"Oferty pracy w urzędzie są mizerne i wiążą się zazwyczaj z minimalną płacą" - to jedna z opinii o pośredniakach. Ludzie, którzy się z nimi zetknęli, twierdzą, że urzędnicy zamiast pomagać, piętrzą tylko problemy. Nie liczy się człowiek, ale cyferki w Excelu.
Swoimi doświadczeniami z biurokracją, podzielił się z money.pl m.in. pan Sebastian z Gorzowa Wielkopolskiego. Przed dwoma laty zarejestrował się w tamtejszym urzędzie pracy. Jak opisuje nasz czytelnik, po wywiadzie zrobionym przez urzędniczkę i próbie skategoryzowania jego doświadczenia, został skierowany do osoby, która miała pomóc mu w znalezieniu pracy.
- Jakie było moje zaskoczenie, kiedy ta "wielka" specjalistka nawet nie spytała mnie o moje CV ani, czy potrafię napisać list motywacyjny. Szanowna pani zaczęła przedstawiać mi oferty pracy, jakie może każdy znaleźć na stronie internetowej urzędu. Poinformowałem ją, że tam nie ma żadnej, która byłaby choć zbliżona do mojego profilu - opisuje pan Sebastian.
Urzędniczka miała zasugerować, aby udał się do prywatnej agencji zatrudnienia. Po miesiącu sytuacja się powtórzyła i mężczyzna sam zrezygnował z usług urzędu pracy.
Więcej podobnych przypadków
Falę komentarzy na temat pracy urzędów wywołał tekst pana Marka z podwarszawskich Marek, który zgłosił się do money.pl za pośrednictwem serwisu dziejesie.wp.pl.
Pomimo dokumentów, które poświadczały przebytą operację kręgosłupa, został pozbawiony nawet statusu osoby bezrobotnej, bez prawa do zasiłku.
- Jeśli w taki sposób mamy mieć zmniejszane bezrobocie, to ja dziękuję za takie statystyki - protestował pan Marek.
Swoje przypadki opisali też internauci w komentarzach.
Użytkowniczka "A!" przedstawiła swój problem z terminem spotkania w "pośredniaku".
"Dostałam wydrukowaną kartę z terminem następnej wizyty. Gdy na nią przyszłam, to pani poinformowała mnie, że termin miałam wcześniej i zostałam już wykreślona z rejestru bezrobotnych. Napisałam odwołanie, załączyłam skan dokumentu, który informował mnie o terminie wizyty, ale niestety odpowiedzieli, że gdyby mi zależało, to mogłam się upewnić, czy ten termin jest dobry" - opisuje kobieta.
Jako bezrobotna, bez prawa do zasiłku, postanowiła poświęcić pieniądze i czas, które miałaby przeznaczyć na kolejne odwołania, na poszukiwanie pracy.
Użytkowniczka "Matka pracująca" opisuje z kolei swoją sprawę w cieszyńskim urzędzie. Zaoferowano jej tam staż. Kobieta wyjaśniła, dlaczego nie może go podjąć, jednak i tak została wykreślona z listy.
Jak dodaje internautka "oferty pracy w urzędzie są mizerne i wiążą się zazwyczaj z minimalną płacą. Znacznie korzystniej jest samemu poszukać przez internet lub popytać wśród znajomych".
Sposób na niższe bezrobocie
Działania urzędników wcale nie muszą być kierowane złą wolą. Często to efekt nacisków ze strony samorządu, by poprawić statystyki.
- Najprostszym sposobem na obniżenie bezrobocia, jest "karne" usuwanie z rejestru - tłumaczy ekonomistka prof. Joanna Tyrowicz z ośrodka badawczego GRAPE i Uniwersytetu Warszawskiego i dodaje, że zgodnie z prawem, po takiej sankcji do rejestru można wrócić dopiero po dziewięciu miesiącach.
- Nie chodzi tu o pilnowanie ewentualnych nadużyć związanych z pobieraniem zasiłku. Po usunięciu z rejestru na niemal rok naprawdę nie ma powodu, by do niego wracać. Przez ten czas nie ma się prawa do żadnych działań aktywizacyjnych, a w praktyce nie można nawet skorzystać z poradnictwa zawodowego, bo kolejki osób zarejestrowanych są zbyt długie - przekonuje ekonomistka.
Ekspertka podkreśla, że w ostatnich latach często zdarzały się okresy, gdy wyrejestrowania "karne", były liczniejsze, niż wyrejestrowania z powodu podjęcia pracy.
Usprawnić urzędy
Wśród internatów pojawiła się też opinia, że urzędy pracy należy w ogóle zlikwidować. Taki postulat głosili jakiś czas temu nawet politycy Kukiz`15, którzy wyliczali, że generują one około 4 mld zł kosztów rocznie.
Innego zdania jest prof. Tyrowicz. - Skoro chcemy finansować szkolenia i inne formy wsparcia w znalezieniu pracy, musi być jakaś instytucja odpowiedzialna za realizację tego zadania. Dyskusja nie powinna dotyczyć tego, czy jest potrzebna, a raczej tego, jaki zakres zadań ta administracja ma realizować i co najważniejsze, czy wywiązuje się ze swoich obowiązków - wyjaśnia.
Ekonomistka zwraca też uwagę, że urzędy są niedostosowane do rzeczywistości, co widać było w przypadku pana Sebastiana. Powodem jest m.in. rozdzielenie funkcji doradztwa zawodowego, od funkcji pośrednictwa zawodowego.
- Jeden urzędnik doradza, drugi pomaga szukać pracy, jakby to były dwa osobne procesy. Przecież problem ze znalezieniem pracy nie dzieli się na osobne kawałki, tylko w całości skupia na danej osobie, która nie ma pracy i nie może jej znaleźć. Rozdzielenie tych dwóch funkcji nie ma zresztą żadnego uzasadnienia merytorycznego i jesteśmy jedynym znanym mi krajem o takiej strukturze. W systemie przez lata ponarastały setki takich absurdów i bzdur - mówi prof. Tyrowicz.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl