W tle sprawy pojawia się spór biznesowy z właścicielem Grupy Polsat.
- Sąd ogranicza prawo do wolności słowa - mówi prezes Telewizji Polsat Mirosław Błaszczyk. W ten sposób komentuje decyzję sądu, który wydał postanowienie zabezpieczające, na mocy którego stacja nie może publikować ustaleń swojego dziennikarskiego śledztwa. Dziennikarze tej stacji od kilku miesięcy opisywali powiązania Małgorzaty Chechlińskiej ze stworzonym przez nią hotelem Ossa.
Gigantyczne długi
Choć spółki należące do kobiety, zdaniem dziennikarzy śledczych, mają mieć kilkaset milionów złotych długu, to dzięki zabiegom księgowym i prawnym, inne podmioty, w których pojawia się Chechlińska, czerpią zyski z ich działalności. W ocenie dziennikarzy, na tej działalności Skarb Państwa i spółki z jego udziałem, miały stracić ponad 190 mln zł.
Radosław Kietliński, szef działu informacji Polsat News, podczas konferencji prasowej przedstawił dokumenty, z których część dostępna jest publicznie, stanowiące dowód na rzetelność materiałów stacji.
Sąd, który na wniosek Chechlińskiej wydał zakaz publikacji, nie zapoznawał się z nimi. Jak wskazał współpracujący ze stacją mecenas Jerzy Modrzejewski, postanowienie o zabezpieczeniu może zostać wydane w ciągu kilku dni bez wysłuchania pozwanego. Na rozpoznanie zaskarżenia trzeba czekać nawet kilka miesięcy. Polsat zapowiedział złożenie skargi.
- Postanowienie stanowią śmiertelne zagrożenie dla wolności słowa - przekonuje prawnik. - Zabezpieczenie wydawane jest bez wysłuchiwania drugiej strony. Dowody mogą być wątłe. To najwyższy czas, by zmienić przepisy uderzające w media. Polsat chce podjąć taką inicjatywę - dodaje.
Równie mocno wypowiada się Henryk Sobierajski, dyrektor kanałów informacyjnych. - To kolejny ruch ograniczający wolność słowa -mówi.
Knebel
Decyzja sądu dotyczy nie tylko Polsatu. Zakaz informowania o biznesach Chechlińskiej przez 12 miesięcy dotyczy także tygodnika "Wprost". W ocenie redaktora naczelnego Jacka Pochłopienia, roszczenie ma charakter kneblowania prasy w sprawie, którą media mają prawo się interesować.
- Gdyby sąd uwzględnił roszczenie powódki, to z pewnością wywoła to negatywny "efekt mrożący" odnośnie nie tylko do pozwanych, ale i całego środowiska dziennikarskiego. Taki skutek byłby nie do pogodzenia ze standardami dyskusji i przekazywania informacji w pluralistycznym społeczeństwie demokratycznym - dodaje radca prawny Paulina Piaszczyk, która reprezentuje wydawcę "Wprost".
W tle wielki biznes
W sprawie zakazu publikacji materiałów o Małgorzacie Chechlińskiej pojawia się także drugie dno - prezes Grupy Polsat - Tobias Solorz. Jest on w sporze prawnym z kobietą. Chodzi o niedokończoną transakcję zakupu zakopiańskiego hotelu Belvedere.
Pod koniec września 2016 r. podpisana została umowa przedwstępna, w której Chechlińska zobowiązała się sprzedać hotel Solorzowi. Jako zadatek otrzymała około 20 mln zł z zastrzeżeniem, że jeśli wycofa się ze sprzedaży, zwróci kwotę dwukrotnie większą lub przekaże prawo własności do pięciogwiazdkowego hotelu Litwor.
Do finalizacji umowy nigdy nie doszło, a reprezentująca interesy Solorza kancelaria prawna zdołała wpisać do ksiąg wieczystych nowego właściciela.
Samo przejęcie budynku wyglądało niczym scena z filmu akcji. Jak opowiadał w rozmowie z miesięcznikiem "Press" właściciel "Tygodnika Podhalańskiego" Jerzy Jurecki, który był świadkiem zajścia, "grupa uzbrojonych w broń z ostrą amunicją ochroniarzy weszła nocą do hotelu Litwor, wyrzucając z niego gości".
Sama Chechlińska twierdzi, że to mecenas Modrzejewski z kancelarii, która reprezentowała Solorza, wycofał się z umowy na zakup hotelu Belvedere, a cała sprawa miała na celu "wrogie przejęcie" Litwora.
Problematyczny odbiór hotelu
Medialne publikacje, dotyczące majątku Małgorzaty Chechlińskiej, która w 2016 r. znalazła się na 39. miejscu Listy 50 Najbogatszych Polek "Wprost", rozpoczęły się również na łamach tego tygodnika.
W maju ujawnił on, że prezydent Andrzej Duda nocował we wspomnianym już hotelu Belvedere, choć nie został on odebrany przez nadzór budowlany. Kilka dni później na łamach "Rzeczpospolitej" ukazał się tekst, w którym przedstawiciele hotelu przyznali, iż "procedury administracyjne dotyczące odbioru dobudowanej [w 2014 r. – red.] części trwają do dzisiaj".
To również we "Wprost" w połowie października ukazał się tekst o "układzie zakopiańskim". Stwierdzano w nim, że Chechlińska ma 250 mln zł długu w bankach i u osób prywatnych, ale "udało jej się stworzyć bardzo sprytną strukturę różnych podmiotów powiązanych z nią kapitałowo i osobowo, która pozwala jej uniknąć egzekucji".
Co ciekawe, sama Chechlińska w rozmowie z "Gazetą Krakowską" z 2014 r. sama przyznawała, że swój biznes musi finansować kredytami. - Jak spłacę jeden, to biorę następny - mówiła.
"Układ zakopiański"
Tego samego dnia co publikacja "Wprost" na antenach kilku polsatowskich stacji zaczęto emitować materiały o Chechlińskiej. I właśnie materiały o "układzie zakopiańskim" stanowiły podstawę pozwu, który do sądu skierowała kobieta.
W jej obronie stanęło również 11 kobiet, wśród których były m.in. Henryka Bochniarz i Krystyna Janda. Jak pisały w liście do Rady Etyki Mediów, nie wiedzą, kto ma w biznesowym sporze rację, "od takich rozstrzygnięć są sądy”. "Uważamy jednak za niewłaściwe wykorzystywanie - i to w sposób brutalny - do walki z biznesowym przeciwnikiem mediów"– przekonywały.
REM przychyliła się tej argumentacji i stwierdziła, że stacje należące do Polsatu "złamały zasadę pierwszeństwa dobra odbiorcy stwierdzająca, że podstawowe prawa czytelników, widzów, słuchaczy są nadrzędne wobec interesów redakcji, dziennikarzy, wydawców, producentów i nadawców". W stanowisku zarzucono również stacjom brak obiektywizmu w przekazie.
Polsat bronił się w tej sprawie ustami swojego rzecznika Tomasza Matwiejczuka, który przypominał, że rolą mediów jest ujawnianie działalności naruszającej prawo, a takich właśnie miała dopuszczać się Chechlińska. Równocześnie Matwiejczuk wielokrotnie podkreślał, że nie można łączyć sporu prawnego właściciela stacji z pracą dziennikarzy. Jak mówił, zachowali oni standardy rzetelności, a bohaterka materiałów odmawiała odpowiedzi na przesyłane pytania.
Także Henryk Sobierajski podczas konferencji prasowej zapewnił, że żaden z członków zarządu nie próbował wpływać na niego w zakresie tematyki poruszanej w programach. Jak mówił, materiały o Chechlińskiej były efektem rocznego śledztwa dziennikarskiego, które rozpoczęło się od informacji oszukanego przez spółkę należącą do kobiety biznesmena z Krakowa.
Sama Małgorzata Chechlińska zapowiada, że nie zamierza składać broni. - To dopiero początek moje walki z tak brutalną dezinformacją, walki o przywrócenie równych praw podmiotom działającym w polskiej gospodarce - mówiła w listopadzie.