„Nie oszczędzaj tego, co zostanie po wszystkich wydatkach, lecz wydawaj, co zostanie po odłożeniu oszczędności” – w taki właśnie sposób do inwestycji podchodził amerykański milioner Warren Buffet.
Czy ta zasada ma szansę sprawdzić się w Polsce? U nas, jak wyjaśnia profesor zw. dr hab. Marian Noga, z Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu – jest zupełnie na odwrót.
- W ekonomii jest zasada – kupuj aktywa i akcje, gdy jest spadek cen, sprzedawaj - gdy są zwyżki. Polacy, a przynajmniej większość, postępuje zupełnie odwrotnie. Dużo kupuje dziś, natychmiast i napędza popyt, ale mało oszczędza – mówi.
Dane Głównego Urzędu Statystycznego mówią jednak, że nastąpiła wyraźna poprawa w domowych budżetach, a rok 2017 był dla pracowników łaskawszy, bo aż 47 proc. z nas odnotowało wzrost pensji („Ogólnopolskie badanie wynagrodzeń” Sedlak&Sedlak).
Czy to oznacza, że zaczniemy oszczędzać? By zweryfikować tę informację przygotowaliśmy ankietę, która pojawiła się w serwisie money.pl. ”Co zrobisz, gdy dostaniesz podwyżkę”.
W głosowaniu wzięło udział ponad 3 tysiące osób. Z krótkiego badania wynika, że 38 proc. pytanych od lat nie dostało podwyżki. To oznacza jednak, że aż 62 procent otrzymało większą pensję.
Niestety ci, którzy dostali podwyżkę – w pierwszej kolejności przeznaczyli pieniądze na spłatę długów, rat i kart (33 proc. badanych wybrało tą odpowiedź). Oznacza to, że zdecydowała się na to ponad połowa z tych, którzy zarabiają dziś więcej.
Co dziesiąta osoba, która zarabia dziś więcej, zadeklarowała, że wpłaciła nadwyżkę na konto oszczędnościowe i niemal tyle samo osób wybrało odpowiedź, że podwyżkę wydało na przyjemności.
7 proc. spośród 3 tysięcy głosujących wybrało odpowiedź, że odłoży dodatkowe pieniądze do domowej skrytki, nie zwracając uwagi na to, że takie lokowanie oszczędności oznacza, że mamy ich coraz mniej.
Inwestycje np. w fundusze inwestycyjne, emerytalne? Tylko 3 proc. badanych stwierdziło, że ”wyda” na ten cel otrzymaną podwyżkę.
Połowa Polaków nie ma nic na czarną godzinę
Jednym słowem daleko nam jeszcze do mistrzów oszczędzania – Szwajcarów. Tam na jedno gospodarstwo przypada 157 tys. euro oszczędności. Nie gorsi są Amerykanie. Odkładają 138 tys. euro. Co ciekawe jednak – daleko nam także do Francuzów (60 tys. euro), Niemców (44 tys. euro), Czechów i Słowaków (62 proc. z nich oszczędza), a nawet do Chorwatów, Chińczyków, Serbów, Hindusów czy Kazachów. Ich oszczędności to średnio 1 tys. euro.
Jak na tym tle wygląda Polska? Z danych CBOS wynika, aż 60 proc. Polaków nie posiada żadnych oszczędności, a 56 proc. wydaje wszystko, co zarabia (raport Fundacji Kronenberga).
Dobra wiadomość jest taka, że według danych Banku Światowego, oszczędności w Polsce mierzone w stosunku do PKB rosną, tyle tylko, że bardzo powoli.
Jeśli oszczędzamy, to bardzo ostrożnie
- Generalnie wyznajemy zasadę prymatu czasu krótkiego nad długim, czyli żyjemy dniem dzisiejszym. Chcemy efektów tu i teraz, a nie za rok czy 10 lat. Nie potrafimy myśleć przyszłościowo i nie mamy nawyków myślenia ekonomicznego – mówi prof. Marian Noga, z WSB. - Nie oszczędzamy i nie inwestujemy. Jeśli już to robimy to bardzo ostrożnie – lokując środki na kontach czy lokatach. Choć z drugiej strony lepsze to aniżeli zupełny brak oszczędzania. Rzadko jednak stawiamy na fundusze emerytalne, inwestycyjne. A szkoda, bo to dobre inwestycje w przyszłość – podkreśla.
Co prawda w ostatnich latach Polacy zaoszczędzili 1,2 bln zł, ale co siódma złotówka trafiła do ”skarpety”, a zdecydowana większość znalazła się na niskooprocentowanych lokatach lub kontach oszczędnościowych w bankach.
Dzięki temu - jak wynika z danych NBP – wartość depozytów gospodarstw domowych w bankach wyniosła ponad 708 mld zł.
Równie ostrożnie podchodzimy do giełdy. Na inwestycje w tym miejscu decyduje się tylko 5 proc. z nas, co pokazuje, że dane NBP są zbieżne z naszą ankietą. Lokujemy oszczędności w papiery wartościowe (17 proc.), z czego 9 proc. w fundusze, a 3 proc. w akcje.
- W Stanach rzadko, który student wie, gdzie leży Kongo, ale każdy z nich doskonale potrafi zainwestować swoje pieniądze – podkreśla prof. Marian Noga. - Dlatego należy uświadamiać i edukować. Pokazywać i tłumaczyć, i to od najmłodszych lat – dodaje.
Co zrobić, by odkładać, a nie tylko przejadać?
- Każde 100 złotych odłożone co miesiąc ma znaczenie. Przez rok odłożymy w ten sposób 1200 złotych. Przez 10 lat 12 tysięcy. Przez lat 20....24 tysiące. Dziś to cena samochodu.
- Ale to nie wszystko. Gdy te same pieniądze zainwestujemy w IKZE (Indywidulane Konto Zabezpieczenia Emerytalnego), co roku będziemy mogli odliczyć od podatku ok. 214 zł. Po 10 latach nasz bonus wyniesienie ponad 2 tys. zł, po 20 latach grubo ponad 4 tys. zł.
- Każde 1200 złotych rocznie zainwestowane na dobrze oprocentowanej lokacie to dodatkowo ok. 30 zł. Po 10 latach – 300 zł.
Alternatywą wobec lokat są fundusze inwestycyjne, choć w tym wypadku należy zwrócić uwagę na ryzyko i bezpieczeństwo inwestycji.
Te o niskim ryzyku inwestycyjnym to zysk zbliżony lub lekko powyżej standardowych lokat. Plus inwestycji jest taki, że nie zamrażamy środków jak na lokacie i możemy w każdym momencie wycofać się z inwestycji bez utraty zysku. W przypadku funduszy o wysokim poziomie ryzyka potencjalny zysk jest znacznie wyższy, ale to pociąga to za sobą duże ryzyko inwestycji.
Zanim jednak zainwestujemy w fundusze inwestycyjne trzeba sprawdzić czy firma, której powierzamy nasze pieniądze ma odpowiednie zezwolenia KNF i czy historia jej wyników inwestycyjnych jest powtarzalna.
Druga ważna zasada to unikanie pośredników. Najtaniej inwestować bezpośrednio - w odpowiednim towarzystwie funduszy inwestycyjnych (TFI).