Minister obrony narodowej Antoni Macierewicz zapowiada zbudowanie polskiego śmigłowca wojskowego we współpracy z Ukraińcami. - To porywanie się z motyką na słońce. Fajnie brzmi i jest nośne, jeżeli chodzi o PR, ale wątpię, by to było możliwe - komentuje Bartosz Głowacki, ekspert ds. lotnictwa wojskowego.
- Konstruowanie od podstaw śmigłowca wojskowego oznacza miliardy złotych wydatków z budżetu. Poza tym potrzebny jest czas. Przy dobrych wiatrach to co najmniej 4-5 lat do zbudowania pierwszego prototypu - mówi Grzegorz Sobczak, ekspert lotniczy i redaktor naczelny "Skrzydlatej Polski".
O tym, jak niełatwe to zadanie, świadczy przykład Indii. - Hindusi mają nieporównywalnie większe środki niż my i budują swój samolot wojskowy już od ponad 20 lat - dodaje ekspert.
Śmigłowce obecnie latające w siłach zbrojnych światowych mocarstw to najczęściej konstrukcje rozwijane przez co najmniej kilkadziesiąt lat. Najnowsze na rynku maszyny NH90 zaczęto projektować jeszcze w latach 90.
- Mimo tego te śmigłowce nie są jeszcze całkowicie bez wad. Ciągle są dopracowywane i mają pewne choroby wieku dziecięcego - mówi Sobczak. I dodaje, że wykorzystywanie w tym polsko-ukraińskim projekcie starych konstrukcji rosyjskich nie ma sensu. - Biorąc pod uwagę cały cykl produkcji, ten śmigłowiec wszedłby do służby już jako mocno przestarzały - dodaje.
Tymczasem szef MON w okładkowym wywiadzie dla tygodnika "wSieci" przekonuje, że budowa i produkcja śmigłowca ze znakiem "made in Poland" przy ukraińskim wsparciu to realna perspektywa.
- Ukraińcy już od dawna chcą z nami pracować i za naszym pośrednictwem promować się na Zachodzie. W zeszłym roku zakłady Motor Sicz pokazały Mi-8 z nowymi silnikami. Tyle że w tym pomyśle Macierewicza wszystko jest przeciwko nam - mówi Bartosz Głowacki.
Jak przekonuje ekspert, nie tak łatwo będzie wykorzystać poradziecki sprzęt wojskowy do tego, by w oparciu o niego zbudować coś swojego. Wprawdzie budowaliśmy w Polsce Mi-2 od lat 60., ale na wykorzystanie konstrukcji pozostałych maszyn z tej rodziny musielibyśmy otrzymać licencję od Rosjan. Oprócz pytania, na ile nasz wschodni sąsiad byłby zainteresowany sprzedażą know-how, równie istotne są inne kwestie.
- Trudno mi sobie wyobrazić, by NATO to zaakceptowało. Sojusz nie będzie przecież przychylnie patrzył na to, że budujemy śmigłowce na rosyjskiej licencji we współpracy z niestabilną i niepewną politycznego jutra Ukrainą - wylicza Głowacki.
Obaj eksperci są zgodni, że przy rozważaniach na temat programu budowy polskiego śmigłowca wojskowego najbardziej istotnym pytaniem jest jednak to, kto miałby go zrobić.
- Wprawdzie mamy ludzi z wiedzą i doświadczeniem, ale oni obecnie pracują dla zagranicznych koncernów. Wątpię, by w interesie szefów Lockheed Martina z Mielca i Leonardo Helicopters (dawniej AgustaWestland) ze Świdnika było powstanie w naszym kraju rodzimej konstrukcji - mówi Głowacki.
Mamy jeszcze oczywiście Wojskowe Zakłady Lotnicze nr 1 w Łodzi, gdzie miały być składane i serwisowane Caracale, ale w tej firmie nie ma jednak odpowiednich kompetencji potrzebnych do konstruowania nowych maszyn.
Jednak nawet gdyby udało się w Polsce wokół projektu zgromadzić odpowiednio kompetentną grupę fachowców, trzeba by jeszcze zabezpieczyć jego finansowanie i dać konstruktorom dużo czasu. Przy ciągle zmieniających się koncepcjach dotyczących uzbrojenia naszej armii i władzach, które za punkt honoru poczytują sobie zrywanie z pomysłami poprzedników, może to być niezwykle trudne.