Do 14,2 tys. zł wzrósł bowiem ryczałt na biura poselskie. Immunitet, gigantyczna kwota wolna, niemal 10-tysięczne uposażenie i dieta wynosząca ponad 2 tys. zł nie wystarczą. Czas więc na kolejną w tej kadencji podwyżkę. Podwyżkę, za którą zapłacimy w tym roku ponad 7 mln zł.
Marszałek Kuchciński jest nadzwyczaj hojny dla parlamentarzystów. Styczniowa podwyżka jest już bowiem drugą w tej kadencji Sejmu. Posłowie zaczynali w listopadzie 2015 roku z ryczałtem na poziomie 12 150 zł. Dziś jest to już o 2050 zł więcej.
Zresztą tak samo jest w przypadku izby wyższej parlamentu. Marszałek Stanisław Karczewski nie ustępuje swojemu odpowiednikowi w Sejmie i stu senatorów również dostanie podwyżki. Rachunek jest więc prosty - tylko w tej kadencji wzrost ryczałtu dla parlamentarzystów kosztował już podatników 14 mln zł, z czego niemal połowa przypada na styczniową podwyżkę.
Dla porównania, na starcie poprzedniej kadencji parlamentarzyści mieli do dyspozycji 11 650 zł. Przez cztery lata marszałkowie Ewa Kopacz, Radosław Sikorski i Małgorzata Kidawa-Błońska dali więc posłom ledwie 500 złotych podwyżki. Za rządów PiS wystarczyło ledwie 14 miesięcy, by przyznać im cztery razy tyle.
Kukiz'15 się wyłamał
Decyzja o drugiej w tej kadencji (poprzednia miała miejsce w kwietniu) podwyżce ryczałtu zapadła w połowie grudnia, o czym pisaliśmy już w WP money.
Niemal wszystkie kluby poparły korzystne dla siebie zmiany. Wyjątkiem był klub Kukiz'15. O opinię zapytaliśmy więc wicemarszałka Stanisława Tyszkę, który wielokrotnie sprzeciwiał się, jak mawiał, "marnowaniu publicznych pieniędzy" w ten sposób.
Tyszka dlatego m.in. przestał przewodniczyć parlamentarnemu zespołowi ds. pomocy socjalnej. Nie chciał bowiem dać posłom 100 tys. na stroje sportowe i wynajem hali do gry w piłkę.
- Jako jedyny podczas prezydium byłem przeciwny podwyżce ryczałtu. Byliśmy przeciwko zjednoczonemu frontowi "partiokracji" PiS, PO i Nowoczesnej - zapewnił nas wicemarszałek Tyszka. - My przyszliśmy do Sejmu, żeby ciąć wydatki i przywileje. Tylko wtedy zwykli Polacy będą mogli zarabiać więcej. Zacznijmy od siebie.
Podwyżki ryczałtu Tyszka jednak nie zwróci. Ale nie dlatego, że nie chce. - Problem w tym, że nie możemy tego przekazać nawet na cele charytatywne. Próbowała to robić poseł Barbara Chrobak i dowiedziała się, że to niemożliwe - twierdził w rozmowie z WP money. - Ale proszę zauważyć, że my od ponad roku działamy bez subwencji i pokazujemy, że można pracować na rzecz obywateli.
Hojny jak PiS
Obecny obóz rządzący nie oszczędza na wydatkach, związanych z zarobkami władzy. Tak było m.in. w grudniu, gdy marszałek Kuchciński przyznał swoim zastępcom ponad 13 tys. zł nagrody za ciężką pracę. Wspomniany Tyszka pieniądze zwrócił na konto Kancelarii Sejmu. Pozostali wicemarszałkowie dopiero po medialnej burzy przekazali je na cele charytatywne.
Z kolei w lipcu głośno było o podwyżkach dla wszystkich rządzących. Projekt, który trafił do Sejmu, zakładał uzależnienie pensji prezydenta, premiera, ministrów czy parlamentarzystów od kondycji gospodarki. W praktyce oznaczał, że te rosłyby w tempie geometrycznym i za trzy lata byłyby o ponad połowę wyższe. PiS jednak z tego pomysłu się wycofał po tym, jak o sprawie zrobiło się głośno w mediach.
Nie zarzucił go jednak zupełnie - niedługo potem pojawił się kolejny projekt, ale i on wywołał podobną burzę. Dopiero wtedy temat podwyżek ostatecznie ucichł. Pikanterii sprawie dodawał fakt, że pomysł był forsowany przez posła Łukasza Schreibera, który według rankingu WP money, jest jednym z najbiedniejszych posłów obecnej kadencji. Jego majątek na koniec 2015 r. wynosił okrągłe... zero złotych.
Jak pisze piątkowa "Rzeczpospolita", wzrost ryczałtu to nie jedyne podwyżki. Niedawno o 2 tys. zł wzrosły również limity wydatków na remonty biur poselskich - teraz jest to 11 lub 6,5 tys. zł (w zależności od stażu parlamentarnego). Z kolei o 5 proc. więcej posłowie mogą rozliczać w wydatkach na benzynę do samochodów używanych w klubach i na prawników.
Brudziński: "kwota wydaje się niebotyczna"
Do sprawy odniósł się wicemarszałek z ramienia PiS i jednocześnie wiceprzewodniczący partii Joachim Brudziński. W "Salonie Politycznym" Trójki przyznał, że kwota 14,2 tys. zł "może wydawać się niebotyczna". Jak jednak zauważył, należy ją podzielić na pracowników, wynajęte biura, ekspertyzy i inne atrybuty potrzebne do rzetelnego wykonywania mandatu posła.
Brudziński odpiera zarzuty i zaznacza, że podwyżka wynika "z tego, że my jako parlamentarzyści musimy też kierować się kodeksem pracy". I dodawał, że w porównaniu z innymi krajami warunki w polskich biurach są niezbyt wygodne.
- Posłowie swoich interesantów w Sejmie w najlepszym wypadku w bardzo ciasnych pokoikach klubowych mogą przyjmować, a częściej robią to na parapetach w korytarzach sejmowych - zauważył polityk PiS.
Wicemarszałek dodał również, że są parlamentarzyści, którzy uczciwie i precyzyjnie rozliczają każdą złotówkę z budżetu państwa na obsługę biur. - Bywały też sytuacje dosyć wątpliwe, jak zakupy kilogramów kartofli czy setek tysięcy pączków, w których brylowali politycy dawnej Samoobrony. Stąd na pewno takie krytyczne oceny dzisiaj Polaków wobec nas, parlamentarzystów - tłumaczył Brudziński.
Tyle zarabiają posłowie
To prawda. Wspomniany ryczałt nie trafia do kieszeni posła, ale musi być wykorzystane na prowadzone przez niego biuro i chociażby wypłacenie pensji jego pracownikom. Chociaż parlamentarzyści w kieszeni mają już i tak wystarczająco dużo.
Dostają prawie 10 tys. zł uposażenia i prawie 2,5 tys. zł diety, praktycznie nieopodatkowanej. Kwota wolna dla posłów sięga bowiem niemal 30 tys. zł rocznie, czyli 5 razy tyle, co dla najbiedniejszych Polaków. To wszystko po to, by, jak mówił w grudniu wicepremier Morawiecki, docenić ich ciężką pracę.
Do tego wspomniany ryczałt. I premie za przewodzenie komisjom (2000 zł dla przewodniczącego i 1500 dla zastępcy), których jest w Sejmie 30. Na przykład w tej odpowiedzialnej za finanse publiczne jest sześciu wiceprzewodniczących.
To nie koniec. Parlamentarzyści mają również prawo do bezpłatnych przelotów samolotami oraz transportu publicznego. Do tego immunitet, miejsce w poselskim hotelu i niskooprocentowane pożyczki. A na koniec kadencji trzymiesięczna odprawa.
W tej kwestii jednak PiS jeszcze nic w tej kadencji nie zmienił. Zarówno dieta, jak i uposażenie są na niezmienionym poziomie od początku poprzedniej kadencji.