Ustawa o wspieraniu inwestycji obejmie w praktyce niemal 100 proc. terenów inwestycyjnych w kraju. Do tej pory tzw. Specjalne Strefy Ekonomiczne zajmowały tylko 0,08 proc. powierzchni kraju.
Po co nowe prawo? Według Ministerstwa Przedsiębiorczości i Technologii chodzi przede wszystkim o ułatwienia administracyjne i ulgi podatkowe. Zdaniem resortu poszerzenie obszaru zwolnienia z podatków ułatwi inwestycje małym i średnim przedsiębiorcom, którzy nie będą musieli przenosić swoich inwestycji do poszczególnych stref.
Zwolnienia z podatków będą bardzo hojne. Będą mogły być wydawane nawet na 15 lat (minimum to 10).
Ma to pomóc w powstaniu w najbliższych 10 latach ponad 200 tys. nowych miejsc pracy.
Specjalne Strefy Ekonomiczne wprowadził w Polsce rząd Waldemara Pawlaka w odległym 1994 r. Miało ono pomóc przyciągać inwestorów, dzięki liberalnemu podejściu i ulgom dla potencjalnych inwestorów.
To były zupełnie inne czasy. Polska po tzw. terapii szokowej obudziła się z dwucyfrowym bezrobociem (zatrudnienia nie miał nawet co piąty Polak) oraz z problemem, z którym musiały sobie radzić wszystkie nasze rządy w XX w., tj. brakiem kapitału. SSE miały rozwiązać obydwie te kwestie.
W efekcie wzrost był, ale kosztem pracowników, tj. ich pensji i warunków zatrudnienia (z dużą pewnością można powiedzieć, że patologie polskiego rynku pracy zaczęły się właśnie w SSE). Ponadto, jak swego czasu stwierdziło Ministerstwo Finansów, do każdego miejsca pracy w SSE państwo dopłacało 80 tys. zł. Między 1998 a 2013 r. ulgi podatkowe kosztowały budżet średnio miliard złotych rocznie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl