Posłowie, ministrowie i ich rodziny będą musieli spowiadać się w banku, skąd mają pieniądze. Bank może im odmówić otwarcia konta.
Klientów banku z grubsza można podzielić na tych w krawatach i bez krawatów. Wkrótce może pojawić się jeszcze jedna kategoria: polityk - pisze wtorkowy "Puls Biznesu". Gazeta dodaje, że teoretycznie ta kategoria istnieje już dzisiaj, ale obejmuje tylko zagranicznych klientów parających się polityką. Teraz obejmie też polskich VIP-ów.
Jak tłumaczy "Puls Biznesu", gdyby kanclerz Niemiec Angela Merkel chciała założyć w PKO Banku Polskim konto bez granic, zostałaby zapytana, czy nie jest przypadkiem PEP (politically exposed person), czyli np. głową obcego państwa.
Twierdząca odpowiedź mogłaby pozostawić pod znakiem zapytania otwarcie rachunku, gdyż bank miałby prawo odrzucić wniosek. Ivanka Trump, wnioskując o mKonto, też musiałaby odpowiedzieć, czy jest PEP, a jako córka prezydenta USA oczywiście jest. To samo dotyczy Jareda i Melanii - wymienia gazeta.
Polscy politycy bardzo chętnie korzystają z możliwości zadłużania się, jakie umożliwiają im całkiem spore zarobki jako ministrów czy posłów. W szczególności dotyczy to europosłów, którzy zarabiają nie gorzej niż członkowie rad nadzorczych banków.
Najbardziej zadłużoną posłanką obecnej kadencji Sejmu jest Dorota Arciszewska-Mielewczyk z PiS. Jej wszystkie długi przekraczają 18,5 mln zł, a są to głównie zobowiązania wobec SKOK Stefczyka i Izby Celnej w Toruniu.
Posłanka ma długi w PZU, ZUS i Izbie Celnej, ale zadłużona jest również u osób prywatnych. Spłacić musi także pożyczki zaciągnięte w dolarach i japońskich jenach w Tokyo Interior. Tylko one w przeliczeniu na złote po dzisiejszym kursie dają w sumie ponad 8,5 mln zł.
Z przygotowanego przez money.pl na początku obecnej kadencji Sejmu zestawienia wynika, że 268 zadłużonych parlamentarzystów zadłużonych było na łącznie 228 milionów złotych. Przeciętne zadłużenie wynosiło więc około 850 tys. zł.