Zarzucali rządzącym populizm i gaszenie medialnego pożaru.
Projekt przewiduje, że pensje poselskie zostaną obcięte o dwadzieścia procent. Jego przegłosowanie jest praktycznie przesądzone, bo za pomysłem stoi prezes PiS Jarosław Kaczyński. - Jest oczekiwanie daleko idącej skromności w życiu publicznym - uznał.
Obniżki dla posłów i senatorów prezes PiS zapowiedział po skandalu związanym z wysokością nagród dla rządu Beaty Szydło. Okazało się, że w ciągu zaledwie dwóch lat na nagrody dla ministrów poszły miliony złotych. W 2016 r. premier sama sobie przyznała ponad 60 tys. gratyfikacji.
Z końcem kwietnia projekt został zaakceptowany przez sejmową komisje regulaminową, spraw poselskich i immunitetowych. Teraz debata przeniosła się na salę plenarną.
- To projekt próbujący przykryć przestępstwo skarbowe rządu PiS. Zarabianie pieniędzy jest dobre. To chciwość jest zła – stwierdził w swoim wystąpieniu opozycyjny poseł Piotr Misiło (Nowoczesna). Przypomniał przy okazji uposażenia radnych PiS z lokalnych samorządów w całej Polsce. Niektórzy z nich zgarnęli po 1 mln zł.
Misiło stwierdził, że posłowie są zatrudniania przez wyborców i że należy im się w związku z tym wynagrodzenie.
Opozycja: do końca kadencji obniżenie zarobków do zera
Bardzo krótko trwało wystąpienie posła Witolda Zembaczyńskiego z Nowoczesnej. Zgłosił on jedną poprawkę. Według niej pensje poselskie powinny zostać obniżone do końca kadencji do zera, a po następnych wyborach wynosiłyby one trzykrotność średniej krajowej. – Jeśli chodzi wam o skromność, to zagłosujecie za tym – stwierdził, zwracając się do posłów PiS.
Występujący po nim poseł Piotr Zgorzelski z Polskiego Stronnictwa Ludowego powiedział z kolei, że projekt „nie ma nic wspólnego z myśleniem o państwie. – To gaszenie pożaru medialnego po patologicznym systemie stworzonym przez PiS – stwierdził
Zgorzelski zarzucił partii rządzącej hipokryzję. – Wasi politycy i tak opływają w luksusy jako prezesi spółek Skarbu Państwa – mówił. I także zgłosił poprawkę. Jego klub proponuje ustalenie wynagrodzenia parlamentarzystów na poziomie średniej krajowej. Zapowiedział, że PSL zgłosi projekt ustawy, która obniżałaby o 20 proc. pensje także podsekretarzom stanu w resortach oraz wojewodom.
Burzliwy charakter miało także wystąpienie niezrzeszonego posła Jacka Wilka (wybranego z list ruchu Kukiz'15). Powtórzył on znany argument o tym, że rzekomo tylko wysokimi pensjami można ściągnąć fachowców najwyższej klasy. Także do polityki.
- W Polsce dobry fachowiec zarabia 15 tys zł. Listy wyborcze będą zapełnione przez miernoty. Trzeba zwiększyć ministerialne pensje o 100 proc. To polityka krótkowzroczna i głupota. Będę głosował przeciwko, ponieważ jestem za sprawnym państwem – powiedział Wilk.
"Niech posłowie jeszcze dopłacają"
W formie żartu zaproponował także obniżenie pensji o... minus 105 proc. - Niech posłowie jeszcze dopłacają za możliwość obcowania z majestatem naczelnika państwa – argumentował. Wobec partii rządzącej postawił zarzut, że niszczy klasę średnią w Polsce oraz „buduje socjalizm”.
Z kolei Sławomir Nitras (PO) ironizował, że Jarosław Kaczyński chcąc żyć skromniej, postanowił obniżyć wynagrodzenia opozycji. A może chociaż kapitana do noszenia kul - kpił. My damy sobie radę; naszym obowiązkiem jest bronić demokracji, nawet jak będą nam zabierać wynagrodzenia do zera - mówił.
Projektu broniła Halina Szydełko (PiS). Nawet po obniżce uposażenia pozwolą nam na godne życie - mówiła. Przekonywała, że przedstawiciele PiS nie są w polityce dla pieniędzy. To posłom opozycji trudno jest się rozstać z tymi 20 procentami uposażenia - oświadczyła.
Głosowanie nad zmianami obniżającymi pensje parlamentarzystów najprawdopodobniej odbędzie się jeszcze w tym tygodniu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl