PO zachowuje się odpowiedzialnie ws. przyjęcia przez Polskę euro - oceniła w czwartek Joanna Mucha (PO). Jak dodała, premier wielokrotnie mówiła, że moment wstąpienia do strefy euro jest odległy. Ale nie można mówić, iż euro nie przyjmiemy nigdy, bo to oznacza wyjście z UE - zaznaczyła Mucha.
Wiceszefowa PiS Beata Szydło zaapelowała w czwartek do premier Ewy Kopacz, aby PO wycofała się z pomysłu wprowadzenia w Polsce euro. Szydło oświadczyła, że jeśli po wyborach zostanie premierem, jej rząd na pewno nie będzie w Polsce wprowadzał euro. Oceniła, że problemy Grecji rozpoczęły się w momencie, gdy kraj ten wstąpił do strefy euro. Dziennikarze prosili w czwartek w Sejmie premier o komentarz w tej sprawie.
Premier Ewa Kopacz stwierdziła, że dziwi ją apel Beaty Szydło dot. wycofania się z pomysłu wprowadzenia w Polsce waluty euro, gdyż to nie wspólna waluta była przyczyną greckich kłopotów, tylko rozdawnictwo i obietnice. Niech pani Szydło nie udaje Greka - dodała szefowa rządu.
Rzeczniczka sztabu wyborczego Platformy Joanna Mucha odnosząc się później na konferencji prasowej w Sejmie do wypowiedzi Szydło podkreśliła, że PO w bardzo odpowiedzialny sposób zachowuje się w kwestii przyjęcia przez Polskę euro. Jak zaznaczyła, premier Kopacz podczas swojego expose podkreślała, że wzmocniona strefa euro i stabilna polska gospodarka to dwa kryteria, które w najlepszy sposób określają moment przyjęcia europejskiej waluty.
- Premier, minister finansów wielokrotnie mówili, że to jest moment odległy, że musimy mieć stabilną gospodarkę, że musimy spełnić kryteria z Maastricht i dopiero wtedy możemy rozmawiać o przyjęciu waluty europejskiej. Ale nie można mówić, że tej waluty nie przyjmiemy nigdy, bo to jest nieodpowiedzialne i oznacza wyjście z UE - podkreśliła Mucha.
Zapytała też publicznie Szydło, czy proponując "całkowitą rezygnację" z przyjęcia euro, proponuje równocześnie wyjście UE. - Chciałam zapytać panią Beatę Szydło, co ma do powiedzenie tym 13,5 mln ludzi, którzy w 2003 roku głosowali za wejściem do UE. Czy chce im powiedzieć, że teraz chce ich z tej UE wyprowadzić? - pytała Mucha.
Przypomniała, że według oficjalnych wyników PKW w referendum dotyczącym przystąpienia naszego kraju do UE wzięło udział 58,85 proc. uprawnionych do głosowania, czyli 17 584 085 osób, a 77,45 proc. z nich (tj. 13 514 872) odpowiedziało się za wejściem do Unii.
Mucha pytała też wiceprzewodniczącą PiS i kandydatkę tej partii na urząd premiera, jak głosowała w referendum akcesyjnym, a także, czy zdawała sobie sprawę z tego, że wejście do UE wiąże się w jakiejś perspektywie czasowej z przyjęciem waluty euro". "To jest zapisane w traktacie akcesyjnym i jedno z drugim jest ściśle powiązane - podkreśliła Mucha.
Zaznaczyła też, że wbrew temu, co mówiła Szydło, problemy Grecji nie wynikają z faktu, że przyjęła ona euro; gdyby tak było, to także pozostałe kraje strefy euro miałyby podobne kłopoty. - Problemy greckie wynikają z nieodpowiedzialnego obchodzenia się z finansami publicznymi, wynikają z wydatków publicznych ponad możliwości budżetu greckiego i to musi pani Szydło jako wiceprzewodnicząca Komisji Finansów Publicznych wiedzieć bardzo dobrze - podkreśliła posłanka Platformy.
Jak dodała, Szydło jednak już kilkakrotnie pokazała, że niewiele wie na temat strefy euro i Unii Europejskiej. - Chcemy przypomnieć pani Beacie Szydło, że do UE weszliśmy w 2004 roku, a nie w 1993 ani w 1992 - powiedziała Mucha.
Mucha zapytała też Szydło, jak odniosłaby się do słów swego partyjnego kolegi Krzysztofa Szczerskiego, który, jak cytowała Mucha, pytany przez "Rzeczpospolitą" o wejście do strefy euro" odpowiedział: oby jak najszybciej.
Pytany o słowa rzeczniczki sztabu wyborczego Platformy Szczerski powiedział, że Mucha nie zrozumiała jego wypowiedzi dla "Rz". Dodał, że jego stanowisko jest takie, że wejście do strefy euro ma sens, gdy Polacy będą zarabiać tyle co średnio w UE, a polska gospodarka będzie na tyle konkurencyjna, by stać się konkurencyjną gospodarką Europy.
Szczerski w "Rz" został zapytany, kiedy porzucimy złotego: Jeśli pyta pan o wejście do strefy euro, to powiem rzecz zaskakującą: oby jak najszybciej! Ale o Polsce w strefie euro możemy realnie mówić wówczas, gdy polska gospodarka i polskie dochody osiągną pułap tej strefy. Chciałbym, by Polacy zarabiali tyle, a polski przemysł produkował tyle, by wejście się nam opłaciło. W praktyce oznacza to wiele lat i to pod warunkiem dobrej i konsekwentnej budowy polskiego potencjału gospodarczego, a nie szastania publicznymi pieniędzmi jak obecnie. W każdym razie decyzję o przystąpieniu do strefy euro Polacy powinni podjąć kiedyś w referendum, dokładnie znając wszystkie warunki. Decyzję o zaprzestaniu lub utrzymaniu bicia własnej waluty musi podjąć naród - mówił Szczerski.
W końcu czerwca minister finansów Mateusz Szczurek powiedział, że Polska przyjmie euro wtedy, kiedy sama będzie na to gotowa i kiedy strefa euro będzie dla nas atrakcyjnym miejscem dla stabilnego rozwoju. Jak zaznaczył, nie gonią nas terminy. Podkreślił, że spełniamy większość nominalnych kryteriów do przyjęcia unijnej waluty już dziś. Ale wiemy też, że to nie wystarczy do bezpiecznego funkcjonowania w strefie euro, potrzebny jest niższy dług publiczny, dobry nadzór nad cyklami kredytowymi - zaznaczył.
Szczurek zwrócił uwagę, że sama strefa euro ciągle się zmienia, dziś jest zupełnie inna niż w 2004 r., gdy Polska zobowiązywała się do przyjęcia euro, a z członkostwem wiążą się nowe koszty.