Inwestycje w sztukę, wino, zabytkowe auta czy numizmaty - tego typu alternatywne inwestycje zyskują coraz większą popularność. To nie tylko większa frajda dla inwestora-kolekcjonera, lecz także możliwość osiągnięcia większych zysków.
- Rynek inwestycji alternatywnych jest bardzo ciekawy i oferuje inwestorom teoretycznie bardzo wysokie stopy zwrotu, a częściowo nie jest skorelowany z trendami na rynkach instrumentów podstawowych, dlatego jest ciekawym urozmaiceniem w niebezpiecznych czasach - mówi Piotr Majewski z Instytutu Finansów i Rachunkowości w Wyższej Szkole Bankowej w Toruniu. - W zasadzie nie ma górnej granicy możliwości osiągnięcia zysku. Niektóre aktywa na rynku inwestycji alternatywnych mogą przynieść inwestorowi nawet kilkaset procent w skali roku, ale tutaj wiele zależy od różnych czynników, w tym od szczęścia.
Przykładem może być rynek klasycznych samochodów. - W ostatnich kilkunastu latach odnotowaliśmy na nim bardzo duże wzrosty marek luksusowych, historycznych, klasycznych - informuje Piotr Majewski. - Niektórzy inwestorzy uzyskali kilkusetprocentowe stopy zwrotu w tym okresie. Wciąż na rynku samochodów można znaleźć pozycje, które rokują wysokie zyski. Zależy, co wybierzemy, jak jesteśmy cierpliwi, jakim kapitałem dysponujemy. Pewne modele są jeszcze niedowartościowane i można liczyć nawet na 30-40 proc. rocznie.
Inwestycje alternatywne to m.in. dzieła sztuki, rzeźby, obrazy, wina, whisky, kolekcje numizmatów, znaczków, starych samochodów. Każdy z tych rynków rządzi się odmiennymi prawami, a o ich popularności decyduje wiele czynników, w tym m.in. moda czy koniunktura na rynkach podstawowych - akcji, obligacji, funduszy.
- Podobnie jak przy innych rodzajach inwestycji ryzyko jest duże, możemy stracić naprawdę wiele, ale również możemy wiele zyskać. Przede wszystkim wskazany jest rozsądek oraz wiedza. Inwestując w dany rodzaj aktywów, powinniśmy przede wszystkim dosyć dużo o nich wiedzieć, a nie kierować się wyłącznie modą czy rekomendacją znajomych, którzy będą nas namawiali, przekonani, że akurat coś w tym momencie się opłaca - zastrzega Piotr Majewski.
Inwestycje alternatywne niosą ze sobą obok szansy na krociowe zyski ryzyko strat. Pierwszym przykładem bańki inwestycyjnej w historii była tulipanomania w Holandii w XVII wieku. W 1623 roku pojedyncza cebulka najbardziej poszukiwanych odmian tulipanów osiągała cenę nawet tys. guldenów, co było sumą ponad trzy razy wyższą niż średni roczny dochód obywatela Niderlandów. Tulipany i ich cebulki potrafiono wymieniać za nieruchomości, ziemię i bydło.
W 1635 roku odnotowano sprzedaż czterdziestu cebulek za 100 tys. guldenów. Najwyższą cenę osiągnęła cebulka kupiona za 6 tys. guldenów. Popularność tych roślin spowodowała nawał spekulacji. W 1637 roku rynek się załamał z powodu zbyt wysokich cen oraz niewywiązywania się kontrahentów ze zobowiązań wynikających z kontraktów gwarantujących zakup cebulek po określonych cenach w przyszłości. Dlatego tak istotna jest znajomość dziedziny, w którą się inwestuje.
- Trzeba wybrać sobie klasę aktywów, która nas interesuje, a następnie poświęcić trochę czasu na pozyskanie fachowej, eksperckiej wiedzy na ten temat, ponieważ często są to klasy aktywów bardzo unikatowe, o których dość trudno w popularnych źródłach informacji uzyskać szczegółowe dane na temat tego, co będzie działo się w przyszłości - radzi ekspert Wyższej Szkoły Bankowej w Toruniu. - Chyba że mamy zaufanego doradcę, który jest w stanie dzięki swojej wiedzy i umiejętności skierować nas w odpowiedni obszar i jednocześnie mamy do niego tyle zaufania, że przy braku własnej wiedzy możemy powierzyć swoje środki. Jednak zalecam interesować się tym, w co inwestujemy.