobią tych dodatkowych 200%. No ale prezesi już za to dostali premię, więc ciężko by było oddać.
gxyk
6 lat temu
znowu ten ING bank ślunski i wszystko jasne. cieszę się, że nigdy nie brałem żadnego kredytu ani abonamentu (co nie znaczy, że nie potrzebowałem). nic nie odziedziczyłem ani nie wygrałem, wszystko zdobyłem własną pracą.
warszawiak
6 lat temu
Brawo dla sędziego ,który nie uległ banksterom. Może będzie Was więcej sprawiedliwych.
Sarmata
6 lat temu
Lobby bankowe jest w Polsce bardzo silne i silnie wpływa na stanowienie prawa bankowego. Krótko: Rządy utrzymują niska dochodowość Polaków, aby oni szli do banków lub firm pożyczkowych po kredyty. Oczywiście, najmądrzejsi są ci, co odziedziczyli mieszkania po rodzicach, dziadkach.
...
Następna strona