Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Agata Kołodziej
Agata Kołodziej
|

Sukces polskich naukowców. Nadzieja na leczenie stwardnienia rozsianego, ale na początek potrzeba 0,5 mln zł

110
Podziel się:

Uniwersytet Warszawski dokonał na myszach odkrycia, które może przynieść spektakularne efekty w leczeniu stwardnienia rozsianego, a być może nawet choroby Alzheimera. Potencjał jest ogromny. UW już rozmawia z inwestorami z Polski i z zagranicy. Nasze firmy mają mniejsze pieniądze, ale gdyby się w to zaangażowały, miałyby szansę wejść do grona globalnych koncernów farmaceutycznych.

Sukces polskich naukowców. Nadzieja na leczenie stwardnienia rozsianego, ale na początek potrzeba 0,5 mln zł

Pomysł jest taki: do organizmu chorej myszy wprowadza się pasożyty nicieni jelitowych. Te mają bowiem zdolność hamowania reakcji zapalnej. Ale powodują również, że w organizmie, który walczy, wytwarzają się specyficzne białe ciałka krwi.

Jeśli przeniesie się je do organizmu innych chorych myszy niezarażonych pasożytem, po dwóch-trzech dniach objawy choroby autoimmunologicznej - w tym stwardnienia rozsianego - hamują, a po dziewięciu dniach są już zupełnie zatrzymane.

Odkrycia dokonała dr Katarzyna Donskow-Łysoniewska z Zakładu Parazytologii na Wydziale Biologii Uniwersytetu Warszawskiego. Co więcej, jej badania dają szansę też innym chorym.

- Jest bardzo prawdopodobne, że odkryty mechanizm zadziała również w przypadku innych chorób autoimmunizacyjnych, ponieważ może mieć on charakter uniwersalny. Niebawem rozpoczniemy eksperymenty na myszach dotkniętych chorobą Alzheimera - mówi dr Donskow-Łysoniewska.

Odkrycie naukowców z UW zajęło im dwa-trzy lata. Ale to nie jest tak, że wtedy zaczęli badania, które miały ich do tego doprowadzić. Raczej niespodziewanie zauważyli, że pasożytnicze białka zatrzymują rozwój choroby, a nawet mogą prowadzić do regeneracji włókien nerwowych. Same badania podstawowe trwały jednak od kilkunastu lat.

W końcu pojawił się sukces, który na dodatek ma duży potencjał komercjalizacyjny. Ale to też moment, w którym uniwersytet nie może sam dłużej finansować dalszych prac nad potencjalnym lekiem. To za duże kwoty, szuka więc inwestora.

- To, co zrobiono do tej pory, to badania na myszach. Teraz mamy już zgodę komisji bioetyki na pozaustrojowe badania na ludzkiej krwi, czyli po prostu w probówce, ale to koszt 0,5 mln zł i uczelnia nie może sobie już na to pozwolić, dlatego szukamy inwestora – mówi dr Robert Dwiliński, dyrektor Uniwersyteckiego Ośrodka Transferu Technologii.

Zainteresowanych, żeby wyłożyć pieniądze, jest 5-10 firm, zarówno polskich, jak i zagranicznych. UW już od dwóch-trzech miesięcy prowadzi z nimi rozmowy.

- Nie mogę zdradzać nazw, ale w Polsce to najbardziej znane firmy farmaceutyczne, jeśli chodzi o zainteresowanie ze świata, to te największe globalne koncerny – przyznaje dr Dwiliński. W perspektywie kolejnych trzech miesięcy powinno się wyjaśnić, który z inwestorów zaoferuje uniwersytetowi najlepsze warunki i wejdzie w ten projekt.

Ale pozaustrojowe badania na ludzkiej krwi to ciągle pierwsze etapy. Jeśli badania w probówce pokażą, że ta metoda ma szanse działać również na człowieka, przyjdzie czas na badania w ludzkim organizmie, a na to potrzeba będzie już kilku milionów złotych.

Kolejny etap to zwiększenie skali badań na kilkuset pacjentów, żeby sprawdzić, czy metoda działa również statystycznie, a to już koszt kilkudziesięciu milionów zł.

Ostatnim etapem badania jest optymalizacja składu leku i przygotowanie go do wdrożenia na rynek i tu już w grę wchodzi kilkaset milionów zł.

- Same badania kliniczne to koszt 20-40 mln euro, koszt wprowadzenia leku na rynek to nawet 2 mld zł - podsumowuje dr Dwiliński.

Trudno liczyć, że jakaś polska firma wyłoży taką kwotę. Pytanie raczej, jak daleko badania mają szansę zajść z polskim kapitałem. Dr Dwiliński szacuje, że już przy konieczności zdobycia kilkudziesięciu milionów złotych pojawi się dylemat, czy projektu nie trzeba sprzedać zagranicznemu koncernowi, żeby ruszył dalej.

- Może udałoby się pozostawić go w Polsce, gdyby jakaś polska firma mogła dostać kredyt ze środków publicznych na przeprowadzenie takich badań klinicznych. Może szansą będzie Polski Fundusz Rozwoju - spekuluje dyrektor Uniwersyteckiego Ośrodka Transferu Technologii.

- Gdyby badania się powiodły, a polskiej firmie udałoby się przeprowadzić je samodzielnie bez sprzedawania projektu za granicę, moim zdaniem, to byłby kandydat do tego, żeby stać się globalnym koncernem farmaceutycznym – dodaje Dwiliński.

Ale nawet jeśli badania wypadną pomyślnie i uda się wprowadzić lek na rynek, musi minąć nawet dziesięć lat.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(110)
WYRÓŻNIONE
JA
8 lat temu
Jestem gotowy wyłożyć taką kasę już. Co to jest 500 tyś. - mieszkanie w Wawie na Gocławiu.
r2d2
8 lat temu
pół miliona..i muszą szukać sponsora bo kraju nie stać na ich badania.koszmar
kolega
8 lat temu
Nawet jesli to faktycznie zadziala, to skonczy sie na tym, ze zagraniczny koncern da najwiecej kasy i kupi za grosze kilkanascie lat pracy zespolu polskich naukowcow. Nastepnie cena leku bedzie tak wysoka, ze tylko kilku najbogatszych sobie pozwoli, a rzesze chorych beda leczyc pozornymi lekami, ktorych zadaniem jest utrzymanie choroby a zarazem zysku koncernu. Reasumujac, nie chorzy a koncerny zacieraja rece.
NAJNOWSZE KOMENTARZE (110)
kris
7 lat temu
Jakie odkrycie LITOŚCI Takie rewelacyjne metody to nawet w serialu Dr Hause już dawno pokazywali. Gość łykał glity ludzkie by stłumić właśnie reakcję autoimmunologiczną.
maria
8 lat temu
Zamarzyło mi się by zostało to w Polce i jako jedyny producent moglibyśmy zbić na tym kokosy dla naszego kraju, służby zdrowia. Mój syn choruje na łuszczycę i z utęsknieniem wypatruję bezpiecznego leku.
obserwator
8 lat temu
zabrac tym co wyludzili 2 mld ze skoku wolomin
co za kraj...
8 lat temu
HAŃBA! że ten kraj zaledwie
kiki
8 lat temu
i co z tego i tak sprzedadza ptent innemu krajowi
...
Następna strona