Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Martyna Kośka
Martyna Kośka
|

Polski alfabet biustu. "Klientki wciąż kupują bardotkę zaprojektowaną w 1989 r."

42
Podziel się:

- Produkujemy biustonosze dla prawdziwych Słowianek, bo ich biusty różnią się od biustów kobiet z innych regionów Europy - usłyszał klient w salonie firmowym małego producenta bielizny. Intrygujące.

W sklepach coraz częściej klientki mogą kupić biustonosze także w największych rozmiarach
W sklepach coraz częściej klientki mogą kupić biustonosze także w największych rozmiarach (PIOTR WYGODA)

"To jest ta słowiańska krew, to jest ta uroda i wdzięk!" - śpiewa piosenkarka Cleo w swoim hitowym utworze. Wschodni zew poczuł nawet rodzimy biznes bieliźniany. I przekonuje Polki do staników dla "prawdziwych Słowianek". I ponoć ma to sens.

Bielizna z Białegostoku podbija Azję, bo klientki w Chinach polubiły polskie wzory. Krajowi producenci swoje katalogi wysyłają nawet do Kandady i USA. Chwalą się sprzączkami i haftkami. Biznes bieliźniarski szuka też sposobu na polskie klientki. Jak? Tworząc na przykład "bieliznę dla Słowianek".

- Produkujemy biustonosze dla prawdziwych Słowianek, bo ich biusty różnią się od biustów kobiet z innych regionów Europy - usłyszał jeden z klientów w salonie firmowym małego producenta bielizny. Nie uwierzył. Wyczuł za to w tym zwykły marketingowy chwyt. No bo czym Polka ma się różnić od Niemki albo Holenderki?

Wspomniany producent to "Slovianka Lingerie", ale niestety, nie udało się u źródła uzyskać informacji, jaka właściwie jest bielizna dla Słowianek. Jednak coś zdecydowanie jest na rzeczy. Kto nie wierzy, niech zapozna się z "mapą biustów", czyli zestawieniem, które pokazuje, jaki rozmiar biustonoszy dominuje w poszczególnych krajach. I tak, statystycznie największe piersi mają Rosjanki oraz mieszkanki krajów skandynawskich.

Polki znajdują się dokładnie pośrodku zestawienia (dominują u nas miseczki C) i nie odstajemy jakoś szczególnie od reszty Europy. Najmniejsze staniki trafiają na rynki wschodnioazjatyckie. I nie ma tu zaskoczenia, bo też Japonki czy Koreanki są od Amerykanek czy Brazylijek drobniejsze.

źródło: facet.wp.pl

Naukowcy mają na to wyjaśnienie: nie tylko genetyka, ale również otyłość oraz duża ilość chemii w jedzeniu wpływa na rozmiar piersi. Przyczynia się do tego zwłaszcza estrogen, który jest masowo podawany kurczakom, by przyśpieszyć ich tuczenie.

Tu proszę zwęzić, tu dać więcej tiulu

Dariusz Kowalski, właściciel produkującej bieliznę firmy Kostar z Białegostoku, przyznaje, że klientki w różnych krajach mają inne preferencje. Niemki na przykład lubią, gdy biustonosz jest luźniejszy w obwodzie, chociaż i tak najważniejsze są rozmiary. Kostar przygotował właśnie kolekcję kostiumów kąpielowych na rynek brytyjski i dużym wzięciem cieszą się przede wszystkim miseczki K i L. Podobnie jest w Niemczech.

Białostocka bielizna damska na dobre zadomowiła się w... Azji. To zaskakujące biorąc pod uwagę, że produkty chińskie spokojnie mogłyby ubrać wszystkie klientki na kontynencie - a jednak Azjatki polubiły polską jakość i wzory. I nic nie zapowiada, by to się miało zmienić, wprost przeciwnie.

Żubry, puszcza i staniki

Kostar jak najbardziej jest zainteresowany podbijaniem zagranicznych rynków: aż 80 proc. produkcji przeznaczone jest na eksport. Nie jest zresztą wyjątkiem, bo polskie staniki za granicą cieszą się znacznie większa popularnością niż w naszym kraju. Nie może być inaczej, skoro w galeriach handlowych obecnych jest tylko kilka marek (włoska Calzedonia, niemiecki Triumph, francuska Chantelle – no dobrze, oddajmy pewną sprawiedliwość: w centrach handlowych bardzo dobrze sobie radzi Gatta ze Zduńskiej Woli). Stąd nieuzasadnione przekonanie części klientek, że polską bieliznę można kupić co najwyżej na bazarze. Kto poszuka, może znaleźć produkty z metkami Gaia, Ava, Axami, Gaia, Gorteks, Kinga.

Ale one istnieją i radzą sobie naprawdę dobrze. Nie interesuje ich produkcja po kosztach i zlecanie roboty w Chinach. Chwalą się, że wszystko od początku do końca powstaje w niedużych zakładach – bez dróg na skróty; nawet sprzączki i haftki są wyprodukowane u nas. O ile jeszcze kilka lat temu orientowały się na rynki wschodnie (a przede wszystkim Rosję), dziś bez kompleksów pokazują swoje katalogi kupującym w nawet tak odległych miejscach jak Stany Zjednoczone czy Kanada.

Ciekawe projekty, dobra jakość, ceny kilkakrotnie niższe niż mogą zaoferować amerykańscy projektanci (choć ciągle wysokie – za produkty Corin, podłódzkiej firmy, która za granicę kieruje 70 proc. swojej produkcji, swoja klientki za oceanem płacą co najmniej 100 dolarów) – nie powinno więc dziwić, że to bielizna otwiera listę największych odzieżowych hitów eksportowych.

Carskie tradycje

W Polsce nie mają markowych butików (ale też nie kupimy ich w supermarketach; każdy z nich prowadzi profesjonalny sklep internetowy), ale to niejedyna rzecz, która je łączy. Wszystkie (jak również kilkanaście innych, wyżej nie wymienionych) zarejestrowane są w Białymstoku lub okolicach, które już w czasach PRL było „bieliźnianym zagłębiem”. Korzeni sukcesu białostockich producentów szukać możemy jeszcze wcześniej, a mianowicie w XIX w., kiedy produkowali sukno na rynek Imperium Rosyjskiego.

Pomimo różnych zawirowań historycznych przemysł włókienniczy rozwijał się w Białymstoku stabilnie, a gdy w 1956 r. powstała spółdzielnia pracy „Wzorcowa”, to nie było już komu z podlaskimi stanikami konkurować.

Kiedy państwowy moloch upadł w 1989 r., na białostockim rynku pozostało wielu specjalistów, a że życie nie znosi próżni, to z czasem zaczęli skrzykiwać się i zakładać własne firmy. Podobno panuje między nimi atmosfera przyjaźni: nie ma konkurowania ze sobą w niesportowy sposób, a raczej poszukiwanie synergii. Mały gracz niewiele może na rynku zdominowanym przez światowe sieci, więc podlascy producenci stowarzyszyli się w klastrze i wspólnie podbijają rynek.

Długim bieliźniarskim zagłębiem w naszym kraju są okolice Łodzi, a przede wszystkim nieduże Głowno.

130 lat dogadzania kobietom

Pierwszych biustonoszy możemy doszukiwać się już w starożytnej Sparcie, gdzie uprawiające sport kobiety nakładały specjalne opaski, które miały podtrzymywać biust. Kilkanaście kolejnych wieków nie przyniosło w temacie żadnych interesujących rozwiązań – aż do 1887 r., kiedy w Anglii opatentowano coś, co można by uznać za prototyp biustonosza. Składał się nań powleczony jedwabiem drut. Choć nazywał się „polepszaczem biustu”, sam zdecydowanie wymagał natychmiastowego ulepszenia.

Kolejne projekty powstawały po obu stronach Atlantyku, ale wciąż były toporne i niewygodne. Przełomem okazał się pomysł Mary Phelps Jacobs, która zaprojektowała biustonosz składający się z dwóch jedwabnych chusteczek i atłasowej wstążki. Stąd już tylko krok do prawdziwie rewolucyjnego pomysłu, jakim było zaproponowanie użytkowniczkom miseczek w różnych rozmiarach (w 1935 r. pojawił się pierwszy "alfabet stanikowy" – od A do D, który później był uzupełniany o kolejne litery).

Kiedy projektanci pogodzili się już z myślą, że biustonosz to nie kuchenny fartuszek, a różne ciała potrzebują różnych rozmiarów czy krojów, poszło już szybko. W latach 30. XX wieku wynaleziono nylon i elastyczne włókna, a w 1948 r. miał swoją premierę biustonosz, który pokochały panie mniej obdarzone przez naturę, czyli podnoszący biust push-up. W kolejnym dziesięcioleciu wyobraźnie kobiet (i mężczyzn) rozpaliła bardotka, czyli mocno wycięty stanik, usztywniony fiszbinami.

Dziś możemy przebierać wśród fasonów: balkonetki (z trzyczęściowym krojem miseczki), moulded bra (z profilowaną formą biustonosza), nadający się do odsłoniętych dekoltów half cup (z odciętą górną częścią), plunge z niską wysokością mostka...

GR 17_15 p113 VISCONTI

Eksperymentujemy co najwyżej w sypialni, na co dzień bezpieczna klasyka

O ile Polki nie tylko wiedzą, że do różnych rodzajów ubrań należy dobierać różne kroje staników i starają się mieć w szafie modele na różne okazje, to gdy chodzi o kolory, jesteśmy zdecydowanie bardziej zapobiegawcze. Czarne, beżowe i białe – na tej trójcy opiera się garderoba statystycznej Polski. Taki pragmatyzm.

Niestety nigdy nie ma pewności, co spodoba się klientkom. Jakiś czas temu firma wypuściła serię bielizny w wyrazistych, neonowych kolorach, która przyjęła się bardzo dobrze. Teraz firma idzie za ciosem i przygotowuje się do wprowadzenia kolekcji opartej na polskich motywach ludowych: inspiracje kurpiowskie, łowickie. Kowalski przyznaje, że opinie klientek są dla firmy najważniejszym motorem napędowym nowych produktów.

- Ryzyko jest zawsze. Oferując neonowe wzory zdecydowaliśmy się wyjść poza utarte schematy i na pewno tego nie żałujemy. To była świetna decyzja, a klientki kochają nową kolorystykę – mówi.

Ciekawostką jest biustonosz bardotka, pierwszy raz zaprezentowany w 1989 r., a który wciąż jest w ofercie i świetnie się sprzedaje. Wprawdzie z czasem pojawiły się dwie kolejne wersje kolorystyczne, a sama konstrukcja została poprawiona dla lepszego dopasowania i komfortu, ale to jednak wciąż ten sam wzór. To dowód na to, że jeśli solidnie podejdzie się do pracy, zwykły biustonosz może zachwycać niezmiennie kolejne pokolenia.

Trudniej zaprojektować stanik niż dwurzędowy płaszcz

Ile powinien kosztować dobry stanik?

- Na cenę składa się wiele czynników, między innymi materiały oraz czas, który trzeba poświęcić na przygotowanie i uszycie modelu – wyjaśnia Dariusz Kowalski.

Za produkty jego firmy trzeba zapłacić od 40 zł do 100 zł.

Niby nie dużo, bo przecież mówimy o rzeczy, która powinna nam służyć przez co najmniej kilka miesięcy intensywnego użytkowania, ale z drugiej strony nie jest wielką sztuką znaleźć – choćby w supermarkecie czy popularnych sieciówkach z gatunku "wszystko do domu" - ładny stanik za 20 czy nawet 15 zł.

Produkty "made in China" mają duże grono zwolenniczek, ale nie są uważane przez producentów za zagrożenie dla przyszłości rodzimej produkcji. Rzecz w jakości. Kowalski mówi, że zdarza się, że klientki przynoszą staniki kupione przed kilkoma laty i chcą taki sam lub podobny, bo tak dobrze przez te wszystkie lata się nosił.

BARTOSZ KRUPA

Wyprodukowanie dobrego biustonosza nie może kosztować pół dolara, bo to bardzo skomplikowana konstrukcja. Dwie miseczki, tyle samo ramiączek i haftka, powie ktoś. Tymczasem na biustonosz składa, w zależności od sposobu liczenia, od 20 do nawet 50 elementów (jedna miseczka składa się z dziewięciu elementów), do tego haftki, regulatory...

Praca nad biustonoszem zaczyna się w głowie projektanta, który nie tylko musi wymyślić finalny wzór, ale też zaprojektować sposób łączeń, wykończenia. Tu jedno wynika z drugiego: różne kształty miseczek wymagają innych taśm do wykończenia, biustonosze przeznaczone dla dużych rozmiarów muszą mieć bardziej wytrzymałe wzmocnienia, w różnych modelach różnie trzeba zaprojektować rozkład ciężkości..

To, że projekt fajnie wygląda na kartce papieru nie oznacza jeszcze, że trafi do produkcji. Powstaje prototyp, który przez kilka kolejnych tygodni noszą testerki (najczęściej są nimi pracownice firmy lub ich koleżanki). Jeśli ocena wypadnie pozytywnie, zaczyna się proces produkcyjny.

Najpierw wycinane są poszczególne elementy, a dopiero później zszywane w całość.

Zobacz też: * *Zmiany w ustawie o zakazie handlu. Nie wcześniej niż w czerwcu

Dwie miseczki i ramiączka, wydawałoby się, drobnostka

Generalnie produkcja bielizny uznawana jest za jedną z najtrudniejszych w całym przemyśle odzieżowym, bo nie dość, że liczy się wyrażona w milimetrach precyzja, to jeszcze źle zaprojektowany biustonosz może rzutować na zdrowie. Wprawdzie nauka obaliła już twierdzenie, że noszenie źle dobranego biustonosza przyczynia się do powstania raka, ale niewłaściwie dopasowany (lub po prostu źle zaprojektowany) może powodować dolegliwości w okolicach ramion, napięcie obręczy barkowej, karku i szyi, bóle głowy, dolegliwości w obrębie kręgosłupa szyjnego, ale także w niższych partiach pleców i brzucha.

Wąskie, wrzynające się, źle umiejscowione ramiączka, mogą zbytnio obciążać i podrażniać mięsień trapezowy oraz całą strukturę stawu barkowego. Do tego może dojść podrażnienie skóry pod biustem.

Listę możliwych powikłań powinny mieć z tyłu głowy wierne klientki bazarowych staników, kupowanych często „na oko”.

Nauka w poszukiwaniu ideału

Sprzedająca w segmencie produktów luksusowych pabianicka firma Corin (znana bardziej klientom amerykańskim niż rodzimym) tak bardzo pragnęła stworzyć biustonosz idealny, że aż pozyskała dotacje unijną w wysokości 160 tys. zł i poprosiła naukowców z Instytutu Inżynierii Materiałowej Politechniki Łódzkiej, by raz na zawsze jednoznacznie stwierdzili, co odróżnia zwykły stanik od rewolucyjnego.

Nad przebiegiem prac czuwał profesor onkologii.

Panowie inżynierowie przystąpili do pracy dokładnie tak, jakby sprawdzali wytrzymałość mostu. Najpierw stworzyli przestrzenny model 3D torsu kobiety i zmierzyli punkty nacisku na powierzchni modelu ludzkiego ciała. Dla tego celu wykorzystano specjalistyczny program do symulacji komputerowych mający zastosowanie w wysoce zaawansowanych technologiach.

Kolejne symulacje prowadziły do ulepszania coraz to nowych modeli, które dzielnie testowały grupy ochotniczek. Inżynierowie badali, jak ich ciała reagują na drobne choćby zmiany w konstrukcji bielizny. Żadnych dróg na skróty, wszystko zgodnie z najlepszymi naukowymi praktykami.

- Termowizja okazała się w tym przypadku przydatną metodą, obrazującą zmiany w ukrwieniu, a w rezultacie zmiany temperatury skóry gruczołu piersiowego. Badania jasno pokazały, że zbyt ciasne biustonosze powodują duże różnice temperatur w obrębie skóry piersi – opowiadał prof. Marek Zadrożny z Centrum Onkologii.

Zadanie zakończyło się sukcesem i firma chwali się, że w ofercie firmy Corin znajdują się biustonosze idealne, czyli takie, w których miseczki oraz ich kształt równomiernie rozkładały nacisk na biust.

Kto nie chce wybierać z gotowych produktów, może zamówić biustonosz na miarę, ale to wymagać będzie pewnego zachodu. Gorseciarka to zawód ginący, choć dotknięty pewnym paradoksem, bo jak wyjaśnić, że pracownie zniknęły z ulic, ale te, które oparły się zalewowi masowej produkcji i jakoś przetrwały, wykonują zamówienia od rana do wieczora? Kolejny dowód na to, że na rynku jest miejsce dla wszystkich – i sprzedawców chińskich staników za dwie dychy, i ręczną robotę za co najmniej 200 zł.

Najczęściej jednak z usług gorseciarek korzystają panie, które z powodu jakiejś nietypowej budowy ciała nie mogą znaleźć dla siebie nic w sklepie. Bo choć półki uginają się od towaru, nie wszyscy w równym stopniu mogą korzystać z bogactwa kolorów i wzorów.

Mały biust, mały problem. Duży biust...

Gdyby chcieć wskazać na najważniejsze zmiany, jakie w ostatnich latach dotknęły producentów biustonoszy (i to nie tylko polskich), to dostrzeżenie, że nie wszystkie kobiety noszą rozmiar 75B, a tych, które noszą przed sobą kilkanaście centymetrów więcej, nie zadowoli się byle namiotem w kolorze mokrego kota.

- Już nie mam siły... Chodzę po galeriach, wchodzę do każdego sklepu z bielizną. Pełno staników, ale żaden nie pasuje , nie ma mojego rozmiaru. Rozmiary maksymalnie do "e", a ja mam "k". Jeśli już gdzieś cudem znajdę, to dwa razy droższy niż kupują moje bardziej "standardowe" koleżanki – pisze użytkowniczka na forum.

Rzeczywiście, przez lata producenci ignorowali potrzeby bardziej biuściastych klientek, a jeśli już mieli dla nich coś w swojej ofercie, to jakieś bardzo surowe, smutne. Jak gdyby kobieta z dużymi piersiami nie miała prawa założyć czegoś bardziej fikuśnego, zmysłowego.

Inaczej projektuje się bieliznę dla dużych biustów, a inaczej dla małych. Przykładowo, dla ważących kilka kilogramów piersi trzeba tak dobrać szerokość ramiączek, by pod ciężarem biustu nie wżynały się w ramiona, a druty pod miseczkami nie odkształcały. Te, które mają podtrzymać większy ciężar, są robione z bardziej wytrzymałych materiałów, ponadto muszą być wyposażone w mocniejsze ramiączka, grubsze fiszbiny, bardziej wytrzymały haftki. Siłą rzeczy, zużywa się do nich więcej tiuli czy koronek.

Dużo roboty. Nic dziwnego, że sklepy sieciowe są umiarkowanie zainteresowane wchodzeniem na tę wymagającą półkę. Na szczęście tam gdzie nie dają rady światowe marki, dobrze odnajdują się polskie firmy.

Dariusz Kowalski zapewnia, że jego firma oferuje tak zwaną „pełną rozmiarówkę”. Przekrój jest ogromny, bo gama rozmiarów zaczyna się od 65A a kończy na 120D! I wszystkie są w tej samej cenie, niezależnie od tego, że duże są zdecydowanie bardziej pracochłonne. Do tego 56 modeli dla kobiet karmiących, bo i ta grupa klientek doczekała się pewnego uznania.

wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(42)
WYRÓŻNIONE
baby
7 lat temu
a na co komu gacie w tych czasach
fak mać
7 lat temu
zboczony temat
real brutal
7 lat temu
teraz jest moda na nie zakładanie bielizny przecież ,więc ten pomysł raczej nie wypali
NAJNOWSZE KOMENTARZE (42)
xyz
7 lat temu
Co tu dużo mówić, w Triumphie znalazłam to, czego potrzebowałam. :) Beauty-full to jest bajka.
Marcelina Gór...
7 lat temu
Jako braffiterka cenię polską bieliznę marki Konrad, Ava, i Gaia. Czasem jeszcze Gorsenia, Barbara, Dalia... Dużo tego jest, ale ŻADNA MARKA NIE GWARANTUJE ZACHWYTU! Liczy się materiał, krój, szwy, wykończenie. To prawda, że klientki uwielbiają konkretne modele biustonoszy, a nie konkretną markę :)
lora
7 lat temu
Jest jeszcze świetny producent bielizny w szczecinie
Basia
7 lat temu
Dla mnie najwygodniejsze są staniki bez fiszbinów, które mają słabo rozciągliwy materiał na obwodzie. Czyli żadna cienka lykra czy koronka, ta część ma być mocna. Druga ważna sprawa to mocnne, niezbyt wąskie ramiączka wszyte na bokach, blisko pachy. Mówią że to dla dużych biustów, ale nie tylko. Ja noszę C, a nie jestem drobna. I takie ramiączka na boku blisko pachy, podtrzymują biust na właściwym miejscu.
Dogadzacz
7 lat temu
130 lat dogadzania kobietom - nie wiem, czy ten arcyseksistowski śródtytuł napisała p. Martyna Kośka, czy ktoś jej to doradził, żeby było bardziej click baitowo, ale proponuję go usunąć, bo nie jest ani zabawny, ani w dobrym guście
...
Następna strona