Polska Grupa Zbrojeniowa to ponad 60 spółek zajmujących się produkcją i handlem bronią oraz sprzętem wojskowym. W większości w ciągu ostatnich lat, w ramach tzw. dobrej zmiany, wymieniono członków zarządów i rad nadzorczych. Kto dziś odpowiada za ważne kontrakty dla wojska?
Odejście Bartłomieja Misiewicza z PGZ niewiele zmieniło. Z informacji Newsweeka wynika, że ważnymi kontraktami dla polskiej armii zawiadują ludzie bez specjalnych kwalifikacji i doświadczenia, ale za to z nadania partyjnego.
Wśród nich są byli pracownicy domów kultury, salonów samochodowych, ludzie wyciągnięci z rad powiatów, czy aptek. W radzie nadzorczej musiało znaleźć się miejsce również dla byłego kierowcy Lecha Kaczyńskiego.
Jak donosi Newsweek, w PGZ jest znacznie więcej "misiewiczów". Przykład? Dymisja prezesa PGZ Arkadiusza Siwkimiała być spowodowana jego zatargami z tandemem Bartłomiej Misiewicz – Radosław Obolewski. Ten ostatni według źródeł tygodnika, zatrudniał Misiewicza w aptece w Łomiankach. Potem trafił do zarządu Grupy.
Choć obaj panowie w końcu musieli odjeść z PGZ wymogli na Antonim Macierewiczu odwołanie Siwki i zastąpienie go człowiekiem Misiewicza Błażejem Wojniczem. Nowy prezes nie miał zbyt wielkiego doświadczenia w biznesie, pracował jednak w Kancelarii Prezydenta RP i przez pewien okres czasu kierował równocześnie PHO i PGZ.
Newsweek wieszczy drugą falę dobrej zmiany. Z firmy zwolniono niemal całą kadrę odpowiedzialną za główne projekty wojskowe, co zdaniem informatorów magazynu doprowadziło do paraliżu głównych projektów PGZ, wartych blisko 60 mld zł.
Na początku maja z przewodniczenia radzie nadzorczej PGZ zrezygnował prof. Tomasz Siemiątkowski. Zastąpił goRobert Gut, przedstawiany jako ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa państwa, administracji oraz finansów publicznych. Ze śledztwa dziennikarzy tygodnik wynika, że był on kierowcą Lecha Kaczyńskiego i pracownikiem biblioteki lekarskiej. Po wygranej PiS wciągnięty do służby kontrwywiadu wojskowego.
To nie jedyny przykład przytaczany przez Newsweeka, dyrektorem biura odpowiedzialnego m.in. za umowę na modernizację czołgu Leopard - wartą parę miliardów złotych - został były sprzedawca z salonu samochodowego, który z kolei swoim dyrektorem wykonawczym mianował ekspertkę od elektronicznych faktur z małej firmy - czytamy w tygodniku.
- Zmian kadrowych jest mnóstwo, idzie druga fala - przekonuje jeden z pracowników PGZ, będący źródłem dziennikarzy.