Grupa PZU pracuje nad nowym, rewolucyjnym rozwiązaniem dla kierowców. Jej aplikacja PZU GO wezwie pomoc bezpośrednio, gdy dojdzie do wypadku. W przyszłości sprawdzi także, czy kierowca zachowuje się bezpiecznie na drodze.
Dotychczas kierowca, który jeździł bezwypadkowo, mógł liczyć na maksymalną zniżkę na ubezpieczenie w wysokości 60 proc. I tyle. Jednak ubezpieczyciele poszli o krok dalej. Teraz obiecują dodatkowe "obniżki" za każdy miesiąc bezpiecznej jazdy. Z taką ofertą wychodzi na rynek np. nowa marka YU (ryzyko ubezpieczeniowe bierze na siebie Ergo Hestia) czy Link4. Z kolei PZU wprowadza nową aplikację PZU GO, która nie tylko wezwie służby ratunkowe, gdy kierowca ulegnie wypadkowi, ale także przydzieli zniżki za bezpieczną jazdę zgodną z przepisami.
- Myślę, że to dobry kierunek. Jeździsz bezpiecznie, nie stwarzasz zagrożenia, płacisz mniej – przekonuje Dorota Macieja, członek zarządu PZU Życie.
Bartłomiej Morzycki, prezes zarządu Partnerstwo dla Bezpieczeństwa Drogowego uważa, że pomysł PZU jest uzupełnieniem wprowadzanych przez Unię Europejską rozwiązań technicznych w samochodach, związanych z monitoringiem GPS – systemem eCall, które będą wymagane dla nowo homologowanych w UE pojazdów od 31 marca tego roku.
- Te nowoczesne rozwiązania będą jednak dostępne tylko w nowych samochodach. Według różnych symulacji mogą one uratować nawet ok. 2,5 tys. kierowców rocznie w całej UE. To bardzo dużo – wyjaśnia Mokrzycki.
Aplikacja PZU GO może być natomiast montowana w autach starszych, w większości obecnych na naszych drogach.
Polskie drogi śmierci
Polskie drogi wciąż są jednymi z najniebezpieczniejszych w Europie. Każdego dnia ginie na nich 7 osób. Tylko w ubiegłym roku doszło do 32,7 tys. wypadków, w których zginęło 2,8 tys. osób, a ponad 39 tys. zostało rannych. Mimo że na przestrzeni ostatnich 10 lat liczba ofiar śmiertelnych zmniejszyła się o połowę (5,5 tys. w 2007 roku), to nadal Polska znajduje się w czołówce państw europejskich, w których współczynnik liczby ofiar śmiertelnych na milion mieszkańców jest bardzo wysoki. Wynosi 79, podczas, gdy na Słowacji – 50, w Czechach – 58, na Węgrzech – 61, w Holandii – 27 i Szwecji – 28. Średnia europejska to 51. Gorzej jest tylko w Bułgarii, na Łotwie i w Rumunii.
Skąd się biorą takie wyniki? Jak twierdzą eksperci – nie jest to wina ani naszych dróg, ani samochodów. To głównie problem mentalności kierowców, brawury, braku szacunku dla innych użytkowników. To także brak efektywnego szkolenia i wychowania komunikacyjnego oraz naśladowanie negatywnych zachowań rodziców za kierownicą.
O tym wszystkim mówili eksperci podczas jednej z debat na temat bezpieczeństwa na polskich drogach, którą zorganizowaliśmy w Wirtualnej Polsce.
Aplikacja, która wezwie pomoc
Nowe, wspomniane już rozwiązanie PZU GO, które było jednym z tematów rozmowy, to aplikacja telematyczna na smartfon połączona z niewielkim urządzeniem typu beacon, który będzie przyklejany na szybie wewnątrz pojazdu. W trakcie wypadku czip komunikuje się z aplikacją, a ta z kolei przekazuje informacje o potencjalnym niebezpieczeństwie do centrum alarmowego PZU.
Szybkie reagowanie pozwoli na zmniejszenie skutków wypadków. Poza tym, jak dodaje Dorota Macieja, urządzenie będzie monitorowało jazdę kierowców i dzięki temu PZU będzie mogło oszacować ryzyko i przypisać kierowcy dodatkowe zniżki za zgodną z przepisami i bezpieczną jazdę, co także może przyczynić się do zmniejszenia liczby śmiertelnych ofiar na drogach.
- Są to ciekawe rozwiązania – przyznaje Wojciech Pasieczny, ekspert w zakresie ruchu drogowego, bo aplikacja bierze pod uwagę wiele czynników. Na podstawie zapisu można określić, ile niebezpiecznych manewrów wykonał kierowca, czy są one sporadyczne, czy często się powtarzają i wówczas będzie wiadomo, jakim kierowcą jest dana osoba – wylicza.
Poza tym na podstawie danych z aplikacji będzie można dowiedzieć się w jaki sposób kierowca przyspiesza, jak hamuje, z jaką prędkością porusza się po terenie zabudowanym, jak stosuje się do innych ograniczeń. System wszystko to weźmie pod uwagę, wyliczy ryzyko i skalkuluje składkę ubezpieczeniową.
Anna Zielińska z Centrum ds. Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego Instytutu Transportu Samochodowego przyznaje, że choć kierunek jest dobry, to będzie trudno przekonać wielu kierowców do samokontroli.
Alkohol w roli głównej
- A co z osobami, które prowadzą auto pod wpływem alkoholu, dopalaczy czy narkotyków? – pyta Wojciech Pasieczny. Jego zdaniem, by móc mówić o dokładnym wyliczeniu ryzyka, należałoby także wziąć pod uwagę zestawienie wykroczeń danego kierowcy. Co prawda ubezpieczyciel nie mógłby żądać takich danych, ale sam kierowca już tak.
Po co ubezpieczycielom takie podsumowanie? Bo właśnie w nim będzie informacja na temat tego, czy kierowca poruszał się po drodze pod wpływem alkoholu lub narkotyków. Bo właśnie takie informacje o kierowcy oznaczałyby, że jest bardziej niebezpiecznym użytkownikiem dróg niż inni. I właśnie to on, a nie ten, który jeździ zgodnie z przepisami, powinien płacić wyższe składki.
Pasieczny przyznaje, że w ostatnich latach zmniejszyła się liczba pijanych na drogach. Dużą rolę odegrały kampanie społeczne, prasa, telewizja, komunikaty, częste kontrole. W ubiegłym roku policjanci przeprowadzili ich blisko 18 mln. Zatrzymali ponad 109 tys. nietrzeźwych kierujących. To o 110 tys. mniej niż rok wcześniej. Mimo to alkohol nadal jest najczęstszą przyczyną wypadków na drogach – nie tylko wśród kierowców, ale także pieszych.
Brak precyzyjnych wytycznych
Najmniej jednak zbadanym problemem jest prowadzenie pojazdu pod wpływem narkotyków i dopalaczy.
- Przemysł tych ostatnich rozwija się błyskawicznie. Na dodatek wciąż się zmienia. Substancje, które dziś są zakazane, zastępuje się innymi. Poza tym w organizmie dopalacze znajdują się tylko przez kilka godzin i laboratoria mają problem, by szybko wykonać badania krwi – mówi Wojciech Pasieczny.
Przypomina jednocześnie, że miękkie narkotyki utrzymują się w organizmie 30 dni. Twarde – kilka dni. Co w sytuacji, gdy ktoś był 2 tygodnie wcześniej na wakacjach w Holandii, tam zażywał narkotyki, przyjechał do Polski i wsiada za kierowcę? Jak w takim przypadku traktować kierowcę? Jest zagrożeniem czy już nie? – zastanawia się ekspert.
- Niestety, w kwestii narkotyków czy dopalaczy nie ma precyzyjnych wytycznych. Nie wiemy, tak jak w przypadku alkoholu, jaki poziom danych narkotyków czy substancji może mieć wpływ na zagrożenie na drodze. Poza tym badanie tych substancji na drodze jest trudne. Policjanci mogą jedynie podejrzewać, że kierowca jest pod ich wpływem. Badanie zaś musi być przeprowadzone w laboratorium – podkreśla Pasieczny.
Jak zaznacza kierowca rajdowy Klaudia Podkalicka, w takim przypadku najlepsza jest zasada ograniczonego zaufania na drodze. - Nie wiemy, kto siedzi za kierowcą innego samochodu – podkreśla. Według niej, oprócz wspomnianych używek i alkoholu, bardzo niebezpieczne jest korzystanie z telefonów podczas jazdy samochodem.
- Trzymając telefon przy uchu – nie dość, że nie skupiamy się na drodze, to jeszcze mamy do dyspozycji tylko jedną rękę. W sytuacji zagrożenia nasza reakcja wydłuża się do 4 sekund i nie jesteśmy w stanie wykonać szybkiego manewru – podkreśla i zaznacza, że gdy siadamy za kierownicę wszystko ma znaczenie. Co robimy, jak się zachowujemy, na co zwracamy uwagę, nawet to, jak ustawimy fotel. Bezpieczeństwo bowiem zależy od wielu czynników, a te muszą ze sobą idealnie współgrać.