2372 – tyle ustaw i rozporządzeń weszło w życie w ubiegłym roku. To 29843 stron maszynopisu, gdybyśmy chcieli ułożyć z tych kartek stos, to mierzyłby on niemal trzy metry. Z tego 483 ustawy i rozporządzenia przypadają na Sejm nowej kadencji – co oznacza, że zostały wprowadzone w półtora miesiąca.
"Mylnym jest mniemanie, jakoby biurokraci odznaczali się lenistwem, brakiem poczucia obowiązku – itp. Nic bardziej fałszywego! Nie zna biurokracji, kto tak o niej sądzi. (...) Ona pełną jest gorliwości i tak pilną, iż ciągle marzy o powiększaniu swych robót, pragnąc pracować zawsze i wszędzie. Ponieważ zaś jest administracją papierową, więc wydatność jej pracy mierzy się papierem" – pisał polski myśliciel Feliks Koneczny, żyjący na przełomie XIX i XX wieku.
Gdybyśmy dzisiaj, sto lat później, mierzyli papierem współczesną polską biurokrację, to okazałaby się ona bardzo pracowita. Jak wynika z dorocznego badania firmy doradczej Grant Thornton, w zeszłym roku politycy i urzędnicy "wyprodukowali" 29,8 stron przepisów najwyższego rzędu – ustaw i rozporządzeń. A to tylko część aktów prawnych obowiązujących w Polsce. Są jeszcze orzeczenia sądowe, interpretacje wydawane przez administrację skarbową, czy rozporządzenia unijne. Samo Ministerstwo Finansów wydaje 30 tysięcy interpretacji rocznie.
Unijny lider
Prawie 30 tysięcy stron zadrukowanych nowymi przepisami to o 16 proc. więcej niż weszło w życie w 2014 r, o 69 proc. więcej niż przed dziesięciu laty i 696 proc. więcej niż dwie dekady temu.
źródło: Grant Thornton
– Ta produkcja wyraźnie przyspiesza – zauważa partner zarządzający w Grant Thornton Tomasz Wróblewski. – Nikt nie kwestionuje tego, że przepisy trzeba zmieniać i dostosowywać do zmieniającej się rzeczywistości. Ale w Polce wyraźnie wymknęło się to spod kontroli. I tu nie chodzi o to, że kilkadziesiąt ustaw jest źle napisanych i trzeba je poprawić. Nie, to jest problem całego systemu stanowienia prawa – wyjaśnia.
Polscy legislatorzy zostawiają w tyle nie tylko swoje osiągnięcia sprzed kilkunastu lat, ale i dokonania kolegów z innych krajów Unii. Pod względem średniej liczby aktów prawnych, przyjmowanych przez ostatnie trzy lata, Polskę wyprzedziły tylko słynące z rozbudowanej biurokracji Włochy i Grecja, oraz Wielka Brytania, gdzie przepisy są wprowadzane równolegle do prawa Anglii, Walii, Szkocji i Irlandii Północnej, więc statystycznie liczą się poczwórnie. Pod względem przeciętnej długości aktu prawnego wyprzedzają nas tylko Hiszpania i Irlandia. Po przemnożeniu tych dwóch wskaźników wychodzi, że Polska ma najbardziej chwiejnie prawo w Unii Europejskiej. Jak zauważają eksperci Grant Thornton, Włosi wprowadzają dużo krótkich aktów prawnych, a Irlandczycy wolą długie, ale za to rzadko. W Polsce natomiast aktów jest dużo i są długie. W latach 2012-2014 Polska produkowała średnio w roku prawie 56-krotnie więcej przepisów niż Szwecja, 11 razy więcej niż Litwa i dwukrotnie więcej niż Węgry.
Gorąca końcówka roku
Z 2372 ustaw i rozporządzeń, które weszły w życie w ubiegłym roku, 483 przypadają na nową kadencję Sejmu, czyli zostały wprowadzone między 18 listopada a 31 grudnia 2015 r. Rekordowa była sama końcówka roku – między 28 a 31 grudnia w Dzienniku Ustaw opublikowano 182 akty prawne. Zdaniem Tomasza Wróblewskiego, przyspieszenia produkcji nowych przepisów nie można przypisać żadnej konkretnej formacji politycznej, jest to raczej po prostu polska specyfika. – Warto zauważyć, że końcówka roku nie jest reprezentatywna. Wiele przepisów jest wtedy wprowadzanych na szybko, żeby zdążyły zacząć obowiązywać od początku nowego roku – wskazuje ekspert.
Jego zdaniem, wszyscy politycy pytani, czy aż tyle przepisów jest nam potrzebnych, odpowie przecząco. Rzeczywiście, o konieczności likwidacji niepotrzebnych przepisów przy wprowadzaniu nowych mówił już Donald Tusk, w Sejmie działała też komisja Przyjazne Państwo, która miała walczyć z biurokracją. Jednak na dłuższą metę nie widać skutków. Również obecny rząd mówi o potrzebie walki z biurokracją. Sięgnijmy do planu Morawieckiego. Wicepremier Mateusz Morawiecki diagnozując stan polskiej gospodarki zwrócił uwagę na niskie zaufanie Polaków do organów państwa. Jakie są tego powody? Właśnie biurokracja. Przykłady wzięte z planu: mikrofirma, która nie zatrudnia żadnego pracownika, musi złożyć rocznie przynajmniej pięć deklaracji podatkowych; przedsiębiorcę może kontrolować 40 instytucji państwowych; ustawę o VAT od 2004 roku nowelizowano 44 razy; pracodawca musi przechowywać listy płac pracownika przez 50 lat po jego odejściu; przedsiębiorca spędza 286 godzin rocznie na płaceniu podatków. Na rozstrzygnięcie sporu w
polskim sądzie trzeba natomiast czekać średnio 685 dni.
Wracając do przywołanego na początku Feliksa Konecznego, warto przypomnieć, że za najgorszy rodzaj kradzieży uważał kradzież czasu. "Jest to specjalność biurokracji względem obywateli, wybujała oczywiście najbardziej tam, gdzie biurokracja najbardziej się rozrosła, tj. w Polsce. Im więcej urzędów, tym więcej czasu się marnuje; im liczniejsi są w jakimś urzędzie urzędnicy, tym wymyślniejsze formy przybiera rabunek czasu" – pisał Koneczny.