Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Patryk Skrzat
Patryk Skrzat
|

Polski biznes na końcu świata. Pan Andrzej karmi Tajów polskimi wędzonkami

5
Podziel się:

Polacy, jak to Polacy – poradzą sobie w każdych okolicznościach. Do tego stopnia, że w słynącej z oszałamiającej kuchni Tajlandii, potrafią sprzedać miejscowym wędzone według polskiej receptury mięso. Do Andrzeja Gołaszewskiego z firmy Polish Smoked dotarł vloger Michał Sikorski.

Andrzej Gołaszewski do Tajlandii przyjechał 7 lat temu
Andrzej Gołaszewski do Tajlandii przyjechał 7 lat temu (screen z YouTube/Michał Sikorski)

Polacy, jak to Polacy – poradzą sobie w każdych okolicznościach. Do tego stopnia, że w słynącej z oszałamiającej kuchni Tajlandii, potrafią sprzedać miejscowym wędzone według polskiej receptury mięso. Do Andrzeja Gołaszewskiego z firmy Polish Smoked dotarł vloger Michał Sikorski.
Tajlandia stała się jednym z ulubionych kierunków turystycznych Polaków. Mimo odległości dzielącej oba kraje, loty są stosunkowo tanie, a i na miejscu – jeśli ominie się pułapki zastawiane na turystów – nie trzeba wydawać wiele. Do tego słońce, plaże i wyborna kuchnia – wakacje marzeń.

Tajlandia zauroczyła także polskiego vlogera Michała Sikorskiego. Pierwsza wizyta jedynie pobudziła w nim chęć prawdziwego poznania tego kraju. Wybrał się więc do niej jeszcze raz i jak to ma w zwyczaju, zszedł z utartych szlaków. W swoich relacjach pod hasłem „jak tam jest naprawdę” pokazuje miejsca, do których zazwyczaj nie docierają turyści. I wszędzie tam spotyka Polaków.

- Kanał prowadzę od 3,5 roku. Byłem łącznie w około 30 krajach. Nagrałem reportaże z podróży na Białoruś, do Lwowa, Moskwy, a także z Filipin i Tajlandii. Wszędzie trafiam na Polaków – i w zakonie buddyjskim 100 km od Bangkoku i na wyspie na Filipinach, na którą sami Filipińczycy boją się przylatywać, bo słynie z czarnej magii. Nie mówiąc już o Białorusi, na zachodzie której pewnie ok. 80 proc. osób ma Kartę Polaka – mówi Sikorski.

Saleta znalazł spokój i sposób na zarobek

Do Tajlandii Polacy przyjeżdżają nie tylko wypoczywać, ale i prowadzić interesy. Sikorski właśnie biznesowym kulisom azjatyckiego kraju poświęcił dużą część swojej ostatniej wyprawy.
Bodaj najsłynniejszy z naszych przedsiębiorców w Tajlandii to Przemysław Saleta, mistrz świata w kick-boxingu, a także mistrz Polski, Europy i interkontynentalny w zawodowym boksie. Od dwóch lat sportowiec większość czasu spędza w Azji.

Przemysław Saleta i Michał Sikorski (fot. screen z YouTube/Michał Sikorski)
Jak wyjaśniał Michałowi Sikorskiemu, życie w Tajlandii jest po prostu spokojniejsze i pozwala odciąć się od ciągłej gonitwy, która towarzyszy Salecie podczas wizyt w Polsce. Tajlandia daje mu także okazję do zarobku, bo organizuje tam tzw. Saleta Fit Campy, czyli obozy sztuk walki. Może wziąć w nich udział każdy, bez względu na stopień zaawansowania. Koszt? Razem z przelotami ponad 3 tys. euro.

Polskie wędliny trafiły w gusta

Przemysław Saleta w swój biznes kieruje przede wszystkim do Polaków. Ma przy tym ułatwione zadanie ze względu na znane nazwisko. Dużo trudniejszy start – przynajmniej w teorii – miał Andrzej Gołaszewski, który mieszka w Tajlandii od 7 lat i prowadzi tam firmę Polish Smoked. Blisko 10 tys. kilometrów od ojczyzny oferuje wędliny według polskich receptur.
- Firma pana Andrzeja działa na północy Tajlandii – niedaleko Chiang Mai. To spokojne miasto, będące stolicą kulturalną kraju. I co ważne – nie ma tam wielu biznesów Rosjan, jak w Pattaya czy na Phuket [oblegane turystyczne kurorty – red.], dlatego jest to dobre miejsce do prowadzenia działalności. Z tego co słyszałem, Rosjanie są ze sobą bardzo zżyci i nie znoszą konkurencji – mówi nam Michał Sikorski.
src="https://money.wpcdn.pl/i/h/92/art424540.JPG"/>
Andrzej Gołaszewski (fot. screen z YouTube/Michał Sikorski)
Sam Andrzej Gołaszewski wcale nie planował sprzedaży wędlin na obczyźnie. Jak to często w życiu bywa, zadecydował przypadek. I miłość do polskich smaków. - Zaczęło się od tego, że rodzina przysyłała mi paczki, w tym wędliny, chrzany, musztardy, konserwy. Pomyślałem, no dobra, spróbuję wybudować wędzarnię. Na początek dla siebie - mówi w rozmowie z vlogerem pan Andrzej.
Zobacz także: Oferta Mennicy Polskiej nie została wybrana w przetargu w Tajlandii
Informacje o wędzarzu zaczęły się rozchodzić między Polakami mieszkającymi w Tajlandii. Pan Andrzej do swoich produktów przekonał również lokalną społeczność. Wystarczył test smaku polskich i niemieckich wyrobów, o czym opowiada w materiale Michała Sikorskiego.

Z Tajami nie jest łatwo

Choć Tajowie są bardzo otwarci na turystów, obcokrajowcy, którzy chcą robić u nich biznesy, nie są już tak mile widziani. Biały ma pieniądze w Tajlandii przede wszystkim zostawiać, a nie zarabiać. Mimo dużej swobody gospodarczej w porównaniu z Polską, prowadzenie tam firmy dla kogoś z zewnątrz nie jest sprawą prostą.
- Zaskoczyło mnie, że tajski system jest tak bardzo nacjonalistyczny. Jako obcokrajowiec nie możesz mieć więcej niż 49 proc. udziałów w spółce, nie możesz mieć własnych nieruchomości, nie możesz właściwie dostać również tajskiego obywatelstwa. Zawsze będziesz obcym – nawet jeśli mówisz po tajsku, masz tajską żonę i mieszkasz tam od 20 lat. Polska jest naprawdę otwartym i przyjaznym krajem dla obcokrajowców w porównaniu z ,,Krainą Uśmiechu.” – opowiada Michał Sikorski.

Zobacz także: Zobacz także: Pomysł na biznes: Rowery pod wymiar

Jest jednak rzecz, którą Michał byłby gotów przenieść na polski grunt. - Być może my się już do tego przyzwyczailiśmy, ale w Polsce podatki są abstrakcyjnie wysokie. Rząd wciąż obiecuje, że coś ludziom da – w Tajlandii rząd nic nie daje, ale też nic nie zabiera. I ludzie jakoś sobie radzą – mówi.
Pan Andrzej ze swoją wędzarnią pokonał wszelkie niedogodności. Jego samochody z polskimi symbolami można spotkać na tajskich ulicach, a produkty w lokalnych sklepach. Dziś nie dość, że prowadzi firmę w Tajlandii, to jeszcze Tajów zatrudnia.
src="https://money.wpcdn.pl/i/h/93/art424541.JPG"/>
Samochód firmy Polish Smoked (fot. screen z YouTube/Michał Sikorski)
Przyznaje jednak, że czasem trudno się z nimi dogadać. Bez precyzyjnych komunikatów ani rusz. Za przykład podaje historię z zamówieniem szyldu do swojej restauracji. Miał być mniej więcej taki, jak na sąsiednim budynku, ale na całą długość fasady. Przyjechał o wymiarach dokładnie takich, jak u sąsiada.
Na takie sytuacje trzeba jednak reagować spokojnie. Krzykiem niewiele się wywalczy, a można narobić sobie problemów. Dla Tajów atmosfera w pracy jest zazwyczaj ważniejsza niż pieniądze.
src="https://money.wpcdn.pl/i/h/95/art424543.JPG"/>

Nauczyciele i freelancerzy

Polaków, którzy zdecydowali się na stałe osiąść w Tajlandii, jest dużo więcej. Większość z nich nie porywa się jednak na otwieranie dużych przedsięwzięć.
- Jest bardzo dużo nauczycieli angielskiego, bo to praca, którą białemu dostać najłatwiej i jest całkiem dochodowa. Jest także sporo freelancerów i innych osób które zajmują się zarabianiem przez internet – mówi Michał Sikorski.
Dodaje, że Tajlandia to idealne miejsce do takiej działalności. - Niskie koszty życia, wieczne lato, doskonałe jedzenie, palmy. A pod palmami Polak na leżaku z laptopem, który właśnie opracowuje jakiś internetowy projekt – opisuje lokalną rzeczywistość.
Zobacz także: Nawet w Tajlandii nie jedzą już takiego mięsa. Rezygnują w obawie o własne zdrowie
href="https://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/nawet-w-tajlandii-nie-jedza-juz-takiego,216,0,2384856.html">
Okazuje się jednak, że Polacy w Tajlandii nie tylko biznesy prowadzą, ale... również z nich rezygnują. - Polaka spotkałem także w zakonie buddyjskim Wat Thamkrabok. Człowiek ten porzucił materializm, zamknął swoją działalność gospodarczą i od 2 lat jest buddyjskim mnichem - zauważa Sikorski. Rozmowę z polskim mnichem można zobaczyć w drugiej części reportażu z Tajlandii.
Sam vloger przyznaje, że jemu również azjatycki klimat podsunął biznesowy pomysł. Ma być uzupełnieniem dotychczasowej działalności.
– Prowadzę własną działalność gospodarczą, która w tej chwili głównie skupia się na mojej aktywności na YouTube i rzeczach wokół niej. Wydałem samodzielnie własną książkę ,,Przewodnik po rzeczywistości” i audiobooka. Sprzedaję je obok innych moich produktów we własnym sklepie internetowym. W Tajlandii wpadł mi pomysł na biznes, który można byłoby założyć w Polsce i jeszcze w tym roku zamierzam ruszyć z jego rozwojem – mówi Sikorski. - Na razie nie powiem jednak, co to jest, bo nie chcę żeby ktoś mi zrobił konkurencję – dodaje z uśmiechem.
Co do planów podróżniczych, jak podkreśla, na razie bardzo dobrze siedzi mu się w Polsce. - Ale jeszcze zobaczymy gdzie mnie poniesie – zaznacza.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl
Polski biznes na końcu świata. Pan Andrzej karmi Tajów polskimi wędzonkami
Polacy, jak to Polacy – poradzą sobie w każdych okolicznościach. Do tego stopnia, że w słynącej z oszałamiającej kuchni Tajlandii, potrafią sprzedać miejscowym wędzone według polskiej receptury mięso. Do Andrzeja Gołaszewskiego z firmy Polish Smoked dotarł vloger Michał Sikorski.
Tajlandia stała się jednym z ulubionych kierunków turystycznych Polaków. Mimo odległości dzielącej oba kraje, loty są stosunkowo tanie, a i na miejscu – jeśli ominie się pułapki zastawiane na turystów – nie trzeba wydawać wiele. Do tego słońce, plaże i wyborna kuchnia – wakacje marzeń.
Tajlandia zauroczyła także polskiego vlogera Michała Sikorskiego. Pierwsza wizyta jedynie pobudziła w nim chęć prawdziwego poznania tego kraju. Wybrał się więc do niej jeszcze raz i jak to ma w zwyczaju, zszedł z utartych szlaków. W swoich relacjach pod hasłem „jak tam jest naprawdę” pokazuje miejsca, do których zazwyczaj nie docierają turyści. I wszędzie tam spotyka Polaków.
- Kanał prowadzę od 3,5 roku. Byłem łącznie w około 30 krajach. Nagrałem reportaże z podróży na Białoruś, do Lwowa, Moskwy, a także z Filipin i Tajlandii. Wszędzie trafiam na Polaków – i w zakonie buddyjskim 100 km od Bangkoku i na wyspie na Filipinach, na którą sami Filipińczycy boją się przylatywać, bo słynie z czarnej magii. Nie mówiąc już o Białorusi, na zachodzie której pewnie ok. 80 proc. osób ma Kartę Polaka – mówi Sikorski.
Saleta znalazł spokój i sposób na zarobek
Do Tajlandii Polacy przyjeżdżają nie tylko wypoczywać, ale i prowadzić interesy. Sikorski właśnie biznesowym kulisom azjatyckiego kraju poświęcił dużą część swojej ostatniej wyprawy.
Bodaj najsłynniejszy z naszych przedsiębiorców w Tajlandii to Przemysław Saleta, mistrz świata w kick-boxingu, a także mistrz Polski, Europy i interkontynentalny w zawodowym boksie. Od dwóch lat sportowiec większość czasu spędza w Azji.
Jak wyjaśniał Michałowi Sikorskiemu, życie w Tajlandii jest po prostu spokojniejsze i pozwala odciąć się od ciągłej gonitwy, która towarzyszy Salecie podczas wizyt w Polsce. Tajlandia daje mu także okazję do zarobku, bo organizuje tam tzw. Saleta Fit Campy, czyli obozy sztuk walki. Może wziąć w nich udział każdy, bez względu na stopień zaawansowania. Koszt? Razem z przelotami ponad 3 tys. euro.
Polskie wędliny trafiły w gusta
Przemysław Saleta w swój biznes kieruje przede wszystkim do Polaków. Ma przy tym ułatwione zadanie ze względu na znane nazwisko. Dużo trudniejszy start – przynajmniej w teorii – miał Andrzej Gołaszewski, który mieszka w Tajlandii od 7 lat i prowadzi tam firmę Polish Smoked. Blisko 10 tys. kilometrów od ojczyzny oferuje wędliny według polskich receptur.
- Firma pana Andrzeja działa na północy Tajlandii – niedaleko Chiang Mai. To spokojne miasto, będące stolicą kulturalną kraju. I co ważne – nie ma tam wielu biznesów Rosjan, jak w Pattaya czy na Phuket [oblegane turystyczne kurorty – red.], dlatego jest to dobre miejsce do prowadzenia działalności. Z tego co słyszałem, Rosjanie są ze sobą bardzo zżyci i nie znoszą konkurencji – mówi nam Michał Sikorski.
Sam Andrzej Gołaszewski wcale nie planował sprzedaży wędlin na obczyźnie. Jak to często w życiu bywa, zadecydował przypadek. I miłość do polskich smaków. - Zaczęło się od tego, że rodzina przysyłała mi paczki, w tym wędliny, chrzany, musztardy, konserwy. Pomyślałem, no dobra, spróbuję wybudować wędzarnię. Na początek dla siebie - mówi w rozmowie z vlogerem pan Andrzej.
Informacje o wędzarzu zaczęły się rozchodzić między Polakami mieszkającymi w Tajlandii. Pan Andrzej do swoich produktów przekonał również lokalną społeczność. Wystarczył test smaku polskich i niemieckich wyrobów, o czym opowiada w materiale Michała Sikorskiego.
Z Tajami nie ma łatwo
Choć Tajowie są bardzo otwarci na turystów, obcokrajowcy, którzy chcą robić u nich biznesy, nie są już tak mile widziani. Biały ma pieniądze w Tajlandii przede wszystkim zostawiać, a nie zarabiać. Mimo dużej swobody gospodarczej w porównaniu z Polską, prowadzenie tam firmy dla kogoś z zewnątrz nie jest sprawą prostą.
- Zaskoczyło mnie, że tajski system jest tak bardzo nacjonalistyczny. Jako obcokrajowiec nie możesz mieć więcej niż 49 proc. udziałów w spółce, nie możesz mieć własnych nieruchomości, nie możesz właściwie dostać również tajskiego obywatelstwa. Zawsze będziesz obcym – nawet jeśli mówisz po tajsku, masz tajską żonę i mieszkasz tam od 20 lat. Polska jest naprawdę otwartym i przyjaznym krajem dla obcokrajowców w porównaniu z ,,Krainą Uśmiechu.” – opowiada Michał Sikorski.
Jest jednak rzecz, którą Michał byłby gotów przenieść na polski grunt. - Być może my się już do tego przyzwyczailiśmy, ale w Polsce podatki są abstrakcyjnie wysokie. Rząd wciąż obiecuje, że coś ludziom da – w Tajlandii rząd nic nie daje, ale też nic nie zabiera. I ludzie jakoś sobie radzą – mówi.
Pan Andrzej ze swoją wędzarnią pokonał wszelkie niedogodności. Jego samochody z polskimi symbolami można spotkać na tajskich ulicach, a produkty w lokalnych sklepach. Dziś nie dość, że prowadzi firmę w Tajlandii, to jeszcze Tajów zatrudnia.
Przyznaje jednak, że czasem trudno się z nimi dogadać. Bez precyzyjnych komunikatów ani rusz. Za przykład podaje historię z zamówieniem szyldu do swojej restauracji. Miał być mniej więcej taki, jak na sąsiednim budynku, ale na całą długość fasady. Przyjechał o wymiarach dokładnie takich, jak u sąsiada.
Na takie sytuacje trzeba jednak reagować spokojnie. Krzykiem niewiele się wywalczy, a można narobić sobie problemów. Dla Tajów atmosfera w pracy jest zazwyczaj ważniejsza niż pieniądze.
Nauczyciele i freelancerzy
Polaków, którzy zdecydowali się na stałe osiąść w Tajlandii, jest dużo więcej. Większość z nich nie porywa się jednak na otwieranie dużych przedsięwzięć.
- Jest bardzo dużo nauczycieli angielskiego, bo to praca, którą białemu dostać najłatwiej i jest całkiem dochodowa. Jest także sporo freelancerów i innych osób które zajmują się zarabianiem przez internet – mówi Michał Sikorski.
Dodaje, że Tajlandia to idealne miejsce do takiej działalności. - Niskie koszty życia, wieczne lato, doskonałe jedzenie, palmy. A pod palmami Polak na leżaku z laptopem, który właśnie opracowuje jakiś internetowy projekt – opisuje lokalną rzeczywistość.
Okazuje się jednak, że Polacy w Tajlandii nie tylko biznesy prowadzą, ale... również z nich rezygnują. - Polaka spotkałem także w zakonie buddyjskim Wat Thamkrabok. Człowiek ten porzucił materializm, zamknął swoją działalność gospodarczą i od 2 lat jest buddyjskim mnichem - zauważa Sikorski. Rozmowę z polskim mnichem można zobaczyć w drugiej części reportażu z Tajlandii.

Sam vloger przyznaje, że jemu również azjatycki klimat podsunął biznesowy pomysł. Ma być uzupełnieniem dotychczasowej działalności.
– Prowadzę własną działalność gospodarczą, która w tej chwili głównie skupia się na mojej aktywności na YouTube i rzeczach wokół niej. Wydałem samodzielnie własną książkę ,,Przewodnik po rzeczywistości” i audiobooka. Sprzedaję je obok innych moich produktów we własnym sklepie internetowym. W Tajlandii wpadł mi pomysł na biznes, który można byłoby założyć w Polsce i jeszcze w tym roku zamierzam ruszyć z jego rozwojem – mówi Sikorski. - Na razie nie powiem jednak, co to jest, bo nie chcę żeby ktoś mi zrobił konkurencję – dodaje z uśmiechem.
Co do planów podróżniczych , jak podkreśla, na razie bardzo dobrze siedzi mu się w Polsce. - Ale jeszcze zobaczymy gdzie mnie poniesie – zaznacza.

wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(5)
WYRÓŻNIONE
bezrobotny
6 lat temu
Musial jechac az do Tajlandii zeby mogl robic taki biznes, w Polsce musialby moczyc kielbasy w chemicznie przygotowanej farbie, zgodnie z nakazem lewckiej patologii unijnej
Mizar
6 lat temu
Ta... na leżaku z laptokiem. Jaki porządny "projekt" - graficzny, techniczny, tłumaczeniowy, finansowy - można zrobić w mało wygodnej pozycji, w słońcu padającym na ekran i oganiając się od komarów. W Tajlandii karaluchy i stonogi (jadowite) są wielkości myszy, myszy wielkości szczurów, szczury wielkości kotów. Do tego egzotyczne choróbska i woda tylko butelkowana. Bardzo piękny kraj i z pewnością sympatyczni ludzie, ale oni są do tego przyzwyczajeni, a ja wolę nasze chłodne lato niż 50 stopni w cieniu i wilgotność powietrza chyba powyżej 100%
Alicja****
6 lat temu
Muszę Was tym razem pochwalić. Bardzo ciekawy artykuł bez koloryzowania.
NAJNOWSZE KOMENTARZE (5)
Ari
2 lata temu
No niezłe banialuki trzeba przyznać 😁 albo pisane dla turystów którzy nigdy nie wstają z fotela albo kłamanie stało się popularne.
bezrobotny
6 lat temu
Musial jechac az do Tajlandii zeby mogl robic taki biznes, w Polsce musialby moczyc kielbasy w chemicznie przygotowanej farbie, zgodnie z nakazem lewckiej patologii unijnej
Mizar
6 lat temu
Ta... na leżaku z laptokiem. Jaki porządny "projekt" - graficzny, techniczny, tłumaczeniowy, finansowy - można zrobić w mało wygodnej pozycji, w słońcu padającym na ekran i oganiając się od komarów. W Tajlandii karaluchy i stonogi (jadowite) są wielkości myszy, myszy wielkości szczurów, szczury wielkości kotów. Do tego egzotyczne choróbska i woda tylko butelkowana. Bardzo piękny kraj i z pewnością sympatyczni ludzie, ale oni są do tego przyzwyczajeni, a ja wolę nasze chłodne lato niż 50 stopni w cieniu i wilgotność powietrza chyba powyżej 100%
Alicja****
6 lat temu
Muszę Was tym razem pochwalić. Bardzo ciekawy artykuł bez koloryzowania.
Mai Thai
6 lat temu
"koniec świata" jest w Watykanie i nie szukaj dalej :)