Na początek podstawowy kamuflaż, garnitur zamieniony na miejscowe szaty, a parę miesięcy wcześniej pożegnanie z maszynką do golenia. Na miejscu tylko zaufany "friend", który wprowadzi w towarzystwo. W drodze częste zmiany taksówek i tylko ze sprawdzonych korporacji ze znanym kierowcą. To podstawa bezpieczeństwa. - Brzmi jak scenariusz filmu akcji, ale tak wygląda prowadzenie biznesu w tych rejonach - tłumaczy Marcin Krzyżanowski, konsul Polski w Afganistanie w latach 2008–2011, a dziś właściciel Harekat Consulting i prezes Ariana Trade Group.
Afganistan zna od podszewki. Po latach służby na placówce dyplomatycznej założył firmę konsultingową, która pośredniczy między polskimi a afgańskimi biznesmenami. Oprócz tego sam również prowadzi interesy z Afgańczykami. Ariana Trade Group, której jest prezesem, to polsko-afgańska spółka zajmująca się wymianą handlową pomiędzy Polską a krajami Azji Centralnej z naciskiem na Afganistan. Inwestuje głównie w branżę budowlaną, a także w eksport słodyczy czy artykułów dziecięcych.
- Inwestycje w takich niestabilnych rejonach są obarczone sporym ryzykiem. Działania terrorystyczne, podpalenia, konfiskata mienia. To problemy, z którymi można się spotkać w Afganistanie czy Iraku. A jak wiadomo pieniądze i biznes lubią ciszę - podkreśla Krzyżanowski. - Fizyczne zagrożenie, groźby porwania, śmierci w przypadkowej strzelaninie albo zamachu bombowym skutecznie odstraszają biznesmenów. Będąc dyplomatą na placówce w Kabulu, a później biznesmenem podróżującym po Afganistanie, wiele razy doświadczałem tego bezpośrednio zagrożenia.
Ochrona zamiast złotego zegarka
Żeby robić interesy w krajach Bliskiego Wchodu czy Azji Centralnej koniecznością jest fizyczne bycie na miejscu. Na fax nic się tu nie załatwi. Trzeba skalkulować ryzyko, podjąć środki bezpieczeństwa. W końcu spotkać się i zapoznać, przeprowadzić niezobowiązującą rozmowę. Dopiero na kolejnych spotkaniach można przedstawić argumenty na korzyść własnej oferty. To wymaga czasu.
- Polak jednak chce już i natychmiast, a Afgańczyk wpierw siądzie do herbaty - tłumaczy Krzyżanowski. Oprócz tego, żaden muzułmanin nie będzie pracował w piątek. Tydzień pracy trwa od soboty do czwartku. Również w święta życie gospodarcze zamiera. Wśród ludów bliskowschodnich kultura biznesowa oraz podejście do negocjacji i czasu są inne niż w Europie. "My mamy zegarki, oni mają czas" - głosi popularne powiedzenie.
Podobnie jest z prowadzeniem interesów w zagrożonym działalnością Państwa Islamskiego i lokalnych dżihadystów powojennym Iraku. - Aby tu funkcjonować trzeba osobiście spotykać się z biznesmenami, cierpliwie i wytrwale negocjować i rozmawiać. To zupełnie inny typ prowadzenia interesów - zdradza w rozmowie z money.pl Krzysztof Kosiorek Sobolewski, prezes ZREMB-u Chojnice i właściciel firmy Iraq-Poland Trade&Investment, zajmującej się pośrednictwem między irackimi firmami i biznesmenami, a polskimi przedsiębiorcami i inwestorami. - Mam człowieka na miejscu, który reprezentuje naszą firmę. Jest również przewodnikiem po tym wciąż niespokojnym kraju. Inwestować jest w co. Trzeba tylko odwagi i zdecydowania w działaniach. Po prostu trzeba mieć jaja.
Realia wojny domowej spowodowały, że centralny rząd w Kabulu nie kontroluje całego terytorium kraju. Rozsądny biznesmen wie, w które rejony się nie zapuszczać, ale czasem jednak nie ma innego wyjścia i musi zawierzyć miejscowym. - O bezpieczeństwo gościa dbają również sami gospodarze. Często trzeba im zaufać. Tylko milioner może sobie pozwolić na opłacanie prywatnej, złożonej z Europejczyków ochrony - opowiada Krzyżanowski, który część interesów prowadzi również w należącym do Iraku Autonomicznym Regionie Kurdystanu. Tam, jak przekonuje, sytuacja jest diametralnie inna niż na pozostałym terenie Iraku czy nawet samym Bagdadzie.
- Miałem okazję przekonać się, było to podczas wizyty biznesowej na miejscu wydobycia węgla w Afganistanie, co dla Afgańczyków znaczy bezpieczeństwo. Na miejsce jechałem w konwoju policji. Taka prywatna ochrona złożona z państwowych służb, zorganizowana przez tamtejszego biznesmena, to manifestacja jego pozycji. Trochę jak u nas drogi garnitur i złoty zegarek - opowiada prezes Ariana Trade Group. Jak tłumaczy były konsul, ma to pokazać wpływy i możliwości jakimi dysponuje dany biznesmen, ale również to, że ma poważnych wrogów, z którymi się liczy i którzy liczą się z nim.
Tam trzeba wiedzieć jak się zachować, czytać niuanse i znaczenia pewnych zachowań, wiedzieć jak się poruszać, z kim i gdzie spotykać. - Kiedy wybieram się w sprawach biznesowych do Afganistanu, bardzo dbam o podstawowe bezpieczeństwo. Na miejscu mam przygotowany komplet afgańskich szat. Poruszam się wyłącznie z zaufanymi kierowcami i spotykam ze sprawdzonymi znajomymi. To podstawa - podkreśla Krzyżanowski.
Przyjaciela zatrudnię od zaraz
- Afganistan to trudny rynek - przyznaje były konsul. - Brakuje infrastruktury, doskwierają problemy z prądem, przez kraj biegną dwie drogi na krzyż, przez brak dostępu do morza transport jest bardzo drogi. Również gospodarczo kraj obecnie podupadł. Przeżywał ogromny rozwój między 2004 a 2008 rokiem. To wówczas - i kolejny raz między rokiem 2010 a 2012 - był najlepszy czas na inwestycje. Do tego wszystkiego dochodzi zagrożenie ze strony ugrupowań terrorystycznych.
Jednak mimo realnego zagrożenia i niepewności inwestycji wielu wciąż widzi w tym regionie potencjał wart podjęcia ryzyka. Afganistan jest bardzo bogaty w zasoby mineralne - doliczono się ponad 1,4 tysiąca złóż różnych minerałów. W tę liczbę wlicza się ropę naftową, gaz ziemny oraz węgiel, bogate rudy żelaza i miedzi. Ponadto znane są pokłady kamieni szlachetnych i półszlachetnych: szmaragdów, rubinów, jadeitów, ametystów, lapis lazuli i wielu innych cennych kopalin.
Wiele światowych firm wciąż decyduje się prowadzić interesy w Afganistanie w innych branżach. Zwłaszcza na rynku nieruchomości, finansów i dziedzinie handlu międzynarodowego. Wśród nich są tak znane marki jak: Coca-Cola, Toyota, Samsung, DHL, Calvin Klein, Chanel, Pierre Cardin albo Versace.
Niemcy zdominowali prace nad odbudową mostów i zaangażowali się w dostawy samochodów dla policji i oficjeli. Również Wielka Brytania sporo zyskała i wciąż działa na tym terenie, przejmując co bardziej lukratywne kontrakty. Chiny natomiast położyły rękę na gigantycznych złożach miedzi, do których dostęp oferował Polsce już w 2006 roku afgański minister górnictwa. Nie skorzystaliśmy.
Mimo szumnych zapowiedzi o udziale polskich firm w odbudowie Afganistanu, Polaków nie ma tam wielu. Część działa jako podwykonawcy dla amerykańskich firm, które przejęły najwięcej kontraktów, ale i tych policzyć można niemal na palcach jednej ręki. Dla Polski - jak informuje Ministerstwo Gospodarki - Afganistan jest marginalnym partnerem handlowym. Dlaczego? Bo, jak przekonuje były konsul, polscy przedsiębiorcy boją się tego rynku, nie znają praw nim rządzącym i brak im cierpliwości w kontaktach z miejscowymi.
Wymiana handlowa Polski z Afganistanem (ostatnie dane Ministerstwa Gospodarki pochodzą sprzed czterech lat) | ||||
---|---|---|---|---|
Rok | 2008 | 2009 | 2010 | 2011 |
Źródło: Raport Ministerstwa Gospodarki | ||||
Obroty | 7 mln dol | 10,7 mln dol | 11,8 mln dol | 17,8 mln dol |
Eksport | 6 mln dol | 10,3 mln dol | 11,1 mln dol | 16,2 mln dol |
Import | 1 mln dol | 0,4 mln dol | 0,7 mln dol | 1,8 mln dol |
Saldo | 5 mln dol | 9,9 mln dol | 10,4 mln dol | 14,4 mln dol |
- Żeby robić interesy z Afgańczykami trzeba mieć znajomości. Tylko z "afgańskim przyjacielem" ma się szansę poznać właściwych ludzi i co ważniejsze, być przez nich zaakceptowanym jako potencjalny partner. Amerykanom, Niemcom czy Francuzom bardzo pomogli imigranci, którzy znają obie kultury i mają kontakty. Nam tego bardzo brakuje - wzdycha Krzyżanowski. - Dlatego wielu polskich inwestorów wykłada się już podczas nawiązywania kontaktów biznesowych na Bliskim Wschodzie.
Ten sam problem pojawia się w również w Iraku. - Irak, a przede wszystkim Bagdad, są rynkami bardzo zamkniętymi, wręcz hermetycznymi. Tam nie można wejść ot tak sobie, tylko trzeba mieć pośrednictwo - przyznaje prezes Iraq-Poland Trade&Investment. – Działają tu klany, które zaopatrują sieci sklepów. Poza Bagdadem nie ma wielkich hipermarketów i właściwie, aby wejść na ten rynek i sprzedawać swoje produkty, trzeba się dogadać z klanami. Nikt nie przyzna koncesji od tak.
Nie wykorzystujemy szansy. Winni sami biznesmeni
Podobnego zdania jest Krzysztof Kosiorek Sobolewski. - Mentalność polskich menadżerów i biznesmenów to spory problem. Odstrasza ich arabski sposób zawierania umów, handlu i biurokracja. W tym naprawdę trzeba się umieć się odnaleźć i wykazać wielką cierpliwością. A tej Polakom brakuje - konkluduje.
Przykrym faktem jest również niewystarczająca liczba specjalistów, tłumaczy i orientalistów, którzy doradziliby przedsiębiorcom, jak poruszać się po tym rynku. Prócz tego nasi biznesmeni z reguły bardzo nieufnie traktują doradców, którzy sami nie są przedsiębiorcami i sprowadzają ich często do roli zwykłego "translatora".
- W Iraku widać aktywność firm amerykańskich, niemieckich czy francuskich. Mocną pozycję wypracowała sobie również Turcja, ale i tu po kilku aferach i niedotrzymanych kontraktach robi się miejsce dla solidnych firm, na przykład z Polski - zapewnia prezes ZREMB-u Chojnice. - Tu sytuacja jest podobna jak u nas we wczesnych latach 90. Cokolwiek się przywiezie, to się sprzeda. Irak teraz potrzebuje inwestycji w niemal każdej sferze. Rynek jest ciekawy, chłonny i wciąż jest na nim miejsce, ale Polacy się boją.
Polsko-iracka wymiana handlowa (wartości w mln dol.) | |||||
---|---|---|---|---|---|
2010 | 2011 | 2012 | 2013 | 2014 | |
Źródło: Raport Ministerstwa Gospodarki | |||||
Eksport | 49,991 | 94,21 | 92,534 | 103,212 | 159,213 |
Import | 0,006 | 0,007 | 77,736 | 0,056 | 0,082 |
Obroty | 50, 152 | 94,217 | 170,27 | 103,268 | 159,295 |
Saldo | 50 ,140 | 94,203 | 14,798 | 103,156 | 159,131 |
Jak podkreśla Damian Wnukowski, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, to właśnie wizerunek tych krajów, jako obszarów niestabilności, zniechęca polskich eksporterów do szerszego angażowania się w tych rejonach. W przypadku Iraku jest jeszcze jeden problem. Na przeszkodzie do pełnego unormowania stosunków gospodarczych naszych krajów stoją także nierozliczone zobowiązania Iraku wobec firm polskich. Jak przypomina ambasada RP w Bagdadzie, w 1992 roku władze tego kraju wydały dekret o zajęciu sprzętu firm zagranicznych, który dotknął także polskie przedsiębiorstwa: Dromex, Polimex-Cekop i Instaleksport, na łączną wartość 187 mln dolarów. Dotychczas rewindykowano 26 mln dolarów. - Mimo to w 2014 roku polski eksport do Iraku wyniósł blisko 160 mln dolarów, czyli więcej niż do Indonezji, Nigerii albo Argentyny - przytacza przykłady Wnukowski.
A inwestować jest w co. Wśród najbardziej "potrzebujących" sektorów Krzysztof Kosiorek Sobolewski wymienia energetykę, telekomunikację, infrastrukturę i przemysł spożywczy. - W Bagdadzie wciąż są dzielnice pozbawione prądu, te zelektryfikowane cierpią na przerwy w dostawie, kable wiszą na ulicach. Polskie firmy w latach 70. i 80. działały bardzo prężnie i miały dobrą renomę. Dziś ich nie widać. Starsi wciąż pamiętają inżynierów z Polski, pracowników Polimeksu czy ówczesnego ZREMB-u, realizujących w Iraku wiele kontraktów. To dobre wrażenie z czasem się zaciera i jest wypierane przez inne zachodnie firmy - podkreśla. Dziś w Iraku chojnicki ZREMB produkuje kontenery dla niemieckiej i australijskiej armii. Jak zaznacza prezes Kosiorek Sobolewski, firma wciąż jest za mała, aby pod własną marką zdobyć największe kontrakty, dlatego działa zwykle jako podwykonawca.
NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ, KTO UCIEKA Z IRAKU I AFGANISTANU
Polskie marki nierozpoznawalne
Najlepsze czasy współpracy Polski z krajami Bliskiego Wschodu są już za nami. Kraje arabskie od lat 60. były rządzone przez reżimy odwołujące się do socjalizmu, co zaowocowało bliską współpracą z państwami Układu Warszawskiego w tym z PRL. Elektrim stawiał stacje transformatorowe i elektryfikował Bagdad, Polimex-Mostostal budował drogi i infrastrukturę, Energopol-7 prowadził budowę zapory w Iraku, a Rafamet wysyłał na tamtejszy rynek obrabiarki.
Po transformacji ustrojowej sytuacja się zmieniła. Zapaść gospodarcza nadwyrężyła kontrakty. Zmieniły się również kierunki inwestycji polskich firm. - Dziś bardzo cenione są tam zachodnie firmy. Polska jako taka nie jest rozpoznawalna, z wyjątkiem niewielkiej grupy osób kojarzących jeszcze PRL, ale pod marką UE mamy szansę na tym rynku - przekonuje Marcin Krzyżanowski.
- O budowlance raczej możemy zapomnieć, bo ten sektor zdominowały firmy tureckie, irańskie oraz emirackie. O najbardziej znaczące branże, jak energetyka, zawalczyli Amerykanie, Niemcy, Anglicy i Francuzi. Ale Polskie firmy z powodzeniem mogą próbować z branżą spożywczą czy kosmetyczną - zwłaszcza z półki premium. Można również inwestować w słodycze. Starsi Afgańczycy pamiętają nadal nasze krówki, które tam wciąż nazywane są "polską czekoladą" - dodaje prezes Ariana Trade Group, który sam planuje wraz z afgańskimi partnerami otworzyć ich fabrykę na terenie Polski i wysyłać je na Bliski Wchód.
To jednak właśnie branża kosmetyczna wciąż najprężniej działa na tamtejszych rynkach. Na Wschód ruszyła Irena Eris czy mniej znana firma Eveline Cosmetics, specjalizująca się w kosmetykach kolorowych. Ale jednym z pierwszych i najbardziej skutecznych, który zdobył tamtejsze konsumentki, był Inglot.
- Inglot staje się coraz bardziej popularna również w Afganistanie. A to dlatego, że firma zdecydowała się odważnej wejść na rynki Bliskiego Wschodu, m.in. poprzez otwarcie swoich salonów w Dubaju i Erbilu. Do wzrostu jej popularności przyczyniają się także nowinki, na przykład lakier do paznokci, który zgodny jest z prawem czystości - halal - przypomina były konsul w Kabulu.
Polski lakier do paznokci z linii "oddychającej" uzyskał aprobatę jednego z interpretatorów islamskiego prawa - Mustafy Umara. Uznał on, że pomimo że lakier ten nie przepuszcza wody w stanie płynnym, ale tlen i parę wodną już tak, a to pozwala na dokonanie rytualnego obmycia, dzięki czemu modlitwa będzie ważna. To spowodowało wielką popularność Inglota w krajach muzułmańskich. Jest tylko małe "ale". - Na Bliskim Wschodzie marka jest znana, ale jako produkt zachodni, a nie polski - przyznaje Marcin Krzyżanowski.
Uciekają z Iraku. Teraz czas na Iran?
Większość z nielicznych polskich biznesmenów, inwestujących w rejonach niestabilnych jak Afganistan czy Irak, przenosi swoje biznesy z tych krajów. - Przyczyna jest dość jasna - do inwestowania zniechęcają przede wszystkim kwestie bezpieczeństwa i niestabilności polityczna, co jest kluczowe dla długofalowego zaangażowania się w konkretnym regionie - tłumaczy Damian Wnukowski z PISM.
To właśnie takim argumentem podparła się w rozmowie z nami rzecznik Polimeksu-Mostostal Eliza Więcław, odpowiadając na pytanie, dlaczego firma, która miała takie doświadczenie w Iraku, rok po zapowiedziach powrotu na ten rynek, teraz się z nich wycofuje. Przypomnijmy, że jeszcze przed rokiem pełniący wówczas obowiązki prezesa Maciej Stańczuk zapewniał: "planujemy reaktywować naszą działalność na rynku irackim, chcemy w najbliższym czasie ponownie otworzyć nasze biuro w Bagdadzie". - Będziemy chcieli zdywersyfikować naszą działalność. A najłatwiej jest powrócić tam, gdzie nas znają, cieszymy się dobrą reputacją i nas nie zapomniano - mówił portalowi RynekInfrastruktury.pl.
Jednak sprawa nie dotyczy tylko polskich przedsiębiorstw. - Wiele firm ograniczyło swoje działania do Bagdadu. Część przeniosło się do Dubaju i Iranu. Tam warunki są znacznie bardziej korzystne dla biznesu - tłumaczy Krzysztof Kosiorek Sobolewski, prezes Iraq-Poland Trade&Investment.
Potwierdza to również właściciel HarekatConsulting i prezes Ariana Trade Group: Zmiana władzy nie przyniosła, mimo obietnic wyborczych, rozwoju gospodarczego Afganistanu. Prezydentem został Ashraf Ghani, były minister finansów, ale nawet gdyby był najlepszym finansistą jego pozycja jest bardzo słaba. W szczególny sposób dzieli się władzą z największym rywalem - byłym szefem ministerstwa spraw zagranicznych - Abdullahem Abdullahem. Ta dwuwładza nie sprzyja gospodarce i biznesowi.
Jak przyznaje, dziś dla wielu biznesmenów znacznie lepszym wyborem jest Iran, z którym Zachód podpisał umową znoszącą sankcje gospodarcze (o korzyściach dla polskiego biznesu w kontaktach z Iranem pisaliśmy wcześniej w money.pl)
albo należący do Iraku Autonomiczny Region Kurdystanu. Na korzyść przemawiają nie tylko nieporównywalnie lepsza infrastruktura, ale i większe bezpieczeństwo. - Tam sytuacja jest diametralnie inna niż na pozostałym terenie Iraku czy nawet samym Bagdadzie. To tam w tej chwili warto inwestować - radzi Marcin Krzyżanowski.