5 proc. - takie szanse mamy zdaniem amerykańskich badaczy na ograniczenie wzrostu globalnej temperatury poniżej 2 stopni Celsjusza. A taki właśnie cel wyznaczyło sobie 195 państw podpisując porozumienie klimatyczne w Paryżu. - To cele, które oznaczają granicę katastrofy klimatycznej - mówi money.pl dr Marcin Stoczkiewicz, prezes Fundacji ClientEarth Prawnicy dla Ziemi.
Cofnijmy się w czasie do listopada 2015 r. Przedstawiciele rządów z całego świata zjeżdżają do Paryża, by przez dwa tygodnie debatować o klimacie. Konferencja kończy się sukcesem: państwa podpisują umowę, w której zobowiązują się nie dopuścić do wzrostu średniej temperatury o ponad dwa stopnie Celsjusza w stosunku do epoki przedindustrialnej. Porozumienie przewiduje wieloletnie działania, które będą rewidowane i wzmacniane co pięć lat.
Mija półtora roku. Porozumienia z Paryża weszło w życie i obowiązuje, choć wycofały się z niego Stany Zjednoczone. Donald Trump w przeciwieństwie do swojego poprzednika Baracka Obamy uznał, że walka ze zmianami klimatu jest zbyt kosztowna dla amerykańskiej gospodarki. Mimo rejterady Stanów inne kraje nie poszły ich śladem. Zobowiązania z Paryża nadal chcą wypełniać Chiny, uważane za jednego z największych trucicieli świata.
5 proc. szans
Może się jednak okazać, że same chęci to za mało. Grupa badaczy ze Stanów Zjednoczonych oszacowała, jakie mamy szanse, bo dotrzymać celu z Paryża i powstrzymać wzrost temperatury poniżej 2 stopni do końca wieku. Okazuje się, że dają oni temu projektowi 5 proc. szans. Im bardziej ambitnie podejdziemy do celu, tym szanse mniejsze. Dla wzrostu temperatury poniżej 1,5 st. wynoszą zaledwie 1 proc.
- To w zasadzie nie jest nic nowego. Podczas rozmów w Paryżu podkreślano, że jeśli chcemy spowolnić wzrost średniej temperatury globalnej, to światowy szczyt emisji powinien nastąpić maksymalnie do 2020 r. Później ich poziom musi spadać. Od początku zatem wiadomo, że cel jest trudny do osiągnięcia - komentuje te wyniki w rozmowie z money.pl prof. Zbigniew Karaczun, ekspert Koalicji Klimatycznej.
- Nawet jeżeli wszystkie kraje zrealizują obecnie przyjęte cele redukcyjne, to średnia temperatura Ziemi wzrośnie o 3-5 stopni, co oznacza, że wszystkie państwa powinny znacznie zwiększyć swoje wysiłki - dodaje.
Może jednak te wysiłki nie mają sensu? Szacuje się, że z realizacją celu z Paryża wiążą się wydatki rzędu 100 mld dolarów rocznie. Czy jest sens wydawać pieniądze na walkę, którą prawdopodobnie przegramy? - W Polsce panuje przekonanie, że ochrona klimatu generuje tylko koszty, ale jest odwrotnie - odbija piłeczkę prof. Karaczun. - Należy spojrzeć na nią jak na normalny biznes. Gospodarka niskoemisyjna to setki nowych firm, tysiące nowych miejsc pracy i uniknięcie kosztów zdrowotnych, spowodowanych zanieczyszczeniem powietrza - wylicza.
Wskazuje, że już teraz wszyscy płacimy na energetykę, tyle że opartą na paliwach kopalnych, a nie odnawialnych. - Według najnowszego raportu NIK w latach 2007-2015 budżet państwa wpompował w górnictwo 65,7 mld zł. A kolejne wydatki jeszcze przed nami, rząd zapowiada wprowadzenie opłaty mocowej, czyli inaczej mówiąc abonamentu węglowego. To łącznie około 27 mld zł przez 10 lat, które trafią właśnie do energetyki węglowej. Możemy więc łatwo sobie policzyć, ile każdy Polak dopłaca do węgla. No i teraz zastanówmy się, czy rzeczywiście to gospodarka niskoemisyjna jest taka droga - mówi.
Kosztowna alternatywa
Zdaniem dra Marcina Stoczkiewicza, prezesa Fundacji ClientEarth Prawnicy dla Ziemi, cele z Paryża wcale nie są zbyt ambitne. - To cele, które oznaczają granicę katastrofy klimatycznej. Oznacza to, że powyżej określonego w Paryżu wzrostu temperatury o maksymalnie 2 st. Celsjusza będziemy wszyscy poważnie zagrożeni katastrofą. Nie są one więc zbyt ambitne. Są racjonalne - komentuje.
Na dowód można przytoczyć wyniki innych badań ogłoszone w tym tygodniu. Badacze z Uniwersytetu Północnej Karoliny wykazują, że rosnące temperatury bezpośrednio przełożą się na zanieczyszczenie powietrza. To z kolei będzie bezpośrednio zagrażać ludziom. Według wyliczeń naukowców niekontrolowane zmiany klimatyczne spowodują około 60 tysięcy zgonów na całym świecie w 2030 r. i 260 tysięcy do 2100 r.
- W powszechnym odczuciu hasło "zmiana klimatu" kojarzy nam się z podnoszeniem się poziomu oceanów i samotnym białym niedźwiedziem na topniejącej krze. Ale objawy zmian klimatu widzimy za oknem – to nawałnice, fale upałów, inwazja kleszczy. Warto sobie to uświadomić - mówi money.pl Marlena Kropidłowska, specjalistka ds. jakości powietrza w HEAL Polska.
A co z finansowaniem walki ze zmianami klimatu? Zdaniem Marcina Stoczkiewicza pieniądze są. Tylko teraz trafiają do energetyki opartej o paliwa kopalne. - Jeżeli udałoby się tak zmienić infrastrukturę świata finansów, aby zlikwidować dotacje do paliw kopalnych i te środki przeznaczyć na dofinansowanie odnawialnych źródeł energii, to te cele wydają się być zdecydowanie bardziej realne. Umożliwiłoby to konieczną transformację energetyczną - mówi.
- W ciągu najbliższych 15 lat zużyjemy więcej surowców niż wykorzystaliśmy do tej pory. To oznacza, że paliwa kopalne się skończą. Możemy się tylko spierać o to, kiedy to nastąpi. Najrozsądniej byłoby teraz zbudować model gospodarki niepotrzebującej surowców, które wyczerpią się w najbliższej przyszłości. To jest kwestia naszego bezpieczeństwa energetycznego - podsumowuje prof. Karaczun.