W środę wieczorem KGHM zaskoczył rynek złą wiadomością. Po testach wartości inwestycji zagranicznych wyliczono, że kombinat musi wykazać aż pięć miliardów złotych straty. To nie pierwszy przypadek katastrofy w inwestycjach zagranicznych polskich firm państwowych.
Można powiedzieć: „to się zdarza”. Przecież nikt nie przewidział aż takich spadków kursu miedzi na światowych rynkach. W momencie kiedy KGHM inwestował w kopalnię w Chile warunki były diametralnie różne. Da się to wszystko uzasadnić.
Jak jednak wytłumaczyć, że sytuacja powtarza się w przypadku prawie każdej wielkiej inwestycji państwowych firm za granicą? A nawet jak inwestycja jest zyskowna, to stopa zysku nie zachwyca. Przepadło już wiele miliardów złotych. Gdyby nie strata łącznie 22 mld zł KGHM, PKN Orlen, czy Lotosu, moglibyśmy nie płacić podatku dochodowego przez pół roku.
Pięć miliardów strat KGHM
Siedem lat temu KGHM ogłosił, że wycofuje się ze swojej inwestycji w Kongo i likwiduje działającą tam od ponad dekady spółkę. Marzenia o zagospodarowaniu afrykańskiego złoża miedzi firma okupiła stratą i tak dość niewielką, bo „zaledwie" 40 mln dolarów.
Strata była oczywista już w 1999 r., zaledwie dwa lata po rozpoczęciu inwestycji, jeszcze za czasów rządów koalicji SLD-PSL. Przez media przetoczyła się wtedy fala krytycznych artykułów, a do prokuratury złożono wnioski o popełnienie przestępstwa przez zarząd KGHM. Wydawało się, że to wielka porażka. Nic z tych rzeczy. Owszem, to była porażka, ale mała.
W 2012 r. na kupno 100 proc. akcji spółki Quadra FNX Mining Ltd (obecnie KGHM International) polski producent miedzi wyłożył 2,8 mld dolarów amerykańskich (11 mld zł).
W pierwszych dziewięciu miesiącach 2015 r. KGHM International wykazała 427 mln zł straty netto. Rok wcześniej było 42 mln zł zysku netto. Produkcja miedzi wyniosła 73 tysiące ton.
Nadzieja na jeszcze większy sukces za granicą była warta ponad 4 mld dolarów (17 mld zł) - tyle łącznie wyniesie inwestycja KGHM International w chilijską kopalnię Sierra Gorda. Na razie kopalnia przynosi straty, które da się wytłumaczyć wstępnym etapem inwestycji. Od stycznia do września ubiegłego roku była 491 mln zł na minusie, z czego na KGHM przypada 270 mln zł (KGHM ma 55 proc. udziałów w Sierra Gorda). Nakłady inwestycyjne w trzech kwartałach ubiegłego roku wyniosły 3,2 mld zł.
W pierwszych dziewięciu miesiącach 2015 r. produkcja Sierra Gorda wyniosła 60 tysięcy ton, podczas gdy według pierwotnych planów w całym roku miała już wytwarzać 120 tys. ton metalu. Docelowo, po drugiej fazie inwestycji, spółka w Chile ma produkować 220 tys. ton miedzi. Dla porównania w Polsce KGHM wyprodukowała w pierwszych dziewięciu miesiącach 432 tys. ton.
To największa dotąd inwestycja polskiej spółki za granicą. Największa inwestycja i chwilowo... druga największa porażka. Zaraz po „litewskiej przygodzie” PKN Orlen.
KGHM wstrzelił się z rozpoczęciem produkcji akurat w początek słabnięcia gospodarki chińskiej, a co za tym idzie w początek dołka na światowych cenach miedzi. W ciągu ostatniego roku cena za tonę metalu obniżyła się z ponad 7 tys. dolarów do 4,3 tys. dolarów w styczniu.
To właśnie było przyczyną gigantycznego odpisu, jaki KGHM ogłosił w środę 2 marca. Zamiast dwumiliardowego spadku wartości majątku zagranicznego, które ogłaszała spółka jeszcze miesiąc wcześniej, okazało się że odpis wzrośnie do ponad pięć miliardów złotych.
Z tej kwoty o 3 mld zł według KGHM mniej są warte udziały w kopalni Sierra Gorda, a o 2 mld zł mniej kopalnie KGHM International z Kanady (0,9 mld zł kopalnia z zagłębia Sudbury, 0,8 mld zł kopalnia Robinson w Kanadzie, a 0,2 mld zł kopalnia Franke położona w Chile).
Co ciekawe giełda w ogóle nie zareagowała na zwiększenie o 3 mld zł odpisu. Akcje KGHM nawet rosły w czwartek nawet ponad 5 proc. Inwestorów interesuje przecież głównie to, czy spółka wypłaci dywidendę.
Notowania akcji KGHM 3 marca src="http://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=1456992000&de=1457021400&sdx=0&i=&ty=1&ug=1&s%5B0%5D=KGH&colors%5B0%5D=%230082ff&w=605&h=284&cm=0&lp=1"/>
Fakt zmiany księgowego zapisu i nawet księgowa strata nie musi przeszkodzić w wypłacie pieniędzy akcjonariuszom. Szczególnie, że ceny miedzi ostatnio rosną - w czwartek przekroczyły 4,8 tys. dolarów - i działalność operacyjna powinna generować wolną gotówkę.
Odpis nie zniechęcił giełdy, bo KGHM nie zamierza przecież sprzedawać ani kopalni w Sierra Gorda, ani kanadyjskich aktywów, czyli... taka weryfikacja majątku zmieni coś w księgach i zmniejszy podatek dochodowy w Polsce, ale nie musi zmniejszać wypłat dla akcjonariuszy.
Szesnaście miliardów zł strat Orlenu
Choć dywidenda z definicji powinna być z zysku - nie dzieli się przecież strat - to jednak taka forma była już ćwiczona na polskim rynku. Dywidendę ze strat wypłacił w ubiegłym roku PKN Orlen. Co więcej, ponad 0,7 mld zł to była największa wypłata dla akcjonariuszy w historii koncernu z Płocka, mimo... największej w historii straty 5,8 mld zł.
Rekordzistą strat z inwestycji za granicą nie jest kombinat miedziowy, ale właśnie PKN Orlen, który za rządów koalicji PiS-LPR-Samoobrona realizował mocarstwowe oczekiwania rządu. W 2005 r. PKN kupił akcje czeskiego Unipetrolu, łącznie inwestując w Czechach 1 mld euro, a w 2006 r. na zakup rafinerii w litewskich Możejkach wydał 2,8 mld dolarów.
W drugim przypadku, mimo szeregu działań restrukturyzacyjnych i zainwestowanego kolejnego miliarda dolarów w unowocześnienie fabryki, Orlen Lietuva nic nie wnosiła do wartości koncernu. Odcięta od dostaw rurociągowych przez rosyjski Transnieft i obarczona wymuszonymi przez rząd Litwy nadmiernymi kosztami transportu kolejowego litewska spółka balansowała na granicy rentowności. Tak było aż do ubiegłego roku.
W 2015 roku przy spadających cenach ropy działalność spółki z Możejek przestała przynosić ból głowy zarządowi Orlenu. Polski koncern nie tylko nie informował już o tworzeniu kolejnych odpisów na udzielone pożyczki, ale ogłosił niedawno, że Orlen Lietuva w 2015 r. osiągnął zysk netto aż 237 mln dolarów, podczas gdy rok wcześniej była strata 119 mln dolarów. Podobnie jak w Polsce marże wzrosły, litewska spółka finansuje już samą siebie i nadrabia straty. Póki ceny ropy są nisko.
PKN Orlen nadal jednak nie zdecydował się na likwidację ujemnych odpisów, inaczej mówiąc nadal uważa Orlen Lietuva za majątek bezwartościowy. Jeśli wyniki się utrzymają z czasem zmieni zapewne zdanie.
Biorąc pod uwagę, że wydano ok. 3,8 mld dolarów, a wartość litewskiej spółki PKN Orlen ocenia na zero, można podsumować inwestycyjny "minus" na około 15 mld zł. Z zastrzeżeniem, że litewska spółka przyniosła w ubiegłym roku pokaźny zysk.
Nie lepiej było też z czeskimi aktywami Orlenu. W latach 2012-2014 spółka Unipetrol wykazywała straty - łącznie 790 mln zł. W 2015 r. PKN Orlen musiał odpisać w straty na Unipetrolu 93 mln zł, a rok wcześniej 0,7 mld zł. *Łącznie więc PKN Orlen jest na minusie 0,8 mld zł. *
Jak i w przypadku inwestycji na Litwie, wszystko zmienił spadek światowych cen paliw. W ubiegłym roku po raz pierwszy od wielu lat Unipetrol pokazał zysk 7 mld koron (1,1 mld zł)... czyli nadrobił straty z trzech poprzednich lat z nawiązką.
W poszukiwaniu udanej dużej inwestycji krajowych państwowych molochów można trafić na opinię zarządu PKN Orlen z 2009 r. o kupnie niemieckich sieci stacji benzynowych Star. Zrealizowaną w 2002 r. transakcję zarząd PKN Orlen oficjalnie zaliczył wręcz do "dużych sukcesów". Jeśli się przyjrzeć uważniej, to - delikatnie pisząc - odtrąbienie sukcesu było zdecydowanie przedwczesne.
Za niemieckie stacje pod marką Star PKN Orlen zapłacił ok. 140 mln euro (0,6 mld zł). 20 mln euro wydał zaraz potem na zmianę ich oznakowania na markę Orlen. Po pięciu latach firma odkryła, że marka Orlen i jej pozycjonowanie w segmencie "premium" kompletnie się nie sprawdza, sprzedaż spadała i tym razem podjęto decyzję poprawną, przyznano się do błędu, przeprowadzając kolejny rebranding... z powrotem do marki Star. Zapewne kosztowało to kolejne 20 mln euro.
Razem inwestycja wyniosła więc około 180 mln euro, czyli według obecnego kursu 780 mln zł. W raportach grupy PKN wartość księgowa niemieckiej spółki na koniec 2014 r. (danych za 2015 r. jeszcze nie ma) wyniosła 458 mln zł, czyli o ponad 300 mln zł mniej niż zainwestowana kwota. Orlen prawdopodobnie jednak wycofywał w ubiegłych latach pieniądze z Niemiec, bo w 2014 r. mimo zysku netto 91 mln zł kapitał własny spółki spadł o 66 mln zł, co sugeruje, że 156 mln zł wróciło do Polski. Rok wcześniej około 80 mln zł.
Wycofywał, bo najwyraźniej nie zamierza już więcej inwestować. W sierpniu 2013 r., zarząd Orlenu deklarował, że ma zamiar zwiększyć sieć stacji z 570 do 750, ale jednak ostatecznie zmniejszył ich liczbę do 559 (6 proc. udział w niemieckim rynku). Zysk netto wyniósł w 2014 r. 91 mln zł - o 11 mln zł mniej niż rok wcześniej.
Żeby zarabiać 91 mln zł rocznie wydano 780 mln zł. Biorąc pod uwagę 25-procentowy podatek od dywidend w Niemczech, można założyć, że na czysto PKN Orlen może zarabiać na tym 68 mln zł, czyli rentowność wynosi niecałe 9 proc. Przy obecnych stopach zysku w obligacjach to może nie jest źle, ale żeby od razu „sukces inwestycyjny”? Chyba że chodziło o dodatkowe źródło sprzedaży dla rafinerii Orlenu. PKN Orlen sprzedaje za pośrednictwem sieci Star już łącznie 34 proc. paliw.
Półtora mld zł straty Lotosu
Cztery lata temu w sierpniu jeden z dwóch państwowych producentów paliw, gdański Lotos, ogłosił że inwestycja w norweskie złoża ropy przyniesie olbrzymie straty. Ponad półmiliardowy odpis wartości złoża w księgach finansowych spółki przełożył się na jednodniowy spadek kursu akcji o 14 proc.
Jeszcze wcześniej Lotos robił odpisy na utratę wartości norweskiej inwestycji. Kupno udziału w złożu ropy naftowej w 2008 r. kosztowało 900 mln zł odpisu w 2012 r. Lotos procesował się później z operatorem złoża, kanadyjską firmą Talisman, która wadliwie wykonała platformę wiertniczą. Odszkodowanie 0,5 mld dolarów od Talisman, zasądzone w 2013 r. nie zastopowało utraty wartości inwestycji.
Odpis w księgach Lotosu na koniec 2015 r. wyniosły łącznie 1,5 mld zł i zmalały w związku z osłabieniem korony norweskiej.
Lotos dalej inwestuje w złoża w Norwegii. W 2015 r. wydał na to prawie 200 mln zł.
Są i zyski. PZU zarobił na Litwie 0,2 mld zł
W kupno i późniejsze dokapitalizowanie udziałów w litewskich spółkach ubezpieczeniowych, które ostatecznie zostały zgrupowane w jednej firmie PZU Lietuva, PZU zainwestowało około 100 mln zł. Nie udało się jednak zdominować rynku litewskiego, bo litewski oddział cały czas zajmował drugie miejsce w ubezpieczeniach majątkowych.
Pod koniec 2014 roku PZU udało się jednak przejąć pierwsze na rynku Lietuvos draudimas za 180 mln euro (750 mln zł). Nadzór rynku zmusił jednak PZU do odsprzedaży PZU Lietuva.
Znalazł się klient i pod koniec września 2015 r. PZU upłynniło swoje udziały za 66 mln euro, czyli 280 mln zł. Po trzynastu latach zainwestowane na Litwie 100 mln zł PZU zamieniło na 280 mln zł, czyli wyszło 180 mln zł na plus. Dzieląc to na 13 lat mamy 14 mln zł rocznie, czyli licząc procent składany... około 8 proc. rocznie.
Bilans na duży minus
Wszystko oczywiście można tłumaczyć dobrymi chęciami, spodziewanymi zyskami, a że nie wyszło... winny a to kryzys, a to czynniki zewnętrzne, nieprzychylność obcych rządów itp. Patrząc na historię operacji zagranicznych polskich gigantów nie można się jednak oprzeć wrażeniu, że lepiej by było, gdyby po prostu... nie brali się za takie inwestycje.
Fakt, że mimo wywołanych inwestycjami zagranicznymi olbrzymich strat, koncerny przynoszą zyski, nie powinno pozytywnie nastrajać... polskiego konsumenta. PKN Orlen, czy Lotos swoją niefrasobliwość odbijają sobie przecież na krajowych cenach paliw.
Dodatkowo, straty można by przeboleć, gdyby firmy nie były państwowe. Prywatny właściciel, jeśli zaryzykował i stracił, to trudno - nie tracił pieniędzy publicznych, ale swoje własne. W przypadku KGHM, Orlenu i Lotosu natomiast każdy Polak jest współwłaścicielem, bo większość akcji tych spółek ma państwo. Każda strata wpływa na pomniejszenie majątku państwowego, a więc i pośrednio naszego.
Stracona przez KGHM, PKN Orlen i Lotos kwota 22 mld złotych to równowartość prawie połowy dochodów z podatku dochodowego od osób fizycznych zaplanowanych na 2016 rok. Taka jest cena zabawy w inwestora państwowych menadżerów.