Potwierdziły się informacje money.pl o planach wprowadzenia zamiast podatku detalicznego nowego podatku od nieruchomości, tylko dla sklepów. Rząd chce, by pieniądze z niego trafiały do samorządów, a płaciły go tylko supermarkety powyżej 400 metrów kwadratowych. Polskie sieci handlowe na takie rozwiązanie się nie godzą. Ich zdaniem żaden podatek nie jest już potrzebny.
Po tym jak Komisja Europejska zablokowała uchwalony w wakacje podatek detaliczny, rząd szuka nowego rozwiązania. W Sejmie odbyły się pierwsze konsultacje w tej sprawie. Poseł PiS Adam Abramowicz wyjaśnił, że rząd na pewno będzie się odwoływał od tej decyzji Brukseli, ale w międzyczasie trzeba uchwalić nowy podatek.
- Mamy dwa wyjścia. Pierwsze to rezygnacja w podatku detalicznym ze stawki 1,4 proc. i walka o zostawienie wysokiej kwoty wolnej w wysokości 200 mln zł. Druga to podatek od nieruchomości. No i jest jeszcze ewentualnie trzecia, czyli rezygnacja z podatku – mówił Abramowicz.
Po tych jego słowach rozległy się głośne brawa, a głos zabrał Ryszard Jaśkowski ze Społem. Jak mówił, przed spotkaniem zespołu parlamentarnego rozmawiali w swoim gronie polscy kupcy i ustalili swoje stanowisko.
- Mamy cztery postulaty, które chcemy zgłosić jako polscy kupcy. Nie chcemy podatku handlowego, nie chcemy powrotu do kryterium powierzchni, nie chcemy podatku od nieruchomości. Chcemy ustawy od handlu, która rozwiąże wszystkie problemy: podatek, zakaz handlu, kwestie koncentracji - mówił Jaśkowski.
Handlowcy zaprezentowali też plakat, na którym spisali swoje propozycje. Jak argumentowali, podatek od nieruchomości sklepów nakładany przez samorządy może zachęcać do korupcji. Gminy same mogłyby bowiem kształtować wysokość podatku i jego zasięg. Dzięki temu sklep po prawej stronie ulicy mógłby liczyć na niższy podatek, a ten po lewej na wyższy.
Część posłów zaczęło postulować, aby nałożyć 1-procentowy podatek na te sklepy, które zaopatrują się poza daną gminą. Ten pomysł także nie spodobał się polskim przedsiębiorcom. Argumentowali, że dziś klient podąża za niską ceną. A to mogłoby doprowadzić do wzrostu cen. Dodawali, że tego typu warunki o zaopatrywaniu się w swojej gminie byłyby także trudne do kontroli i wymagałyby armii urzędników.
Przedstawiciele Społem z Poznania prosili, by zamiast podatku nakazać administracji centralnej i samorządowej zaopatrywanie się tylko w polskich sklepach i w polskie produkty.
Z kolei Lech Kołakowski z PiS postulował, by zrezygnować z kryterium powierzchni. Dodał, że jego zdaniem może warto się zastanowić nad podatkiem liniowym w wysokości 2 proc. od sklepów wielkopowierzchniowych. Później dodał, że nie mogą płacić podatku małe sklepy. A jeśli pojawiłoby się takie ryzyko, to lepiej całkowicie z podatku zrezygnować.
- Stoimy na stanowisku, że trzeba respektować decyzję KE. Negatywnie odnosimy się do podatku od powierzchni. Argumenty przeciw już zostały wymienione. Jeśli chodzi o podatek z wysoką kwotą wolną, to on także zostanie zakwestionowany przez KE. Z kolei jeśli nie będzie tej wysokiej kwoty, to on uderzy w polski handel - mówiła Magdalena Osińska z Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, która zrzesza duże, zagraniczne sieci handlowe.
Głosów przeciwnych podatkowi było znacznie więcej. Część osób argumentowało, że nowa danina nie jest już nikomu potrzebna.
- Polscy przedsiębiorcy, na przykład w branży elektroniki, nie dali się mówiąc kolokwialnie pozamiatać. To nasze sklepy, a nie MediaMarkt i Saturn rządzą w tej branży. Tymczasem nasz handel spożywczy jest najbardziej rozdrobnionym w Europie. Powinniśmy stworzyć polski koncern handlowy. To nie regulacjami się obronimy, ale siłą – stwierdził Robert Krzak z Polskiej Forum Handlu, które reprezentuje interesy średniej wielkości polskich sieci handlowych.
Podsumowujący debatą Abramowicz, stwierdził, że spotkanie było konstruktywne, bo udało się skonsultować pomysł podatku na wzór francuski, czyli liczony od metra kwadratowego.
- Państwa zdanie jest jasne. Nie było żadnego głosu "za". Skierujemy waszą opinię do rządu - podsumował poseł PiS.