Zmiany zaczną obowiązywać 9 lipca. Od tego dnia za przejazd kolejnymi 359 kilometrami trzeba będzie płacić. Rozporządzenie w tej sprawie przeszło już całą drogę legislacyjną i czeka teraz na podpis premier Szydło.
- Widzę niemalże codziennie jak wyrastają te nowe słupy do bramek. Ostatnio skończyli je stawiać przy DK50 koło Mińska Mazowieckiego. Niestety koszty nam mocno wzrosną, bo i też coraz trudniej te płatne omijać - mówi money.pl Leszek, właściciel małej firmy transportowej, dysponujący trzema ciężarówkami.
Miesięcznie płaci do systemu Viatoll około 1500 zł. Na razie trudno mu przewidzieć, o ile wzrosną opłaty, ale jedno jest pewne. Z niektórych sposobów na niepłacenie za przejazd, trzeba będzie zrezygnować.
- Trudno nas winić za to, że skoro jest możliwość, to omijamy te bramki. Jadąc na Poznań można przecież jechać i przez Gniezno. Droga gorsza, ale bez opłaty, ale w około Poznania też pojawiają się nowe bramki i oszczędności się skończą - dodaje kierowca i właściciel firmy.
Nowe rozszerzenie jest kolejnym już w ostatnich latach. Kiedy w 2011 r. startował system elektronicznego poboru opłat Viatoll, sieć płatnych dróg obejmowała 1544 km, w tym 582 km autostrad, 522 km dróg ekspresowych i 440 km dróg krajowych innych klas.
Dziś już sieć ta urosła dwukrotnie. Teraz kierowcy wszystkich pojazdów powyżej 3,5 tony (w tym i autobusów) muszą płacić za przejazd po 3302 km dróg, a od 9 lipca już po 3361 km. Nowe odcinki są szczegółowo opisane na naszej grafice powyżej.
Koszt rozłożony w czasie
- Tak od razu to nas to finansowo bardzo nie zaboli, ale bramek przybywa i koszty ciągle rosną. Już teraz patrzymy na każdą złotówkę z dwóch stron. A sytuacja przewoźników staje się coraz cięższa. Teraz jeszcze te pakiety od Brukseli, Viatoll z roku na rok rośnie. Branża staje się zdecydowanie mniej rentowna - mówi money.pl Robert Nitek, właściciel średniej wielkości firmy transportowej z Siedlec.
Wspomniany przez naszego rozmówce pakiet od Brukseli związany jest z ostatnią decyzją KE, która chce płacy minimalnej w transporcie. Jak już pisaliśmy nowe regulacje zmuszają polskie firmy do stosowania płacy minimalnej innych krajów. Wystarczy, żeby kierowca spędził np. we Francji więcej niż trzy dni w miesiącu i firma musi mu już za godzinę płacić prawie 10 euro.
- Cały czas przybywa też nowych pojazdów, konkurencja rośnie i stawki za transport też spadają. Każdy chce mieć kontrakty, to i walka cenowa się zaostrza. W takiej sytuacji kolejne ponad 300 km płatnych dróg mają jednak znaczenie - wyjaśnia Nitek.
Rząd premier Szydło szacuje, że tegoroczne rozszerzenia systemu płatnych dróg przyniesie około 1,1 mld zł w ciągu dziesięciu lat. Tyle zapłacą firmy transportowe za przejazd. Pocieszające dla transportowców jest to, że nie zmienią się stawki. Ciągle płacić będą od 20 do 50 gr za kilometr. Wszystko zależy tu od rodzaju silnika. Im bardziej ekologiczny jest napęd, tym mniej się płaci.
Wszystkie drogi z opłatą
Warto jednak pamiętać, że w rządowej strategii transportowej do 2020 r. z perspektywą do 2030 r. zawarto założenie o wprowadzeniu opłat dla pojazdów powyżej 3,5 tony za korzystanie z całej sieci dróg zarządzanej przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad. Zatem docelowo rządzący chcą, by na około 18,5 tys. km dróg (tyle znajduje się pod pieczą GDDKiA) trzeba było płacić.
Jeszcze dalej idą żądania organizacji pozarządowych. W liście do wicepremiera Mateusza Morawieckiego, o którym pisaliśmy w money.pl, oczekują one wprowadzenia opłat na każdym kilometrze drogi. W korespondencji apelowały o to, żeby stało się to jak najszybciej, bo ciężarówki niszczą drogi dużo bardziej niż samochody osobowe, a za remonty płacimy wszyscy.
Zdaniem sygnatariuszy listu, niesprawiedliwe jest też to, że np. za 100 proc. tras kolejowych transportowcy muszą płacić z tytułu ich użytkowania. Tymczasem zaledwie 1 proc. dróg publicznych znajduje się w systemie Viatoll. Rządowe plany rozciągnięcia systemu opłat na drogi zarządzane przez GDDKiA nie są oczywiście dla transportowców zaskoczeniem.
- Nie mamy złudzeń. W przyszłości wszystkie te drogi będą płatne dla ciężarówek. Mamy tego świadomość i z tym trzeba się pogodzić. To, że ciągle jeszcze tak wiele kilometrów nie jest objętych systemem, jest tylko czasowym bonusem, z którego możemy jeszcze korzystać - mówi Piotr Mikiel zastępca dyrektora departamentu transportu w Zrzeszeniu Międzynarodowych Przewoźników Drogowych.
Nie wszyscy nasi rozmówcy podchodzą do tego w podobny sposób. - Trudno mi sobie to wyobrazić, to będzie coś strasznego. Trzeba chyba będzie zlikwidować firmę. Może nawet o to chodzi, żeby polikwidować małe podmioty i zostawić tylko dużych graczy, którzy udźwigną to obciążenie - mówi Leszek, właściciel małej firmy transportowej spod Warszawy.