Transport pozostaje eksportową wizytówka polskiej gospodarki. Od 2004 r. nieustannie wzrasta nadwyżka w sprzedaży tej usługi - od czasu wejścia naszego kraju do UE zwiększyła się niemal 10-krotnie. Z danych Eurostatu wynika, że polskie firmy transportowe kontrolują pond 25 proc. przewozów międzynarodowych w UE. Od Hiszpanii, która zajmuje drugie miejsce, dzieli naszych przewoźników przepaść (12 proc. udział w rynku) – informuje "Dziennik Gazeta Prawna".
Z danych, które w piątek 28 września opublikował Narodowy Bank Polski wynika, że polscy przewoźnicy pozostają na razie dość odporni na możliwe skutki unijnej dyrektywy o pracownikach delegowanych. Zakłada ona, że osoby pracujące na terenie poszczególnych państw mogą być obejmowani przepisami prawa pracy, które w nich obowiązują. Niemcy czy Holandia mogą więc oczekiwać, że polski kierowca otrzyma co najmniej niemieckie lub holenderskie wynagrodzenie minimalne za czas, jaki przepracował na terenie tych krajów.
Polska protestowała przeciwko przyjęciu dyrektywy, bo nasze firmy nie są w stanie płacić niemieckich wynagrodzeń przy utrzymaniu polskich stawek za wykonanie usługi. To, czy polski transport polegnie w starciu z unijnym prawem, będzie w dużej mierze zależne od tego, czy i w jakim wymiarze polscy kierowcy będą uznani za pracowników delegowanych. Komisja transportu w PE chciała, by dopiero po spędzeniu 10 dni w danym kraju pracownicy kierowcy byli traktowani jako delegowani ze wszystkimi tego konsekwencjami, czyli pensją równą pracownikom na miejscu i wszystkimi dodatkami, na które ci mogą liczyć.
Czytaj też: * *Polska przegrała batalię o pracowników delegowanych. Emmanuel Macron postawił na swoim
Drugi pomysł, który też ma wielu zwolenników, to system godzinowy. Liczeniem godzin mogą się zając inteligentne tachografy, co odciążyłoby kierowców i firmy przewozowe od nadmiernej biurokracji. Nie ustalono jeszcze, jaką liczbę godzin pracownicy mogliby przepracować, by nie zostać uznanymi za delegowanych.
Europosłowie francuscy, którzy są największymi zwolennikami zaostrzenia przepisów, chcą ustalenia limitu na niskim poziomie 30 godzin miesięcznie, strona polska ma nadzieję wynegocjować 50.
Kwestia ta zostanie uregulowana w tzw. pakiecie mobilności. W interesie polskich firm jest, by został przyjęty jak najszybciej. Jeśli nie uda się to przed wyborami do PE w maju 2019 r., branża transportowa będzie podlegała dyrektywie o pracownikach delegowanych. Nałoży to na firmy dodatkowe obowiązki sprawozdawcze i w zakresie dokumentacji (przede wszystkim przeliczanie liczby godzin spędzonych w poszczególnych krajach), co będzie uciążliwe przede wszystkim dla małych przedsiębiorstw.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl