Polska przegrała bój o pracowników delegowanych. Negocjatorzy nie uwzględnili polskich roszczeń. Reforma wejdzie w życie drugiej połowie 2020 roku. „Polska przyjechała do Brukseli, żeby "dumnie" przegrać sprawę transportowców” – pisze dziennikarka RMF FM, która ujawnia kulisy przegranej batalii ws. transportu.
Polska w sprawie transportu nie miała strategii, nie określiła celów – pisze w swojej relacji z Brukseli Katarzyna Szymańska-Borginion. Jedynym stanowiskiem, jakie od pewnego czasu prezentowały polskie władze, był fundamentalny sprzeciw wobec objęcia delegowaniem transportu. „Warszawa bardzo usztywniła swoje stanowisko latem tego roku - twierdzą rozmówcy dziennikarki. - Polskie stanowisko przestało być stanowiskiem negocjacyjnym, a stało się sztywnym deklamowaniem kilku punktów instrukcji z kartki_ . _
W rezultacie koalicja krajów, która liczyła 18 państw szybko się wykruszyła.
Polska nie prowadziła „półprywatnych” rozmów i nie szukała kompromisu, a to – jak piszę korespondentka – właśnie poprzez pracę „w cieniu” i lobbing ucierają się stanowiska w Brukseli.
Zamiast tego Andrzej Adamczyk, minister infrastruktury jak mantrę powtarzał, że „nie możemy zaakceptować”, „nie możemy poprzeć”, „Polska sprzeciwia się”.
Dziennikarka RMF FM podkreśla, że do porażki przyczyniła się także polityka kadrowa. W najbardziej gorącym czasie negocjacji wymieniono osoby bezpośrednio odpowiedzialne za zajmowanie się sprawą transportu. W ramach likwidacji stanowisk wiceministrów posadę straciła Justyna Skrzydło. „Była to kompetentna osoba, świetnie znająca język angielski” – powiedział rozmówca dziennikarki.
Nie przedłużono kontraktu ekspertce w polskim przedstawicielstwie przy Unii, która od kilku lat pilotowała sprawę. Była bardzo ceniona m.in. przez branżę transportowców. Trudno zrozumieć tak małą dbałość o kadry w tak newralgicznym momencie – uważa korespondentka.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl