Koniunktura przemysłowa PMI mierzona przez międzynarodową firmę Markit Economics na podstawie ankiet menedżerów logistyki okazała się w Polsce w kwietniu jedną z najniższych w Europie. Gorzej perspektywy rozwoju postrzega się tylko w czterech państwach kontynentu. Jak wskazują analitycy, to może być jednak ,,efekt węgierski" i wskaźnik koniunktury jest od pewnego czasu mniej wiarygodny.
Tylko 51 pkt. w skali od 0 do 100 pkt. odnotowano w wyliczeniach kwietniowych polskiego indeksu PMI (Purchasing Managers Index). Zaledwie punkt dzieli nas od poziomu, który stanowi granicę między regresem a rozwojem przemysłu (50 pkt.). Najnowsze notowanie to o 2,2 pkt. mniej niż oczekiwali analitycy i o 2,8 pkt. mniej niż miesiąc wcześniej.
W ostatnim półtora roku słabsze notowanie mieliśmy tylko dwa razy: w styczniu bieżącego roku oraz we wrześniu 2015 r. (miesiąc przedwyborczy).
- Byliśmy zaskoczeni tym wskaźnikiem - mówi Piotr Bielski, starszy ekonomista BZ WBK. - Mam mieszane uczucia. Miesiąc i dwa miesiące wcześniej był zaskakująco wysoki... Ale generalnie przez ostatnie dwa lata wykazywał dużą zmienność i jego notowania nie znajdowały często potwierdzenia z analogicznymi ruchami danych o przemyśle. Jego wskazania przestały być przez to ważnym instrumentem przewidywania wyników przemysłu. Na przykład w okresie luty-marzec był wystrzał w górę, któremu towarzyszyło spowolnienie produkcji w realnych danych.
Jak wskazuje ekonomista, nawet w tym względzie coraz bardziej zaczynamy się upodabniać do Węgier.
- Mocne wahnięcie w dół PMI wydaje się przesadzone - ocenia Bielski. - Trochę w Warszawie robi się jak w Budapeszcie, bo indeks dla Węgier był przez długi czas strasznie zmienny i polski indeks zaczyna go przypominać. Może to być efekt nastrojów, tj. sytuacja polityczna wpływa na ocenę ankietowanych? Gospodarka jest konkurencyjna, ale sytuacja polityczna trudna, a to może wpływać na odpowiedzi menedżerów logistyki - zastanawia się ekonomista.
Słabo na tle Europy
Wskazanie polskiego indeksu było jednym z najgorszych w Europie. Gorsze miały kraje naftowe, czyli Rosja (48 pkt., spadek z 48,3 pkt. w marcu) i Norwegia (48 pkt. wzrost z 46,7 pkt. w marcu) oraz te z problemami w sferze politycznej, czyli Francja (48 pkt. spadek z 48,3 pkt. w marcu) i Turcja (48,9 pkt. spadek z 49,2 pkt. w marcu).
Rewelacyjne dane odnotowała Szwajcaria (54,7 pkt. w porównaniu z 53,2 pkt. w marcu), co nie wróży dobrze naszym frankowiczom. Dobra koniunktura gospodarcza przekłada się na moc waluty. Na wyraźne spadki franka nie można więc na razie liczyć.
Bardzo dobre perspektywy wydaje się mieć również przemysł w Szwecji (54 pkt.), we Włoszech (53,9 pkt.), Czechach (53,6 pkt.) i Hiszpanii (53,5 pkt.). Trochę gorzej jest w Niemczech (51,8 pkt.)
...a Europa świetna na tle świata
Co ciekawe, Europa bardzo dobrze wypada w sferze koniunktury przemysłowej na tle świata. Wpływ mogą mieć na to oczekiwania względem programu zwiększonego dodruku euro z przeznaczeniem na skup obligacji korporacyjnych oraz stopy procentowe ścięte do rekordowo niskich poziomów.
- Tu jest kilka elementów - twierdzi Bielski. - Trochę ożywiać zaczynają się wschodzące gospodarki azjatyckie, co widać po rynku surowców, metali. Idzie za tym większa aktywność gospodarki w Chinach. Na zjeździe partii komunistycznej przeniesiono akcenty z konsumpcji na inwestycje, eksport. To będzie miało wpływ na gospodarki europejskie, w tym Niemcy. Na razie jednak decyduje popyt krajowy, rośnie konsumpcja. To między innymi efekt niskich stóp Europejskiego Banku Centralnego.
Wyraźną dekoniunkturę widać w Japonii (48,2 pkt.). Mimo kontynuowania dodruku i podobnie jak w strefie euro rekordowo niskich stóp, tu jednak przemysł nie chce ,,zaskoczyć", nie pojawia się inflacja i jen, uznawany za bezpieczną przystań przez światowych spekulantów, nie chce słabnąć.
Zastój rozwoju widać też w przemyśle innych krajów Azji wschodniej: w Chinach (50,1 pkt.), Korei (50 pkt.), na Tajwanie (49,7 pkt.) i w Indonezji (50,9 pkt.). Stosunkowo słabo wypadły też Indie (50,5 pkt.).
Nie lepiej wygląda perspektywa dla przemysłu w USA. Ukazał się dotychczas tylko chicagowski wskaźnik PMI z kwietnia, liczony dla regionu reprezentatywnego dla całego kraju i wyniósł 50,4 pkt. wobec oczekiwań na poziomie 53 pkt.
W poniedziałek podany zostanie jeszcze wskaźnik ISM, liczony na podobnych zasadach, ale uznawany za bardziej prestiżowy w przypadku USA niż PMI. Ten według prognoz analityków ma osiągnąć poziom 51,4 pkt. w porównaniu z 51,8 pkt. w marcu.
Czy polska gospodarka się dusi?
Wykorzystanie mocy produkcyjnych zgłaszane przez przedsiębiorców w kwietniu wyniosło 77,7 proc. (77,2 proc. przed rokiem). Największe w historii było w 2008 roku, kiedy przekroczyło 80 procent. Wysokie poziomy wykorzystania mocy wskazują, że jeśli wzrost potrwa, firmy mogą nie mieć czym realizować zwiększonych zamówień.
Bezrobocie też spadło do 10 proc. i bez pracy pozostaje już tylko 1,6 mln osób, z których... część wcale nie jest chętna do pracy, co wskazuje porównanie ze statystykami według metodologii unijnej. Te informują, że prawdziwych bezrobotnych, szukających pracy jest w Polsce o wiele mniej, tylko 1,18 mln osób (6,8 proc. siły roboczej).
Rozwój działalności produkcyjnej może już napotykać na bariery.
- Martwi to, że negatywny sygnał ze strony PMI nie jest odosobniony - podaje Bielski. - Mieliśmy w marcu słabsze wyniki produkcji, w kwietniu mieliśmy wskaźniki koniunktury ESI i GUS, które wskazują na osłabienie aktywności w naszym przemyśle.
Ekonomista twierdzi jednak, że czarnych chmur na horyzoncie polskiej gospodarki chwilowo nie widać.
- Jak się rozmawia z firmami, to przynajmniej do tej pory nie słyszeliśmy mocnego głosu ze strony przedsiębiorstw, że się wstrzymują z inwestycjami - informuje Bielski. - Niewiele takich głosów spotkałem. Jest może większa niepewność co do sytuacji politycznej i koniunktury za granicą, ale to nie hamuje rozwoju. Jak spojrzymy na rynek pracy, to jest wręcz hurraoptymizm. Nie zatrudnia się nowych pracowników, jeśli nie chce się rozwijać działalności.
Jak wskazuje ekonomista, dane z sektora bankowego odnośnie popytu na kredyty inwestycyjne firm też nie pokazują, żeby wzrost zaczął opadać. Choć w sektorze kredytów dla firm nie ma zmiany na dobre, to jednak zarazem nie widać spowolnienia.
- Kolejne dane, które powstrzymują nas przed czarnowidztwem, to koniunktura w strefie euro - skoro tam jest umiarkowanie silny wzrost gospodarczy (dla nas najważniejszy w Niemczech), to trudno spodziewać się problemów dla Polski - opisuje Bielski. - Jeśli nie ma zapaści w gospodarce UE, a dodatkowo wspiera eksport słaby złoty, to trudno oczekiwać gorszych czasów.