Komisja Europejska będzie monitorowała problem pożarów składów śmieci w Polsce. W ten sposób zareagowała na artykuł w "The Telegraph", który opisał problem mafii śmieciowej w Polsce. Bruksela zaznacza, że egzekwowanie prawa to zadanie polskich władz.
W niedzielnym wydaniu brytyjskiego "The Telegraph" opisano działalność mafii śmieciowej, która zarabia miliony, ściągając śmieci z Wielkiej Brytanii do Polski. Reporter gazety James Rothwell w reportażu ze Zgierza napisał, że składy śmieci są umyślnie podpalane.
Na artykuł zareagowała Komisja Europejska. - Z pewnym zaniepokojeniem dostrzegliśmy doniesienia medialne o domniemanym nielegalnym recyklingu w niektórych krajach członkowskich - oznajmił rzecznik KE Enrico Brivio podczas poniedziałkowej konferencji prasowej w Brukseli.
Komisja Europejska zaznaczyła, że nie zajmuje się ściganiem przestępstw. - Nie mamy policji, tym zajmują się państwa członkowskie. My oczywiście śledzimy wdrażanie unijnego prawa - powiedział Margaritis Schinas z biura prasowego Komisji.
Bruksela przyznaje, że problem zaostrzył się po tym, gdy w styczniu Chiny wprowadziły zakaz importu plastiku przeznaczonego na recykling. Eksport śmieci został wówczas przekierowany do innych krajów, między innymi do Polski.
Według "The Telegraph" Polska jest obecnie szóstym największym odbiorcą brytyjskich śmieci na świecie i drugim w Europie. Do Polski trafia w ten sposób 12 tys. ton plastiku.
Jak pisaliśmy w money.pl, za tonę przywiezionych z Zachodu śmieci dostać można nawet ponad 200 zł. 50 tys. ton spalonych w głośnym pożarze w Zgierzu to 11 mln zł zysku na czysto. Popiołu po odpadach się już nie przetwarza, a to właśnie dalsza ich obróbka jest najbardziej kosztowna i pracochłonna w tym biznesie.
W tej sytuacji nie brakuje firm, które ściągają do Polski śmieci, których nie chcą już Chińczycy. Nawet Australijczykom opłaca się wysyłać je do nas. Na spaleniu blisko miliona ton odpadów, które importujemy, zarobić można ponad 200 mln zł rocznie.
Start biznesu śmieciowego w tym przestępczym modelu też nie jest trudny. Wystarczy kawałek odwodnionego terenu, niewiążąca opinia sanepidu i zgoda władz samorządowych. Tyle trzeba, żeby na każdej tonie przyjętych śmieci zarabiać około 200 zł. Biznes byłby mniej opłacalny, gdyby trzeba było je przerabiać.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl