Już po raz drugi w ciągu niespełna roku prezydent Andrzej Duda spotyka się z prezydentem Etiopii Mulatu Teshome. Obóz rządzący chce, by kraj ten stał się przystankiem dla polskiego biznesu. – Perspektywa tylko tego, co nam się opłaca, może prowadzić do wielu nadużyć – ostrzega ekspert.
- Hałas, gwar i straszny tłok na ulicach. Ludzie kłębią się dosłownie wszędzie. I od razu zaczepiają obcokrajowców. Nie zawsze jednak chcą coś sprzedać. Często po prostu chcą porozmawiać po angielsku. A na białych mówi się tam „Chinese”. Powód? Bo to chiński biznes rozpycha się tam najbardziej i Chińczyków jest co raz więcej – mówi Jacek Młodawski, przedsiębiorca z Krakowa, prywatnie miłośnik Afryki, który zjechał Etiopię na rowerze.
Jeśli użyć określenia „afrykańska ziemia obiecana”, to pasować może do niego właśnie Etiopia. Jest to kraj ogromny, o powierzchni ponad 1,1 mln km2 (czyli prawie cztery razy większy od Polski) z populacją dobijająca do 100 mln osób, co czyni go drugim najludniejszym krajem na kontynencie. Jest to też kraj ludzi młodych, gdyż co druga osoba nie ukończyła 18. roku życia.
Przede wszystkim jednak kraj mozolnie buduje swoją gospodarczą siłę. Już od ponad dekad wzrost gospodarczy w Etiopii waha się od 8 do 11 proc. rocznie. Czyni to afrykański kraj jednym z najszybciej rozwijających się na świecie. Nic dziwnego, że Polska chce uszczknąć coś z tego tortu.
- Spotkanie Prezydentów Polski i Etiopii wpisuje się w strategię działań Prezydenta Andrzeja Dudy na arenie międzynarodowej, których celem jest promocja polskich interesów gospodarczych oraz działanie na rzecz globalnego bezpieczeństwa – powiedział przed dzisiejszą wizytą Teshome Wirtu szef Gabinetu Prezydenta Krzysztof Szczerski. Odcedzając to z dyplomatyczno-wizerunkowej nowomowy: prezydent Andrzej Duda spotyka się z prezydentem Etiopii, bo Polska ma robić w Afryce interesy.
Polski biznes wjeżdża na traktorach
Na razie pupilkiem w tym względzie jest Ursus. Firma, która w kraju obecnie skupia się na projektach związanych z elektromobilnością, w Etiopii skupia się na tradycyjnej produkcji, tj. traktorów. Pięć lat temu warszawska firma podpisała kontrakt na dostawę trzech tysięcy maszyn do Etiopii. Umowa zapewnia wyposażenie centrów serwisowych oraz dostarczenie części zamiennych. Wartość porozumienia? 90 mln dolarów.
Interesy w Addis Abebie robi także informatyczna firma Asseco. Cztery lata temu zdobyła ona zlecenia na system informatyczny, który służy do zarządzania danymi pozyskiwanymi z lokalnego rynku energii.
To są perełki, ale wymiana handlowa między Polską a Etiopią jest ciągle mała i wynosi ok. 36 mln dolarów rocznie. Już podczas ubiegłorocznej wizyty prezydenta Dudy w Addis Abebie on i prezydent Teshome zgodzili się, że to „dużo poniżej potencjału”. Ale to, że dziś obydwaj prezydenci spotkają się znowu świadczy o tym, że wola zmiany tego stanu rzeczy jest po obu stronach.
Na razie oprócz projektów czysto biznesowych Polska angażuje się w Etiopii we współpracę rozwojową. W jej ramach szkolimy etiopskich strażaków czy wyposażamy szkoły w infrastrukturę, m.in. prąd. Zdaniem ekspertów nie należy mylić współpracy rozwojowej z pomocą rozwojowej. Z tej perspektywy oceniają działanie Polski wysoko.
- Współpraca rozwojowa jest lepsza, bo może być korzystna z obydwu stron, w przeciwieństwie do neokolonialnego stosunku, gdzie kraje bogatsze podchodzą do Afryki z pozycji siły – mówi money.pl Marcin Wojtalik z Instytutu Globalnej Odpowiedzialności, niezależnego think tanku zajmującego się pomocą rozwojową i prawami człowieka.
- Działania Polski, które nie są nakierowane wyłącznie na pomoc charytatywną i opierają się na poszukiwaniu wspólnych interesów należy odczytywać pozytywnie. To nowocześniejsza forma pomocy niż to, co przez ostatnie kilkadziesiąt lat robiły w Afryce kraje Europy Zachodniej – twierdzi Wojtalik.
Podkreśla jednak, że działaniom polskiego rządu należy przyglądać się bliżej. Zwłaszcza w kontekście Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju premiera Mateusza Morawieckiego, w której mówi się przede wszystkim o potrzebie ekspansji ekonomicznej. - Patrzenie na wzajemne stosunki tylko z perspektywy tego, jak nam się to opłaca może prowadzić do wielu nadużyć. Nie mamy żadnych informacji, jak bardzo równe są relacje między polskim biznesem a potrzebami lokalnymi w Etiopii. Czy np. traktory polskie służą rozwojowi, czy to tylko sprzedawanie jak najwięcej polskich produktów? – wyjaśnia Wojtalik.
Jego zdaniem polskie organizacje nie mają wystarczającego potencjału, aby badać, jaki wpływ na lokalne społeczności mają polskie inwestycje. - Dobrze, że robimy interesy, ale jeśli nie jest to powiązane z celami rozwojowymi, to pozostaje sama ekspansja, czyli wykorzystanie nierówności ekonomicznej między obydwoma krajami – kończy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl