Prawo pracy jest bardzo często łamane przez firmy i trzeba to zmienić. Pracownicy muszą mieć możliwość działania w związkach zawodowych. Trzeba również zmniejszyć klin podatkowy - uważają eksperci.
Problem niskich płac w Polsce pojawia się ostatnio coraz częściej w debacie publicznej. Minister finansów Mateusz Szczurek mówił niedawno w Sejmie, że wzrost płac w Polsce może i powinien być wyższy.
Również szef NBP Marek Belka argumentował, że w ciągu ostatnich 15 lat wydajność pracy w Polsce rosła znacznie szybciej niż w Czechach, na Węgrzech i Słowacji, a płace rosły dwa i pół razy wolniej. Marcin Piątkowski z Banku Światowego w niedawnej rozmowie z Polskim Radiem 24 nazwał wręcz Polskę "Chinami Europy jeśli chodzi o koszty pracy".
Ekspert Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych Łukasz Komuda podkreśla, że jeśli w Polsce poziom wynagrodzeń w PKB spada, to znaczy, że malejąca grupa ludzi cieszy się ze wzrostu gospodarczego.
- Ci, którzy mają kapitał, w tym przedsiębiorcy, będą się z tego wzrostu cieszyć, dlatego że kapitał jest wynagradzany coraz lepiej, a praca coraz gorzej. W dłuższym okresie czasu nie da się jednak tego trendu utrzymać, bo będzie to powodowało coraz większe napięcia społeczne. Wzrost PKB powinien służyć budowaniu lepszego miejsca do życia dla wszystkich, ale tak nie jest. Nic dziwnego, że większość młodych ludzi póki co woli stąd wyjechać - podkreślił.
Jego zdaniem fakt, że w Polsce płace są relatywnie niskie wynika m.in. ze słabej siły przetargowej pracowników. - Każdy pracownik jest właściwie na rynku pracy sam i obowiązuje taka narracja, że to rynek wycenia nasze umiejętności i robi to doskonale. W tej narracji, w sytuacji postępującej globalizacji, polscy szeregowi pracownicy mają konkurować z pracownikami np. z Bangladeszu czy Chin - ale zarabiają niekonkurencyjnie dużo - zaznaczył Komuda.
Natomiast, jak dodał, "menedżerowie zarabiają o wiele za mało, bo tu punktem odniesienia są apanaże menedżerów np. z USA i Norwegii, którzy zarabiają i dziesięć razy więcej". - Ta narracja jest z uporem broniona i w efekcie cała rzesza polityków ciągle walczy o to, żeby były jak najniższe podatki dla bogatych oraz przedsiębiorców i jak najbardziej skromne i oszczędne państwo. Tyle tylko, że przy okrojonej do kości infrastrukturze państwa i usługach społecznych każdy kto zarabia 1,5 tys. zł na rękę balansuje na granicy przetrwania - zauważył.
Komuda przytoczył dane GUS, z których wynika, że obecnie 53 proc. polskich rodzin nie stać na nagły wydatek rzędu 1 tys. zł. - To jest miara zamożności naszego społeczeństwa. Słaba dostępności do usług publicznych, które powinno dostarczać państwo powoduje, że sytuacja osób, które zarabiają mało, jest kiepska - mówił.
Zdaniem Komudy zmienić to może lepsze organizowanie się pracowników, którzy w większych grupach będą negocjowali swoje warunki płacowe. - Mam na myśli związki zawodowe, które są dziś bardzo niemodne. Uzwiązkowienie w Polsce jest na poziomie ok. 11 proc. i jesteśmy w czołówce najmniej uzwiązkowionych krajów Europy. To się cały czas pogarsza - podkreślił.
- W efekcie każdy pracownik walczy sam i każdy na tej samotnej walce wychodzi coraz gorzej. To ułatwia decyzje o emigracji np. do Wielkiej Brytanii czy Irlandii, gdzie mimo osłabienia pozycji związków zawodowych uzwiązkowienie jest ponad dwukrotnie wyższe niż u nas, nie wspominając o pięciokrotnie wyższej płacy minimalnej - zauważył Komuda.
Drugą rzeczą, którą jego zdaniem trzeba zmienić, są instytucje państwowe, które dbają o to, żeby na rynku pracy było przestrzegane prawo. - Z roku na rok Państwowa Inspekcja Pracy coraz częściej wykazuje, że nieprawidłowo są stosowane umowy cywilnoprawne i niewiele z tego wynika - zauważył.
Jako przykład podał niedawną kontrolę w Amazon, z której wynika, że m.in. "nie płacono ludziom tyle, ile mieli zarabiać". - Według PARP mamy w Polsce ponad 1,5 mln firm. Skoro PIP kontroluje 90 tys. z nich rocznie, to łatwo policzyć, że przeciętnie firma kontrolowana jest raz na 20 lat. A przecież najwięcej zastrzeżeń mamy nie do liczby kontroli Inspekcji, ale ich sensowności, skuteczności i efektów. To jest zaproszenie do tego, żeby nas wyzyskiwać - powiedział.
Według eksperta ważnym instrumentem wpływającym na wysokość wynagrodzeń w Polsce - szczególnie w grupie osób z dolnych szczebli drabiny ekonomicznej - jest płaca minimalna.- Szacuje się, że około 5 proc. spośród 16 mln pracujących Polaków zarabia wygrodzenie minimalne albo mniej - gdyż nie brakuje u nas śmieciówek. Podwyższenie płacy minimalnej spowoduje poprawę sytuacji przynajmniej części z nich - ocenił.
Zdaniem Komudy pogląd, jakoby przez wzrost płacy minimalnej musi zawsze wzrastać bezrobocie, jest nieprawdziwy. - Mamy dobrą sytuację gospodarczą i malejące bezrobocie. To dobry moment na podwyższenie płacy minimalnej i zmianę systemu jej określania - podsumował.
Ekspert Konfederacji Lewiatan Marek Kowalski uważa, że płace w Polsce mogą wzrosnąć poprzez zmniejszenie klina podatkowego. - To jest jedyne wyjście. Jeśli przy obecnych daninach państwowych wynagrodzenia (płaca minimalna) miałyby wzrosnąć powyżej 1850 zł, to gospodarka stałaby się niekonkurencyjna. Ostatnie dwa lata były nastawione dość dynamicznie, żeby poprawić warunki płacy. Chociażby mam na myśli ozusowanie umów-zleceń - powiedział Kowalski. Jak dodał, było to niezwykle istotne dla tych mniej zarabiających.
- Jako przedsiębiorca nie jestem przeciwny wzrostowi wynagrodzeń, uważam, że mogłyby systematycznie rosnąć, być może szybciej, niż wynika to z ustawy dotyczącej płacy minimalnej, ale musielibyśmy o tym rozmawiać nie w klimacie wyborczym. Lewiatan był inicjatorem ozusowania umów, jedyną organizacja, która powiedziała temu tak. Co do zasady uważamy, że wynagrodzenia powinny być uczciwie wypłacane, uczciwie naliczane ale przy zachowaniu pewnych ekonomicznych warunków - podkreślił ekspert.
Jak dodał, w rozmowach pomiędzy pracodawcami, związkowcami i rządem powinno dojść do kompromisy ws. uelastycznienia kodeksu pracy, ograniczenia umów-zleceń na rzecz umów o pracę i zmniejszenia klina podatkowego. - Jeśli te trzy warunki zostaną spełnione, wówczas możemy mówić o urealnieniu wynagrodzeń na naszym rynku - powiedział Kowalski.
Zdaniem eksperta OPZZ Piotra Szumlewicza, płaca minimalna w Polsce powinna być na poziomie 50 proc. średniego wynagrodzenia. - Druga sprawa to coś, o co walczymy od wielu miesięcy - minimalna płaca godzinowa. Długo przedstawialiśmy propozycję, że to powinno być 12 złotych brutto. (...) Zastanawiamy się teraz nad tym, czy to nie powinno być więcej. Być może powinno to być 14-16 złotych brutto - powiedział.
Podkreślił, że rząd ma też wpływ na wysokość płac w Polsce poprzez kształtowanie wynagrodzeń w budżetówce. - To bulwersująca sprawa, że od 6 lat te płace są zamrożone - uważa.
-Na wysokość płac ma wpływ na pewno polityka podatkowa. Od lat jesteśmy zwolennikami niższych podatków dla ludzi ubogich, dla mało zarabiających. Oczywiście należałoby podwyższyć podatki dla osób bogatych, dla tych najlepiej zarabiających. Chodzi więc o spłaszczenie dochodów - zaznaczył Szumlewicz. Jego zdaniem, na wysokość płac może mieć wpływ zmiana prawa dotyczącego zamówień publicznych - tak, żeby w przetargach niekoniecznie wygrywały firmy, które zatrudniają na "śmieciówki", tak jak jest teraz.
- Instrumentów polityki płacowej jest sporo i jest przestrzeń, żeby je wprowadzać. Ludzie na to czekają - podsumował Szumlewicz.