Pomimo dużych spadków na chińskiej giełdzie w ostatnich tygodniach, nic nie wskazuje na to, że będziemy mieli kolejne światowe załamanie.
Chińska giełda w ciągu najbliższych 12 miesięcy urośnie nawet o 35 proc. - tak m.in. prognozują analitycy banku inwestycyjnego Morgan Stanley.
Te opinie rozwiewają niepokój, że jest załamanie gospodarcze w Chinach i powraca bessa na tamtejszy rynek - takie obawy wśród inwestorów wzbudziły ostatnie ostre spadki na giełdzie w Szanghaju.
Od końca ubiegłego roku do początku sierpnia główny indeks Shanghai Composite cały czas rósł i zyskał w sumie prawie 100 procent.
Na dobre notowania nie wpłynęły znacząco lutowe spadki na światowych giełdach. Właśnie wtedy dołki bessy wyznaczyły notowania m.in. na warszawskim parkiecie..
źródło: Money.pl
Tymczasem, w ciągu pierwszych dwóch tygodni sierpnia, stracił prawie 20 procent. Dopiero ostatnie dwie sesje przyniosły kilkuprocentowe wzrosty, co dało rynkom nieco wytchnienia.
źródło: Money.pl
Analitycy są spokojni. Druga fala kryzysu nie uderzy z Chin
_ _
_ - Spadkowa korekta na chińskich rynkach akcji była jak najbardziej uzasadniona _ - uważa Łukasz Kwiecień, dyrektor Investment Communications w Pioneer Pekao TFI, specjalista od rynków azjatyckich.
Wzrost gospodarczy Chin w tym kwartale wyniesie aż 8,5 proc., w porównaniu do 7,9 proc. w drugim kwartale.
To w dużej mierze zasługa pakietu stymulacyjnego - chiński rząd wpompował w gospodarkę ponad 580 mld dolarów, by rozruszać konsumpcję.
- _ To konsekwencja wcześniejszego spektakularnego wzrostu kursów, który sugerował, iż oczekiwania kupujących są coraz większe niż realne możliwości - tak samych spółek, jak i gospodarki Chin. _ - mówi Łukasz Kwiecień.
W dodatku, pomimo szybkiego wzrostu, od końca ubiegłego roku główny indeks chińskiej giełdy wciąż znajduje się poniżej poziomu swojej średniej z ostatnich pięciu lat, więc trudno mówić o bańce spekulacyjnej. _ _
_ - Myślę, że ostatnie spadki o 20 proc. stworzyły dołek, który znów zachęci długoterminowych inwestorów do powrotu na rynek _ - uważa Michał Staszkiewicz z funduszu Franklin Templeton Investment.
| Krzysztof Rybiński
były wiceprezes NBP, partner Ernst&Young: _ Chińska giełda da zarobić bardzo dużo, choć będzie mocno bujało. _ * |
| --- |
| *Money.pl: W ciągu ostatnich kilkunastu dni chińska giełda straciła prawie 20 proc. To powrót do bessy czy tylko korekta? Krzysztof Rybiński: Moim zdaniem powodów do niepokoju nie ma. Rynek chiński, na którym zresztą sam inwestuję część własnych oszczędności, w ciągu najbliższych 20-30 lat będzie charakteryzował się znacznie szybszym tempem wzrostu niż inne rynki wschodzące, ale jednocześnie przy wyższym ryzyku. I to właśnie teraz obserwujemy - w perspektywie długoterminowej chińska giełda będzie utrzymywać się w szybkim trendzie wzrostowy, ale będzie na niej bardzo bujało. Dlatego, jeżeli ktoś chce inwestować długoterminowo, powinien pomyśleć, by część aktywów inwestować właśnie na rynku chińskim. Od końca roku do początku sierpnia chińska giełda zyskała prawie 100 proc. W lutym prawie nie zareagowała nawet na gigantyczne spadki na całym świecie. Co miało na to wpływ? Rynek chiński rządzi się trochę innymi prawami od innych. Po pierwsze, jest to rynek niezwykle spekulacyjny, na który inwestorzy
zagraniczni mają ograniczony dostęp. To powoduje, że zmiany trendów są dyktowane przez inwestorów lokalnych. A ci znacznie częściej poddają się emocjom i działaniom stadnym. Tak więc w pierwszej połowie roku wszyscy uwierzyli, że działania rządu i pakiet stymulacyjny pozwolą chińskiej gospodarce wygrać z kryzysem i giełda zaczęła piąć się górę. Do tego dużą rolę na tamtejszej giełdzie odgrywają władze chińskie. To znaczy w najważniejszych momentach władze swoimi decyzjami i deklaracjami są w stanie mocno wpłynąć na inwestorów i spowodować bądź szybkie wzrosty, bądź ich wyhamowanie. No właśnie, pojawia się dużo głosów, że wzrosty z ostatnich miesięcy były generowane głównie przez ludzi, którzy najpierw brali łatwo dostępne kredyty z pakietu stymulacyjnego, by potem te pieniądze inwestować na giełdzie. Nie widzi Pan zagrożenia w tym, że gdy rząd przykręci kurek z pieniędzmi, to rynek się załamie? Takie ryzyko rzecz jasna istnieje. Chociaż nie wierzę, by
zahamowanie akcji kredytowej miało być gwałtowne. Trzeba zwrócić uwagę na to, że Chińczycy sterując rynkiem, starają się robić to bardzo umiejętnie. Mają przy tym więcej instrumentów niż rząd w typowej demokracji. Gdy widzą syndromy przegrzania koniunktury, to rozpoczynają serię podwyżek rezerwy obowiązkowej w bankach komercyjnych, a to wyhamowuje akcję kredytową. Jeżeli widzą z kolei, że gospodarka spowalnia to rozkręcają akcję kredytową i dążą do osłabienia juana, by wspomóc eksport. Zatem Pana zdaniem faktyczny brak wolnego rynku to klucz do sukcesu chińskiej gospodarki? Nazwałbym to długoterminowym planowaniem strategicznym. Eksperci ekonomiczni w Chinach, którzy są blisko władz, to już nie jest _ chiński beton _, który nie rozumie realiów współczesnego świata. Ci ludzie z młodszego pokolenia często kończyli najlepsze uczelnie na świecie. To wybitne umysły, które teraz brutalnie realizują swój narodowy interes gospodarczy. Nie poddają się chociażby presji Stanów Zjednoczonych, które naciskają np. na
umocnienie juana. Taka strategia makroekonomiczna okazuje się, jak widać, bardzo skuteczna. Czyli nie ma co liczyć na wolny rynek w Chinach? Myślę, że bliżej końca tego stulecia Chiny będą w pełni wolną gospodarką. Z naszego punktu widzenia zmiany zachodzą tam bardzo wolno. Trzeba jednak pamiętać o tamtejszej kulturze i historii. Tam nic nie zmienia się z roku na rok, tylko z generacji na generację. Właśnie od Chińczyków moglibyśmy się uczyć zarządzania strategicznego, czego żadne państwo w Europie nie rozumie. Obecnie chińskie sterowanie gospodarką łączy w sobie właśnie planowanie długoterminowe, wyższość ogółu nad jednostką i fakt, że to co powie władza, cieszy się ogromnym posłuchem. Na tym właśnie budują oni skuteczną ścieżkę rozwoju gospodarczego. Gdzie są zagrożenia dla tamtejszej gospodarki? Paradoksalnie zagrożeniem dla chińskiej gospodarki może być przedłużająca się recesja na świecie. Bo przecież Chiny rosną głównie w oparciu o eksport. Jeżeli światowa gospodarka się odbije, to również
chińska machina eksportowa ruszy pełną parą i zagrożenie dla szybkiego wzrostu zniknie. Dlatego też obecnie Chińczycy starają się skupić na rozkręceniu popytu wewnętrznego. Tak by w ciągu najbliższych dziesięciu lat chiński smok zaczął lecieć na dwóch, a nie na jednym silniku. Jaki wpływ na światową gospodarkę miałoby załamanie gospodarcze w Chinach? Nie bardzo wierzę w to, by miało tam do tego dojść. Chiny poradziły już sobie z kryzysem wewnątrz, notują wysoki wzrost gospodarczy. Teraz, by ruszyć pełną parą, pozostaje im czekać na ożywienie w światowej gospodarce. rozmawiał Łukasz Pałka |
Czytaj w Money.pl | |
---|---|
*Sami ratujemy naszą gospodarkę. Kupując * Naszą gospodarkę ratujemy sami, bo nie przestraszyliśmy się recesji i cały czas robimy duże zakupy w sklepach. Izolacja naszego kraju i niski udział eksportu w PKB również nam pomagają. | |
*Inwestorzy z GPW mogą mieć powody do radości * Po wyraźnie wzrostowym zakończeniu piątkowych notowań na GPW oraz za oceanem trudno się spodziewać, by początek dzisiejszej sesji nie był na plusie. |