Polska zgodzi się na przyspieszoną ratyfikację porozumienia klimatycznego zawartego na szczycie w Paryżu, jeśli zostaną uwzględnione interesy naszej gospodarki – taki przekaz płynie z Ministerstwa Środowiska. Tymczasem wejście w życie porozumienia jest już właściwie przesądzone, a Polska, opóźniając ratyfikację, może więcej stracić niż zyskać.
W poniedziałek Reuters poinformował o liście, który minister środowiska Jan Szyszko wysłał do swoich odpowiedników w krajach Unii Europejskiej. Napisał w nim, że Polska zgodzi się na przyspieszoną ratyfikację porozumienia klimatycznego z Paryża jedynie na własnych warunkach, jeżeli zostaną zabezpieczone nasze gospodarcze interesy. Jest to o tyle ciekawe, że w piątek minister ogłosił na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, że proces ratyfikacji porozumienia właśnie się rozpoczyna.
Głównym założeniem umowy wynegocjowanej w Paryżu jest zahamowanie wzrostu średniej temperatury globalnej, tak aby nie dopuścić do wzrostu globalnego ocieplenia ponad 2 stopnie Celsjusza w porównaniu do ery przedindustrialnej. Porozumienie przewiduje wieloletnie działania, które będą rewidowane i wzmacniane co pięć lat.
Wolta ministerstwa
- Proces ratyfikacji porozumienia został zainicjowany w piątek – zapewnił money.pl rzecznik resortu środowiska Paweł Mucha. Z ministerstwa środowiska wyszedł tego dnia odpowiedni wniosek do szefa MSZ. – Mamy nadzieję, że ratyfikacja porozumienia nastąpi jak najszybciej – dodaje rzecznik.
Co innego wynika z listu, na który powołuje się Reuters. "Polska wyrazi zgodę na ratyfikację umowy Paryżu przez UE pod warunkiem, że zostaną uznane nasze dotychczasowe osiągnięcia w ramach Protokołu z Kioto i specyfika naszego krajowego bilansu energetycznego” – cytuje agencja. "Polska jest krajem bogatym w źródła energii i bezpieczeństwo energetyczne, oparte na własnych zasobach czyli węglu kamiennym i brunatnym jest podstawą polskiej gospodarki i zrównoważonego rozwoju” – przytacza.
Na piątek zaplanowane jest spotkanie, na którym ministrowie środowiska krajów unijnych mają rozmawiać o szybkiej ścieżce ratyfikacji postanowień z Paryża. Chodzi o to, by Unia przyjęła je jako całość, bez czekania na wszystkie kraje po kolei. Ale do tego trzeba jednomyślności.
Podobny ton, jak w liście, pojawił się już w ubiegły piątek, w wypowiedzi pełnomocnika rządu ds. polityki klimatycznej i wiceminister środowiska Pawła Sałka. W jego opinii "jednomyślna decyzja może być zrealizowana", jeżeli Polska będzie mogła zabezpieczyć swoje interesy.
Czas na negocjacje
- W sprawie ratyfikacji postanowień z Paryża polski rząd prowadzi jakąś dziwną grę, która moim zdaniem jest skazana na porażkę – komentuje w rozmowie z money.pl prof. Zbigniew Karaczun, ekspert Koalicji Klimatycznej.
Jak przypomina, umowa z Paryża wejdzie w życie, gdy ratyfikuje ją co najmniej 55 krajów odpowiedzialnych za 55 procent globalnych emisji gazów cieplarnianych. - Obecnie państwa dążą do tego, aby jak najszybciej przeprowadzić proces ratyfikacji. Głównie chodzi o wybory w Stanach Zjednoczonych. Prezydent Obama ratyfikował porozumienie. Gdyby jednak wybory wygrał Donald Trump, to mógłby próbować zmienić decyzję swojego poprzednika. Jeśli porozumienie paryskie nie będzie wtedy obowiązywać, to Stany mogłyby od niego odstąpić, nie ponosząc z tego tytułu żadnych konsekwencji. Natomiast wycofanie się z porozumienia, które weszło już w życie, będzie znacznie trudniejsze, a USA mogłyby stracić jakikolwiek wpływ na sposób realizacji jego postanowień. Dlatego tak ważne jest szybkie wejście tej umowy w życie. A brakuje bardzo niewiele – tłumaczy.
Do tej pory porozumienie ratyfikowało 60 krajów, odpowiedzialnych za 47,5 procent światowych emisji. 2 października mają dołączyć do nich również Indie. Łącznie z nimi będzie już 52 procent światowych emisji. - W tej sytuacji wystarczy, że porozumienie ratyfikują Niemcy oraz Francja i zacznie ono obowiązywać. Obu tym państwom zależy na szybkim przeprowadzeniu tego procesu, więc wejście porozumienia paryskiego w życie jest już właściwie przesądzone. Dlatego próba ugrania własnych interesów przez Polskę w tej sytuacji wydaje się skazana na porażkę. Co więcej, może spowodować dla naszego kraju wymierne straty. Po wejściu porozumienia paryskiego w życie będą podejmowane kluczowe decyzje proceduralne dotyczące sposobu funkcjonowania i wdrażania tej umowy. Jeśli Polska jej nie ratyfikuje, to sama pozbawi się szansy wpłynięcia na ten proces, a kluczowe decyzje będą podejmowane bez naszego udziału – przestrzega ekspert.
Powtórka z rozrywki
Profesor Karaczun rozumie, że minister Szyszko chce przy okazji ratyfikacji jeszcze coś dla Polski ugrać. - Jednak mam wrażenie, że czas na tego typu negocjacje był rok temu, a nie teraz. Teraz już jest za późno – zastrzega.
Cała sytuacja przypomina mu trochę to, co się działo z pierwszym Pakietem Klimatycznym. -- Prezydent Lech Kaczyński zgodził się w marcu 2007 r. w trakcie Szczytu Europejskiego na podjęcie pracy nad tym instrumentem. Niestety przez kolejne osiem miesięcy Ministerstwo Środowiska, kierowane wówczas również przez profesora Szyszkę, zlekceważyło toczące się na forum Unii Europejskiej negocjacje dotyczące sposobu wdrażania Pakietu. Dopiero potem podniósł się krzyk, że pakiet jest zabójczy dla polskiej gospodarki, ale wtedy było już za późno, żeby zmienić ustalenia, które kraje członkowskie podjęły wcześniej – mówi. - Osobiście uważam, że pakiet wcale nie był taki straszny, zresztą potwierdziła to rzeczywistość – pomimo jego wdrażania gospodarka po 2008 roku bardzo szybko się rozwija. Teraz mamy analogiczną sytuację – najważniejsza faza na negocjacje została przez Polskę przespana – dodaje.
Jednak – jego zdaniem - nie powinniśmy się tym martwić. - Racjonalne wdrażanie polityki klimatycznej w Polsce jest nie tylko konieczne, ale może także przynieść wiele korzyści zarówno polskiemu społeczeństwu, jak i gospodarce. Mówi o tym zresztą sam minister Szyszko, twierdząc, że Polska w Paryżu uzyskała wszystko, o co się starała – ocenia.