Szef rządu podczas poniedziałkowego wywiadu w TVP zapewniał, ze choć nie weźmiemy udziału w programie relokacji uchodźców, to znacząco pomagamy Syryjczykom w ich kraju i w obozach uchodźców.
Jak podkreślił premier, "jesteśmy jednym z najbardziej aktywnych krajów Unii Europejskiej w Syrii i w Północnej Afryce. Przeznaczyliśmy kilkaset milionów złotych na pomoc humanitarną".
Temat wrócił do debaty w związku z wypowiedziami ojca obecnego szefa gabinetu, który wywołał prawdziwą burzę w PiS. Jak już pisaliśmy w WP, Kornel Morawiecki w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" powiedział, że "te 7 tysięcy na 40-milionowy kraj, na które zgodził się poprzedni rząd, nie powinno być problemem."
PiS w oficjalnej odpowiedzi na te słowa podkreśliło raz jeszcze, że opowiada się za niesieniem i finansowaniem pomocy humanitarnej społecznościom dotkniętym wojną lub głodem, ale w miejscu zamieszkania poszkodowanych. Tym samym partia będąca obecnie u władzy "odrzuca próby narzucenia tak zwanej relokacji imigrantów do poszczególnych państw UE, w tym Polski" - wyjaśniała partia Jarosława Kaczyńskiego.
0,1 proc. całej pomocy
Mateusz Morawiecki w poniedziałkowym wywiadzie powtórzył to stanowisko, wzmacniając je zapewnieniem o naszej wyjątkowej aktywności humanitarnej w tym rejonie świata. Pytanie tylko, czy jakiekolwiek dane potwierdzają tę pozycję europejskiego lidera?
- Nie znajduje to potwierdzenia w faktach. Jesteśmy na szarym końcu darczyńców, a stać nas na zdecydowanie więcej. Z raportu ONZ dotyczącego donorów programów humanitarnych w tamtym rejonie świata wynika, że nasze wsparcie jest na poziomie 0,1 proc. całej pomocy - mówi Białas.
Prawnik Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka powołuje się tu na raport FTS (Financial Tracking Service) za rok 2017. Wynika z niego, że na liście 81 darczyńców jesteśmy na 40. miejscu. W programach pomocowych UN OCHA dla Syrii przeznaczyliśmy sumę blisko 1,7 mln dol. (prawie 6 mln zł). Więcej z UE wyłożyły Irlandia (4 mln dol.), Hiszpania (4,9 mln dol.), Włochy (6 mln dol.), Austria (7 mln dol.), Francja (9 mln dol.), Holandia (11 mln dol.), Finlandia (11 mln dol.), Belgia (17 mln dol.), Dania (53 mln dol.), Wielka Brytania (158 mln dol.) i Niemcy (329 mln dol.)
- Nie jesteśmy tutaj żadnym czempionem, to oczywiste. Oczywiście nie możemy się porównywać do Niemiec i USA, które przeznaczają na ten cel najwięcej na świecie. Natomiast na pewno stać nas na zdecydowanie więcej - mówi Jacek Białas.
Kosztowny instrument turecki
O szczegóły dotyczące naszego finansowego zaangażowania w pomoc dla Syrii i Afryki Północnej poprosiliśmy kancelarię Prezesa Rady Ministrów. Niestety do czasu opublikowania tego artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Pozostaje nam opierać się na danych, które Centrum Informacyjne Rządu przedstawiło w czerwcu 2017 r. Wynika z nich, że w 2015 r. przekazaliśmy na ten cel 12,8 mln zł, w 2016 r. - już 119,2 mln zł, a w pierwszej połowie 2017 r. - 60 mln zł.
Kwoty te zawierają zarówno obowiązkowe składki na programy ONZ czy KE i pieniądze przekazane na podstawie samodzielnej decyzji rządu. Z tych obowiązkowych najbardziej chłonny jest tzw. instrument turecki (73 mln zł w 2016 r.), w ramach którego Polska musi, podobnie jak inni członkowie UE, opłacać dodatkową pomoc humanitarną uchodźcom docierającym do Turcji.
- Kraj ten do tej pory przyjął już prawie 3 mln uchodźców. Dlatego Turcji należy się to wsparcie. Ponadto ludzie z Syrii cały czas wyjeżdżają, zatem pomoc na miejscu nic tu nie zmienia. Sytuacja w obozach w Libii i Turcji jest bardzo zła. Nie może być jednak inaczej, skoro według danych ONZ pomoc darczyńców zaspokaja zaledwie 50 proc. potrzeb - mówi Białas.
Pomoc ciągle niewystarczająca
Ponadto Polska przekazuje też pieniądze na programy międzynarodowych organizacji humanitarnych i placówek dyplomatycznych. I tak np. na fundusz MADAD - Regionalny Fundusz Powierniczy UE w odpowiedzi na Kryzys Syryjski – przekazaliśmy w 2016 r. 13,5 mln zł.
Na konto UNICEF rząd przekazał 1,5 mln zł, a na wspomniane już wcześniej UN OCHA - Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej w Damaszku - 2,2 mln zł.
To właśnie ta ostatnia agenda Narodów Zjednoczonych dostarcza pomoc humanitarną ofiarom konfliktu bezpośrednio na terenie Syrii. - Ta pomoc jest ciągle niewystarczająca i tak naprawdę nie rozwiązuje problemu. Zmienić to może dopiero zapewnienie tam pokoju i stabilizacji, a do tego droga daleka. Dlatego tak istotny był program relokacji uchodźców, który niestety nie wypalił - mówi Jacek Białas.
Polska przed Trybunał
Jak już pisaliśmy, w związku z fiaskiem tego programu Polska stanie nawet przed Trybunałem Sprawiedliwości UE. Chodzi o umowę, w której zgodziliśmy się przyjąć 7 tysięcy uchodźców. W ocenie ekspertów kara może być wysoka, bo rząd PiS po prostu odmówił realizacji porozumienia podpisanego przez swoich poprzedników.
We wrześniu 2015 r., na ostatniej prostej swoich rządów, gabinet Ewy Kopacz zadeklarował, że ze 160 tys. migrantów przebywających we Włoszech i Grecji nasz kraj będzie w stanie przyjąć 7 tys. osób.
Przed Trybunałem staną: Polska, Czechy i Węgry, jednak nie ma wątpliwości, że to Warszawa i Budapeszt mogą być potraktowane najostrzej. Czesi przyjęli bowiem kilkanaście osób i dopiero potem wycofali się z programu, który ostatecznie zakończył się na poziomie całej wspólnoty fiaskiem (rozlokowano tylko nieco ponad 20 tys. osób).
Polska jednak po prostu odmówiła realizacji porozumienia, na które wcześniej się zgodziła. Wprawdzie innych członków wspólnoty też można podejrzewać jedynie o realizowanie uzgodnień dla ”świętego spokoju”, to jednak w ostatecznym rozrachunku nasze ”nie” wypowiedziane z otwarta przyłbicą może być bardziej kosztowne i oznaczać nawet miliardy zł kary.