118 więźniów w ciągu pół roku - tylu skazanych uciekło z pracy w ostatnich miesiącach. To między innymi efekt programu resortu sprawiedliwości, który wysyła odsiadujących kary przestępców na dodatkowe zajęcia. Liczba "zrywających się z pracy" może podskoczyć. Część udało się złapać, część nie.
Skazani za lekkie przestępstwa pracują, podatnicy oszczędzają. Taki plan miał resort sprawiedliwości wprowadzając do życia program "Praca dla więźniów". Statystyki zatrudnienia istotnie wzrosły. Ale odsiadujący wyroki mają czasami inny pomysł na spędzenie tego czasu. Po prostu uciekają z miejsca zatrudnienia. Część uda się złapać, część jest nadal poszukiwana.
"118 chłopa poszło w Polskę" - można zacytować klasyka z filmu Juliusza Machulskiego "Kiler". Realia filmu są jednak bliskie rzeczywistości.
O co chodzi? O oficjalne dane Służby Więziennej. "W ramach m.in. programu ministra Patryka Jakiego "Praca dla więźniów" uciekło w I półroczu 118 skazanych. W całym 2016 roku 161. Będzie rekord?" - pyta jeden z internautów w mediach społecznościowych.
Opublikował właśnie fragment odpowiedzi na wniosek o udostępnienie informacji publicznej. Pytał SW, ile przestępstw na wolności popełnili skazani i ilu z nich nie wróciło z pracy do więzienia.
Dane w rozmowie z money.pl potwierdza mjr Elżbieta Krakowska, rzecznik prasowy Służby Więziennej.
Tłumaczy, że w ramach tzw. "oddaleń" są i tacy skazani, którzy zniknęli tylko na chwilę i tacy, którzy już do więzienia postanowili nie wracać. Ci drudzy są w tej chwili oczywiście poszukiwani. Ilu udało się złapać i doprowadzić siłą do aresztu? Takich danych już nie ma.
Money.pl skontaktował się z wiceministrem Patrykiem Jakim. To on odpowiada w resorcie sprawiedliwości za program zatrudniania więźniów.
- Gdy przychodziłem do Ministerstwa Sprawiedliwości, pracowało około 20 tys. więźniów. Dziś pracuje 36 tys. skazanych. Nigdy w historii III RP tylu więźniów nie pracowało. To oczywiście obniża koszt dla obywatela i poprawia resocjalizację. Z drugiej strony, skoro o tyle więcej osób pracuje, to liczba oddaleń też rośnie. Realnie jednak spada stosunek oddaleń do ogółu pracujących - odpowiedział money.pl wiceminister.
Liczba tych, którzy wybrali niespodziewanie wolność - według oficjalnych statystyk - stanowi niewielką część wszystkich pracujących bez nadzoru. W sumie jest to około 1,8 proc. wypuszczanych z zakładu do pracy bez strażnika przy boku.
Jeżeli w drugim półroczu oddali się z pracy dokładnie tyle samo więźniów, to rok zamknie się ze statystyką 236. Odpowiadając na pytanie internauty - to wcale nie będzie rekord.
W 2014 roku z miejsca zatrudnienia uciekło 244 skazanych. Dla przykładu: w 2015 roku było to 179, w 2013 roku 227, a w 2012 - 213 skazanych. Rok 2016 był więc jednym z lepszych w ostatnich kilku latach. A trzeba dodać, że już wtedy minister Patryk Jaki zwiększał zatrudnienie. Wyjątkowy był rok 2008. Wtedy z miejsca zatrudnienia uciekło aż 410 osób.
Warto dodać jeszcze jedno "ale". Z danych Służby Więziennej wynika, że więcej ucieczek ma miejsce w II połowie roku. Skazani upatrzyli sobie w 2016 roku takie miesiące jak czerwiec, październik i grudzień. A to może oznaczać, że w 2017 roku liczba oddaleń faktycznie dogoni liczby z ostatnich kilku lat. Do rekordu jednak daleko.
Błąd w danych. Jaki odsetek rzeczywiście uciekł?
Odpowiedź na wniosek o udzielenie informacji publicznej ma jednak w sobie drobny błąd. Chodzi o fragment: "Łączna liczba oddaleń w 2016 roku wyniosła 161, co stanowiło 0,18 proc. z ogólnej liczby zatrudnionych poza terenem zakładu karnego".
Z tego zapisu wynikałoby, że poza więzieniami pracuje prawie 90 tys. skazanych (dopiero od tej wartości 0,18 proc. - czyli 18 setnych z 1 proc. - wynosi 161). Tymczasem bez konwojenta poza zakładem pracuje około 10 tys. osób. Stąd można wnosić, że oddalający się stanowią 1,8 proc. pracujących. Wtedy wszystko się zgadza. I tak należy interpretować odpowiedź SW.
Gdyby wziąć pod uwagę wszystkich zatrudnionych (czyli również tych pracujących w zakładach karnych i aresztach) to odsetek oddalających się wynosiłby zaledwie kilka promili. Tak jednak w statystykach Służby Więziennej się nie robi, bo większość pracujących ma jednak opiekę strażnika. Więc ich oddalenie się z pracy jest po prostu ucieczką z zakładu karnego. W danych jest to zupełnie inaczej klasyfikowane.
W tej chwili do pracy skierowanych zostało 35 tys. osób. Niektórzy odpowiadają za porządek, inni mają bardziej wymagające zajęcia. Część pracuje na wolności, część w halach produkcyjnych przy zakładach karnych. Takie są m.in. w Krzywańcu, Potulicach i Poznaniu. W tym roku pojawią się w Warszawie, Koszalinie, Nowej Hucie.
Resort chwali się, że w ubiegłym roku "skazani przepracowali w skali kraju 4 mln 659 tys. roboczogodzin o wartości ponad 51 mln złotych". Przez najbliższe kilka lat przy zakładach karnych ma powstać więcej hal. W sumie do 2023 roku ma być ich 40.
źródło: Służba Więzienna
Od pewnego czasu jest też więcej zachęt dla przedsiębiorców, którzy chcieliby skorzystać z osadzonych. W całym 2016 roku dostali 12 mln zł ryczałtów za ich pracę. To tzw. ulgi-zachęty, korzysta z nich w sumie 300 podmiotów. Środki wypłacane są z Funduszu Aktywizacji Zawodowej Skazanych, na który zrzucają się niejako sami więźniowie ze swoich pensji. Trafia tam 35 proc. przysługującego więźniowi za pracę wynagrodzenia.
- Dla każdego systemu, dla każdego kraju, nie ma nic groźniejszego niż zostawienie więźniów bez zajęcia. Taka sytuacja działa jak lawa na dnie wulkanu. W końcu wybucha. Zatem praca i czas wolny to niezwykle ważne elementy resocjalizacji. Człowiek, który uczy się zawodu, ma kontakt z innymi, ma kontakt ze światem i informacjami, ma większe szanse do powrotu na prawidłową ścieżkę życia - tłumaczy money.pl dr Paweł Moczydłowski, kryminolog i były kierownik Centralnego Zarządu Służby Więziennej. Zdaniem eksperta trzeba jednak wszystko robić tak, by zapewnić bezpieczeństwo obywatelom.
Kilka miesięcy temu "Rzeczpospolita" informowała, że z miejsca pracy zbiegł między innymi zabójca. W efekcie resort skontrolował jeden z zakładów karnych i wydał zakaz pracy dla skazanych za zabójstwa, gwałty i pedofilię. Z informacji dziennika wynika, że taki zakaz nie dotyczy np. skazanych za rozboje. Dlaczego? Bo jest ich za dużo, a rąk do pracy potrzeba więcej.