Amerykański prezydent przez 35 minut wyważonym tonem czytał starannie sformułowane przemówienie, którego główną tezą było to, że istnieje tylko jedna kampania antyterrorystyczna, a wojna w Iraku jest tylko jednym z jej frontów - pisze waszyngtoński korespondent BBC News, Justin Webb.
"Istnieje tylko jeden sposób działania przeciwko terrorystom - zadać im cios poza granicami (USA), zanim zaatakują nas w naszym kraju" - mówił prezydent Stanów Zjednoczonych. Jak podkreśla BBC, Bush do tej pory unikał wymieniania z nazwiska Osamy bin Ladena - tym razem jednak to uczynił. Wystąpienie prezydenta stanowiło potężne posłanie, adresowane do Amerykanów: główny wróg kraju czeka na okazję, wypatrując najmniejszej oznaki słabości Ameryki. "Wielu Amerykanów poczuje z pewnością dreszcz na samą myśl o bin Ladenie i niemal instynktownie stanie u boku prezydenta" - pisze Webb.
Komentator BBC dodaje, iż zdaniem Busha określenie jakiegokolwiek terminu wycofania sił USA z Iraku stanowiłoby zły sygnał dla terrorystów.
BBC cytuje wypowiedź Alana Lichmana, profesora historii na waszyngtońskim Uniwersytecie Amerykańskim, który uznając siłę posłania Busha, zastrzega jednak, iż jakakolwiek tragedia w Iraku może całkowicie zniwelować efekt prezydenckiego apelu o patriotyczne wsparcie przez Amerykanów misji żołnierzy USA na irackiej ziemi. W takiej sytuacji - dodaje komentator BBC - obywatele nie będą oskarżać ani siebie samych ani żołnierzy. Prezydent zdaje sobie sprawę z tego, że to on stanie na cenzurowanym. Ostatniego wieczoru Bush wyglądał właśnie na człowieka, mającego świadomość, iż taki właśnie ciężar spoczywa na jego barkach - pisze Webb w internetowym portalu BBC.