Za trzydzieści parę lat, jeśli nam w ogóle pójdzie, będą mieli niektórzy Polacy ciężki orzech do przegryzienia: czyim imieniem nazwać obecną ulicę Towarową w Warszawie, gdzie pod numerem 28 mieści się centrala Instytutu Pamięci Narodowej? Na razie ujawniło się kandydatów dwóch, ale w miarę przemijania czasu z pewnością ich przybędzie, jako że dostęp do archiwum IPN mają setki badaczy pism SB. Już między tymi dwoma rozgorzał spór o palmę pierwszeństwa w dziele wylewania fekaliów po ustroju słusznie minionym.
Przez dwa tygodnie prym wiódł niepodzielnie Bronisław Wildstein, a jego nazwisko przylgnęło nawet do frazeologicznie neutralnego rzeczownika lista. Raptem na politycznym horyzoncie pojawił się Marek Jan Chodakiewicz, profesor z Waszyngtonu, który ogłosił poprzez media, iż to on był pierwszy. Wildstein na to, że guzik prawda. A Chodakiewicz – że gotów pójść do więzienia za ujawnienie tajemnic najnowszej historii, tyle że nikt nie chce go aresztować. Kolejne akty tej tragifarsy z pewnością nastąpią.
Zacięty bój uliczny stoczyli w minionym tygodniu radni miasta Łodzi. W jego efekcie św. Karol Boromeusz przegrał pięcioma głosami z towarzyszką I sekretarz KW PZPR sprzed trzydziestu lat i jej nazwisko będzie teraz wyznaczać jedną z miejskich arterii. To wynik usilnych dążeń miejscowej lewicy, które najlepiej obrazują, jakimi problemami żyje ta formacja w roku wyborczym, gdy społeczeństwo będzie jej wystawiać rachunek za swoje obecne, a nie dawno minione samopoczucie w kontekście obietnic sprzed czterech lat.
Infantylizm umysłowy nie jest, jak wiadomo, przynależny tylko jednej, akurat rządzącej stronie polskiej areny groteskowej. Przy okazji listy Wildsteina – a może już listy Chodakiewicza – na prawicy pojawiły się, na razie nieśmiałe, głosy, żeby grzebania w ludzkich życiorysach nie ograniczać tylko do ostatnie fazy PRL-u. Można się przecież cofnąć do czasów II wojny światowej albo i zaborów. Poseł Henryk Kroll z Mniejszości Niemieckiej może jednak spać spokojnie. Z okresu bitwy pod Grunwaldem zachowały się bardzo skąpie archiwa, więc badacze przeszłości nie będą w stanie dociec pod jaką chorągwią zagrzewali się do boju jego przodkowie.
Tymczasem opinia publiczna, którą tzw. elity chcą utwierdzać w przekonaniu, że najważniejsze dla niej jest gmeranie w przeszłości, coraz głośniej daje do zrozumienia, że interesuje ją przede wszystkim czas teraźniejszy. Z najnowszego sondażu CBOS wynika, iż prawie 90 proc. Polaków źle ocenia sytuację na rynku pracy. Niemal 30 proc. nie może znaleźć zatrudnienia w miejscu swego mieszkania, a ponad połowa twierdzi, że nie spodziewa się w najbliższym czasie pozytywnych zmian. I to jest chyba najprawdziwsza Polaków lista własna.
Politycy dla odmiany żyją już czasem przyszłym. Choć nie wyznaczono terminu wyborów parlamentarnych, z licznych miast docierają wieści, że SLD rozprowadza się od paru dni po listach wyborczych. Oczywiście lokują się na nich te same osoby, które jakoś nie kwapią się odpowiedzieć, dlaczego u progu 2005 r., w okresie rzekomego wzrostu gospodarczego i super wskaźników makroekonomicznych, prawie połowa Polaków boi się, że wkrótce straci pracę.
Autor pracował w „Prawie i Życiu” oraz „Przeglądzie Tygodniowym”. Obecnie jest redaktorem naczelnym „Panoramy Opolskiej” i wiceprezesem Krajowego Klubu Reportażu.