Trzy komunikaty prasowe - oto jedyny widoczny efekty pracy zespołu prokuratorów, agentów śledczych i przedstawicieli fiskusa, którzy razem mieli wyjaśnić polskie wątki w aferze finansowej "Panama Papers". Pierwsze szczegółowe informacje o efektach pracy kilkunastu osób miały się pojawić we wrześniu... ubiegłego roku. Eksperci podatkowi, już w pierwszych dniach tworzenia zespołu, zwiastowali mu porażkę. Bo to temat zbyt trudny. Świat żyje nową aferą finansową, a śledztwo prowadzone w Polsce odchodzi w ciszy.
Na początku tygodnia z kancelarii Appleby na Bermudach i kilkunastu mniejszych firm wyciekło aż 13,4 mln plików. Ujawniają nadużycia podatkowe na najwyższych szczeblach władzy i biznesu. Obciążają między innymi brytyjską królową, dokumentują transakcje członków gabinetu Donalda Trumpa z rosyjskim biznesem.
To "Paradise Papers". Najnowsza odsłona trwającej od lat sagi wycieków informacji z rajów podatkowych. Więcej o niej przeczytasz w materiale Przemysława Ciszaka pt. "Paradise Papers pogrążają królową Elżbietę II i ludzi Trumpa".
Tym razem w sprawie nie ma polskich wątków. Dlatego afera nie wzbudziła nadzwyczajnego zainteresowania ministrów i prokuratury.
Inaczej było rok temu, gdy żyliśmy "Panama Papers", czyli wyciekiem identycznych dokumentów z panamskiej kancelarii prawnej. Były szumne zapowiedzi rozliczania, zaczęło się w Polsce śledztwo. I tak trwa do dziś. Bez spektakularnych efektów.
Eksperci nie mają wątpliwości, że międzynarodowe afery finansowe są dla polskich śledczych po prostu za trudne.
O co chodzi?
"Panama Papers" to wyciek, który ujawnił interesy miliarderów z listy "Forbesa", głów państw (m.in. prezydenta Putina i byłego premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona), sportowców i przestępców. Ogromna liczba danych z mało znanej kancelarii prawnej Mossack Fonseca pokazała globalną sieć powiązań prominentnych polityków z rajami podatkowymi.
Na liście pojawiali się Polacy, pojawiały się polskie firmy. Łącznie było prawie 200 śladów prowadzących z Panamy do Polski. To wzbudziło podejrzenia krajowych śledczych. O sprawie wypowiadała się nawet premier Beata Szydło. Oczekiwała od jej ministrów wyjaśnień i szybkiego planu reagowania na galopującą po świecie aferę. A ci spełnili jej oczekiwania.
Minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro na specjalnie zwołanej konferencji ogłosił nowe śledztwo. Prowadzić je miały połączone siły organów ścigania i ekspertów z ministerstwa finansów. To była wspólna inicjatywa Ministerstwa Sprawiedliwości i Ministerstwa Finansów. Miało być łatwiej znaleźć podatkowych cwaniaków z egzotycznej Panamy. Mamy kwiecień 2016 roku.
Śledztwo dotyczyć miało dwóch spraw. Po pierwsze Prokurator Generalny nakazał sprawdzić, które firmy i osoby uchylały się - w nieustalonym czasie - od opodatkowania. Po drugie prokuratura ma się upewnić, czy osoby pojawiające się w dokumentach z panamskiej kancelarii nie prały pieniędzy.
Kilkunastu prokuratorów, agentów CBA i przedstawicieli fiskusa wspólnie usiadło do tematu. I... na tym sprawa się skończyła. Więcej informacji o zespole ze strony resortu sprawiedliwości nie było. Resort finansów również do sprawy już nie wrócił. Żadnych podsumowań, żadnych komunikatów.
I tak od kwietnia ubiegłego roku w Polsce działa zespół mający wyjaśniać polskie wątki w "Panama Papers".
W ubiegłym roku pytaliśmy już, co się dzieje ze sprawą. Ewa Bielik z Prokuratury Krajowej twierdziła wtedy, że żadnych informacji na razie nie może udzielać. Ale dodawała, że materiał jest spory. Śledczy mieli też znaleźć nowe, nieopublikowane przez media, polskie wątki. Pierwsze efekty pracy miały się pojawić we wrześniu. Nie pojawiły.
Daliśmy Prokuraturze Krajowej trochę więcej czasu i do pytań wróciliśmy w styczniu tego roku. W sumie chcieliśmy wiedzieć tylko kilka podstawowych rzeczy: na jakim etapie jest śledztwo, czy prowadzone są już odrębne postępowania dla spraw ujawnionych przez zespół, kto ma w sumie analizować sprawę i kiedy zespół się zbierał. Tylko cztery ogólne pytania.
Dokładnie przez 9 miesięcy i 25 dni Prokuratura Krajowa nie potrafiła na nie odpowiedzieć. A potwierdzała wtedy, że dostała pytania i zaczyna nad nimi pracować. Odpowiedzi pomimo takich zapewnień nie przyszły. Dziś usłyszeliśmy, że na pewno przyjdą. Kiedy? Jak zostaną opracowane przez Mazowiecki Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji.
Koniec zespołu?
Można odnieść wrażenie, że zespół po prostu w ciszy przestał istnieć. Od kwietnia 2016 roku do listopada 2017 roku Prokuratura Krajowa o śledztwie dot. "Panama Papers" poinformowała dokładnie trzy razy. Jeden komunikat dotyczył powołania grupy, drugi komunikat dotyczył narady (co ważne - na której omawiane były nowe ustalenia grupy dziennikarzy), trzeci był skrótem rozmowy prokuratora krajowego Bogdana Święczkowskiego z Telewizji Republika. Wspomniał tam o sprawie. I tyle.
Z informacji money.pl wynika, że komunikatów nie było, bo nie było po prostu co komunikować.
Warto dodać, że sprawa w Prokuraturze Krajowej raczej nie należy do tych najważniejszych. Pracownicy biura prasowego PK nie mieli pewności, czy zespół wyjaśniający polskie wątki w jednej z głośniejszych międzynarodowych afer jest pod ich nadzorem czy może pod warszawską prokuraturą okręgową. Potrzebowali chwili, by się naradzić. Gdy ustalili, że to jednak ich "działka", obiecali znów wrócić z odpowiedziami. Tym razem do opracowania mają jedno pytanie: czy zespół w ogóle jeszcze działa?
Eksperci podatkowi już w ubiegłym roku ostrzegali: nic dobrego z tego nie wyjdzie. - Polskie instytucje finansowe i organy ścigania podjęły działania śledcze głównie ze względów wizerunkowych, bo "cały świat" się tego podjął - mówił money.pl prof. Dominik Gajewski z SGH, który specjalizuje się w międzynarodowym prawie podatkowym.
Podkreślał, że sprawa rozbije się już na samym początku. Dlaczego? Bo Polska nie ma podpisanej umowy z Panamą o wymianie informacji. Kraj ten od dawna sprzeciwia się wprowadzeniu jednolitych standardów w tym zakresie. Bo wiązałoby się to z końcem tajemnicy bankowej.
Polscy śledczy z pewnością z zazdrością patrzyli w kierunku Wielkiej Brytanii i USA, które pierwsze akty oskarżenia miały już przedstawione. Problem w tym, że oba ta kraje mają zdecydowanie bardziej rozwinięty aparat skarbowy.
Urzędnik nie wygra z grupą najlepiej opłacanych specjalistów
Prof. Gajewski stawiał sprawę jasno. "Nasi urzędnicy skarbowi nie są merytorycznie przygotowani, żeby dogonić zaawansowany proceder unikania opodatkowania. Trzeba jasno powiedzieć, że polski aparat skarbowy - i w większości państw Unii Europejskiej jest tak samo - nie ma wystarczającego wykształcenia i specjalizacji, dzięki którym mógłby stawić czoło wysokozaawansowanym agresywnym optymalizacjom podatkowym".
Zwracał uwagę, że z jednej strony jest sztab 100 prawników i ekspertów, z drugiej tylko kilku urzędników. Nawet kilkunastoosobowy zespół to za mało.
- Moim zdaniem żadnych efektów prac tego zespołu nie będzie. Posiadanie spółki w Panamie nie jest niczym nielegalnym, to jest ewentualnie jakaś wskazówka dla służb, że ktoś może mieć nielegalne interesy i nie wykazywać dochodu, ale nic więcej. Wszystkie przestępstwa finansowe trzeba jeszcze udowodnić, a o to nie będzie łatwo - tłumaczył money.pl Radosław Piekarz z kancelarii podatkowej A&RT.